Robert Kiyosaki grzmi: „koniec nadszedł”. Rząd skupuje po cichu dług, nadchodzi hiperinflacja? Sprawdzamy

Robert Kiyosaki grzmi: „koniec nadszedł”. Rząd skupuje po cichu dług, nadchodzi hiperinflacja? Sprawdzamy

KONIEC NADSZEDŁ” – grzmiał dzisiaj na platformie społecznościowej X (Twitterze) Robert Kiyosaki. Autor „Bogatego ojca, biednego ojca” poinformował swoich obserwujących, że bank centralny USA, tzw. Rezerwa Federalna musiał „po cichu” odkupić 50 mld USD własnego długu, a hiperinflacja właśnie zaczyna wgryzać się w portfele milionów Amerykanów. W jego apokaliptycznej wizji przyszłości jedyną deską ratunku mają być złoto, srebro i kryptowaluta bitcoin, która – jeśli wierzyć Kiyosakiemu – miałaby wzrosnąć w najbliższych latach i dekadach do poziomu miliona dolarów za sztukę. Podobne prognozy Amerykanin zasugerował dla innych „twardych” aktywów: złoto jego zdaniem dobije do 25 tys. USD za uncję, a srebro – 70 dolarów.

Akt I: Grom z jasnego nieba

Skąd tak gwałtowne wnioski? Wyobraźnię Kiyosakiego rozpaliła aukcja dwudziestoletnich obligacji skarbowych USA. Skarb Państwa próbował bowiem sprzedać 16 mld USD nowego długu, ale inwestorzy zażądali najwyższego od rewitalizacji tego papieru w 2020 r. kuponu: 5,047 %. Stosunek ofert do sprzedanego wolumenu (bid-to-cover) spadł do 2,46 – najniżej od lutego i znacznie poniżej rocznej średniej 2,63.

Rentowność „dwudziestolatek”, fot. Investing.com

Efekt domina był natychmiastowy. Rentowność dziesięciolatek podskoczyła do 4,59 %, a Dow Jones zanurkował aż o 784 punkty (-1,8 %), pociągając w dół S&P 500 (-1,5 %) i Nasdaq (-1,3 %). Strach przed droższym kredytem i groźbą eksplozji deficytu rozpalił giełdowe ekrany na czerwono.

Kapitał w panice rozpoczął poszukiwanie bezpiecznej przystani – i znalazł ją nie w dolarze, lecz w kryptowalucie. Bitcoin przebił psychologiczną barierę 109 000 USD, ustanawiając historyczny rekord i wzmacniając narrację o „cyfrowym złocie”.

Akt 2: Chłodny prysznic faktów

Innymi słowy mimo że Robert Kiyosaki ma serce po właściwej stronie, kluczowe elementy tej układanki nie składają się jeszcze w całość.

Po pierwsze, „nikt nie kupił” to mit. Nawet słaby bid-to-cover 2,46 oznacza, że na każdy sprzedawany dolar przypadały 2,46 USD ofert. Aż 70,7 % popytu napłynęło z zagranicy, głównie z Azji – dowód, że globalni inwestorzy wciąż widzą w amerykańskim długu wartość, choć żądają teraz dużo wyższej premii za ryzyko.

Po drugie, Fed nie wrócił do drukarki. Od czerwca 2022 r. bank centralny konsekwentnie tnie swój portfel obligacji w ramach quantitative tightening; według lutowego raportu polityki pieniężnej zmniejszył go już o około 2 bln USD. Te liczby stoją w sprzeczności z tezą, że Fed właśnie „wstrzyknął” w rynek kolejne dziesiątki miliardów dolarów.

Po trzecie, hiperinflacja nie czai się (jeszcze) za rogiem. Rynek obligacji indeksowanych do inflacji (TIPS) wycenia średnio 2,6 % CPI w horyzoncie pięciu lat – daleko od koszmarnych scenariuszy z Weimaru czy Zimbabwe. Wyższe rentowności są w pierwszej kolejności premią za falę nowych emisji i niepewność polityki fiskalnej, a nie dowodem, że dolar zaraz przestanie być walutą rezerwową.

Po czwarte, wysokie kupony to miecz obosieczny. Dla budżetu oznaczają droższy serwis długu, lecz dla inwestorów – rzadką okazję zbudowania portfela w amerykańskiej walucie z 5-procentowym dochodem i potencjałem zysku, jeśli stopy kiedyś spadną.

Powyższe nie oznacza naturalnie, że Kiyosaki nie ma racji w kwestii fundamentalnej- w długim terminie wartość aktywów denominowanych w papierze spada, a kursy „twardych aktywów” tak bardzo lubianych przez autora „Bogatego Ojca…” systematycznie rosną.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.