Rozmowy USA i Chin w Sztokholmie. Czy będzie strategiczny przełom w wojnie handlowej?
Jeśli ktoś jeszcze łudził się, że Chiny będą cierpliwie znosić kolejne fale amerykańskich sankcji, ceł i restrykcji technologicznych … Ten moment już minął. Pekin ma strategiczny lewar na szereg kluczowych segmentów amerykańskiej gospodarki, w tym sektora zbrojeniowego poprzez metale ziem rzadkich.
Do Sztokholmu, gdzie właśnie rozpoczyna się nowa tura negocjacji handlowych między USA a Chinami, Pekin przyjeżdża z wydaje się silną talią kart. Czy finalna umowa handlowa między dwiema największym gospodarkami świata przyniesie 'ulgę’ wszystkim, którzy obawiają się handlowej wojny?
Strategiczne surowce – metale ziem rzadkich, baterie litowo-jonowe, komponenty do dronów i pojazdów elektrycznych – stają się nowymi narzędziami wpływu. W tym kontekście Chiny nie są już „fabryką świata”, lecz magazynem najcenniejszych zasobów technologicznej przyszłości. Wokół tego skoncentrują się rozmowy w Szwecji.
Miecz zamiast tarczy?
Od miesięcy obserwujemy subtelną, lecz wyraźną zmianę tonu chińskiej dyplomacji gospodarczej. Kiedyś bardziej pasywna i reaktywna, dziś asertywna. Widać to zarówno w narracji, jak i w konkretnych działaniach. Najnowsze manewry Pekinu wokół eksportu metali ziem rzadkich, kluczowych dla przemysłu high-tech i zbrojeniowego, pokazują, że Chiny budują system presji na Stany Zjednoczone.
Chiny tymczasowo udostępniają rynki niektórych surowców, po to, by móc cofnąć ten dostęp, kiedy stawka rośnie. Ruch ten wymusił na administracji Trumpa – nie bez oporów – częściowe złagodzenie wcześniejszych ograniczeń. Także tych dot. sprzedaży zaawansowanych chipów AI od Nvidii. Gospodarka USA, mimo kapitalistycznej potęgi, pozostaje w wielu obszarach bezbronna wobec chińskich manewrów.
Obosieczny miecz
Główna oś sporu nadal toczy się wokół ceł. Niektóre z nich, zwłaszcza te nałożone pod pretekstem walki z handlem fentanylem, Chiny uważają za motywowane politycznie. Pekin chce ich zniesienia, oferując w zamian rozszerzenie kontroli nad prekursorami opioidów. Niemniej jednak rynek widzi w tym raczej instrument przetargowy niż realny gest walki z kryzysem zdrowotnym na Zachodzie.
Cała lista chińskich „żądań” jest znacznie dłuższa. Obejmuje na przykład wycofanie amerykańskich restrykcji technologicznych, które uderzają w setki chińskich firm. Trump już w czasie pierwszej kadencji rozpoczął blokowanie Huawei czy ZTE, a Biden nie zrezygnował z tej strategii. Dziś Pekin sprawił, że Amerykanie zaczynają dostrzegać, że cła są obosiecznym ostrzem. Przy braku alternatyw dla chińskich komponentów, cios w gospodarkę jest znaczący.
TikTok, ropa i… energia geostrategii
Podczas rozmów w Sztokholmie na stole leżą także kwestie bardziej symboliczne, ale nie mniej istotne. Przyszłość TikToka w USA zależy od decyzji Pekinu – a więc znowu: karta w ręku Xi Jinpinga. Z kolei chiński import rosyjskiej i irańskiej ropy, będący de facto obejściem amerykańskich sankcji, wywołuje gniew Waszyngtonu, który coraz głośniej mówi o „wtórnych cłach” wobec państw kupujących surowce od objętych embargiem dostawców.
Jak dotąd Pekin nie daje się zastraszyć. Władze Chin doskonale wiedzą, że nawet jeśli USA zbudują szeroką koalicję antyrosyjską w Europie, Indie i Chiny nadal będą kupować ropę tam, gdzie cena jest atrakcyjna, a umowy – mniej uciążliwe niż te zawierane z zachodnimi dostawcami. To pokazuje nam, że geostrategia surowcowa Azji już dawno wyrosła ponad amerykańskie ramy porządku światowego.
Surowce, czyli broń XXI wieku
Warto przypomnieć, że w kwietniu – u szczytu ostatniego zaostrzenia wojny handlowej – Pekin wprowadził nowe licencje eksportowe na siedem kluczowych metali oraz komponentów do magnesów trwałych. Rezultat?
Wstrząs na globalnym rynku i błyskawiczna reakcja USA, które w odpowiedzi ograniczyły eksport m.in. oprogramowania do projektowania chipów i technologii silników odrzutowych. Ale już w czerwcu obie strony wróciły do stołu – Pekin cofnął część ograniczeń, a Trump złagodził własne.
Tu nie ma przypadku – to balansowanie siły i strachu, oparte na świadomości wzajemnych zależności. Z pozoru Pekin wydaje się silniejszy niż kiedykolwiek. PKB rośnie szybciej, niż prognozowano, eksport trzyma się dobrze mimo rosnącej presji, a nadwyżka handlowa bije rekordy. Ale to tylko część obrazu.
Prawdziwe wyzwania kryją się wewnątrz systemu. Chiny zmagają się z nadprodukcją, deflacją i chronicznie słabym popytem wewnętrznym. Konsumpcja gospodarstw domowych to wciąż zaledwie 38% PKB – dla porównania w USA to niemal 70%. To oznacza, że chińska gospodarka nadal opiera się na eksporcie i inwestycjach infrastrukturalnych – co w obecnych warunkach jest coraz trudniejsze do utrzymania.
Rząd w Pekinie próbuje to zmienić, oferując dopłaty do wymiany samochodów i AGD, ale to tylko plaster. Prawdziwa reforma – jak zwiększenie systemów ubezpieczeń, reformy emerytalne czy pobudzanie klasy średniej do wydatków – wymaga czasu i odwagi politycznej.
Amerykański chce wrócić do Chin
Na marginesie sztokholmskich negocjacji do Pekinu leci delegacja amerykańskiego biznesu. Szef FedExu, przedstawiciele Boeinga i inni gracze z Fortune 500 – ich obecność to sygnał, że mimo wszystko amerykański kapitał nadal widzi w Chinach rynek zbyt duży, by go ignorować. Podobną sytuację obserwujemy w przypadku Nvidia. Kapitaliści chcą wrócić na chiński rynek zbytu. To oczywiste.
To przypomnienie, że polityka to jedno, a ekonomiczna rzeczywistość – drugie. Nawet przy napiętej atmosferze, gdy dyplomaci grożą sobie wzajemnie cłami i zakazami, wielki biznes szuka punktów styku. Nie z sympatii. Z rachunku zysków i strat.
Czy Pekin zdoła przekształcić swoją gospodarkę, zanim bańka eksportowa pęknie? Czy USA odzyskają niezależność surowcową i technologiczną, zanim ich wpływy zostaną wypchnięte z Azji? W tej grze nie chodzi o zwycięstwo w najbliższej rundzie negocjacji. Liczy się odporność na kryzysy, strategiczne cierpliwości i umiejętność redefiniowania własnej pozycji w świecie, który coraz mniej przypomina ten sprzed dekady.
