Samochody uwolnione od „zielonego” dyktatu — pokoleniowy zakaz do kosza

Samochody uwolnione od „zielonego” dyktatu — pokoleniowy zakaz do kosza

Amerykański senat przegłosował w tym tygodniu rezolucję, która – choć z pozoru stanowiła nudny krok proceduralny – efektywnie przecina gorset „klimatycznego” dyktatu w motoryzacji. Chodzi o przepisy, jakie promulgował stan Kalifornia. Te napisane z myślą o tym, by wymusić wycofanie z użytku samochody napędzane silnikami spalinowymi. W teorii jedynie regulacje lokalne, w praktyce jednak kalifornijski zakaz miał mieć wpływ dużo, dużo dalej – w całych Stanach Zjednoczonych, a nawet daleko poza ich granicami.

Głosowanie w senacie dotyczyło rezolucji dezaprobaty wobec aktu regulacyjnego administracji federalnej. Chodzi przy tym nie o akt administracji Trumpa, lecz jeszcze Bidena. Notabene, był to jeden z ostatnich jej aktów, wydany w grudniu 2024 r. I celowo skonstruowany przez odchodzącą ekipę Demokratów w taki sposób, by w miarę możliwości uniemożliwić administracji Trumpa jego odwołanie. Był to tzw. waiver, czyli wyjątek od przepisów federalnych, jaki Agencja Ochrony Środowiska (EPA) przyznała stanowi Kalifornia.

Waiver ów dotyczyłby przepisów ustawy Clean Air Act, która wyznacza federalne normy emisyjne. Pozwalałby Kalifornii ustanowić własne, ściślejsze normy. A także, co jest w tym przypadku clou, także inne wymogi i zakazy – takie jak planowany od 2035 roku zakaz sprzedaży, który objąłby nowe samochody z silnikiem benzynowym lub diesla. Kalifornia byłaby w ten sposób jedynym stanem USA, który miałby prawo narzucać swoje własne reguły, niekorespondujące z przepisami federalnymi.

Jak ukradkiem „sprzedać” zakaz?

Fakt ten głośno punktowali krytycy, wskazując, że jest to ordynarne faworyzowanie jednego, przyjaznego politycznie Demokratom stanu kosztem innych. Bynajmniej nie był to jednaj zarzut najpoważniejszy. Tym była konstatacja – powszechna w Partii Republikańskiej, a także w kręgach przemysłu motoryzacyjnego (jak biznesowe stowarzyszenie Alliance for Automotive Innovation) oraz obrońców praw kierowców – że EPA, za wiedzą i zgodą ekipy Bidena, usiłuje obejść w ten sposób prawo i zasady konstytucyjne USA.

Jak bowiem twierdzono, nie mając głosów w Kongresie, by objąć samochody spalinowe oficjalnym zakazem, administracja Demokratów usiłowała zakaz taki przeforsować w sposób nieoficjalny. I poza-proceduralny. Sposobem na to miało być właśnie zezwolenie Kalifornii na własny reżim prawny – którego konsekwencje nie ograniczałyby się jednak tylko do tego stanu. A z czasem, przypuszczalnie, dałyby się odczuć także poza granicami Ameryki.

USA zostałyby bowiem podzielone na dwie strefy – jedną tworzoną przez „wolne” stany, i drugą, na którą składałaby się Kalifornia oraz 11 innych stanów, które prawnie kopiują jej regulacje. W jednej z nich mogłyby jeździć wszystkie samochody, w drugiej – tylko te elektryczne lub hybrydowe.

Zakaz na samochody – na śmietnik regulacji

Długoterminowo, logika biznesowa czyniłaby zatem nieopłacalnym produkowanie samochodów, które można by sprzedawać tylko w części tych stanów. Producentom bardziej opłacałoby się wytwarzać te, które można sprzedawać wszędzie – nawet jeśli same w sobie samochody te byłyby mniej ekonomiczne. Dodatkowo w Kalifornii znajdują się także porty, przez które przechodzi znaczna część importu motoryzacyjnego (w oczywisty sposób – zwłaszcza z Chin, Japonii czy Korei).

W konsekwencji wiec, w dłuższej perspektywie zakaz ustanowiony przez Kalifornię doprowadzić mógłby do wypchnięcia tradycyjnych aut z produkcji. I kalifornijscy politycy nie ukrywali specjalnie, że na taki efekt by liczyli. Stan ten podejmuje zresztą także i inne wysiłki, by utrudnić kierowcom korzystanie z samochodów zgodnych z ich preferencjami. Przykładowo, poprzez doprowadzenie do absurdalnie wysokich cen benzyny i paliw ropopochodnych. A wszystko w imię „klimatu”.

Jednak jedną z obietnic wyborczych Donalda Trumpa i Republikanów było powstrzymanie tego zakazu. I choć wielu wyborców spodziewało się tego szybciej, to w tym tygodniu Senat USA w końcu przeprowadził głosowanie. W myśl amerykańskich zasad ustrojowych, zarządzenia administracji federalnej – nawet takie, których sama administracja nie może cofnąć – mogą zostać podważone poprzez rezolucję dezaprobaty. Rezolucję taką przegłosowano stosunkiem głosów 51-44. Trafi ona teraz do prezydenta Trumpa do podpisu.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.