Rosyjski eksport ropy się załamał. Kreml zostanie bez pieniędzy?
W czwartym roku rozpętanej przez siebie „trzydniowej” wojny o podporządkowanie sobie Ukrainy, Rosja coraz bardziej odczuwa brzemię konfliktu. To finansowe. Jak pokazują dane, kraj ten kieruje na eksport coraz mniejsze wolumeny ropy i gazu. Czyli towarów, na których sprzedaży opiera się cała konstrukcja tamtejszego budżetu oraz znaczącej (jeśli nie przeważające) części gospodarki.
W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy 2025 roku, które właśnie mijają (tj. year-to-date), Rosja miała wysyłać na sprzedaż na rynkach światowych przeciętnie 3,22 miliona baryłek ropy. To około 3% mniej niż w analogicznym okresie zeszłego, 2024 roku i aż o 7% mniej w porównaniu do roku 2023. Przekłada się to na wolumen eksportowy dla tego okresu mniejszy o niemal 30 milionów baryłek. Warto przy tym zaznaczyć, że nie są to dane oficjalne – co jednak nie ujmuje im rzetelności, a wręcz przeciwnie.
Rosja wstrzymała publikację takich danych niedługo po rozpoczętej przez siebie agresji (tj. gdy tylko okazało się, że inwazja nie będzie „3-dniową operacją specjalną”, a długą i ciężką wojną – zaś sam Kreml musi się liczyć z pierwotnie lekceważoną możliwością nałożenia sankcji). Rosyjskie dane oficjalne były jednak notorycznie niewiarygodne i nader często poddane zabiegom PR-owo-propagandowym – co skądinąd nie stanowi niestety wielkiego novum, zarówno w przypadku samej Rosji, jak i licznych innych krajów.
Rosja wysycha – z pieniędzy?
Powyżej przytoczone wielkości eksportu naftowego uzyskano w wyniku śledzenia aktywności tankowców transportujących rosyjską ropę, a następnie przeliczania ich przepustowości na wielkości sprzedanego wolumenu (zadanie o tyle trudne, że Rosja w dużym zakresie wykorzystuje do pokątnego eksportu węglowodorów osławioną „flotę cieni”, której statki pływają z wyłączonymi transponderami i bez publicznego deklarowania charakteru transportowanych przez siebie ładunków).
Prosta konkluzja prowadzi do wniosku, że Kreml zarabia na sprzedaży ropy – fundamentu swojego budżetu, z którego finansuje trwającą wojnę na Ukrainie – coraz mniej. I to w sytuacji, w której zarówno wydatki militarne (na pokrycie bezpośrednich działa), okołomilitarne (jak m.in. na nowe zakłady produkujące drony), jak i te na podtrzymanie zmagającej się z brzemieniem sankcji gospodarki w coraz boleśniejszy sposób dają się odczuć.
Konflikt w kremlowskiej „rodzinie”
A warto przy tym wspomnieć, że to daleko niejedyna bolączka dotycząca ropy, z którą Rosja musi się mierzyć. 29 lipca wchodzi tam w życie zakaz eksportu benzyny, po raz pierwszy obejmujący także samych producentów paliwa. Ma on na celu zaradzenie ciągłym deficytom benzyny na rynku wewnętrznym – rosyjskie koncerny petrochemiczne wolały bowiem wysyłać paliwo za granicę, co było bardziej opłacalne niż sprzedaż na wewnętrznym rynku rosyjskim.
Działania te wywołały dość ostrą reakcję Kremla – w tym m.in. otworzenie postępowania antymonopolowego przeciw Gazpromowi, nie tak dawno uważanemu za koncern będący niemal uosobieniem rosyjskiego państwa. Same działania „policyjne” okazały się jednak mało skuteczne. Ogólny zakaz eksportu może potencjalnie złagodzić wspomniane braki – oznacza jednak kolejne obciążenie dla budżetu Kremla, który pobiera podatki właśnie od zysków tych firm.
