Referendum nuklearne – wiodące do chaosu. Pat w w sprawie energetyki u kluczowego tytana elektroniki
Zaledwie niedawno, w maju tego roku, Tajwan dokonał wygaszenia swojej ostatniej działającej elektrowni jądrowej. Jego władze były do tego zmuszony na mocy obowiązujących przepisów. Wiele wskazuje, że krok ten może okazać się dla owej wyspy krokiem w ekonomiczną i strategiczną otchłań. Określenie to nie jest przesadą. Tajwan – czy też oficjalnie Republika Chińska – jest bowiem niemal totalnie uzależniony od importu w dziedzinie energetyki.
Z dostępnych danych wynika, że wyspa ta polega na importowanych surowcach w nieprawdopodobnych 98 procentach! Czyni ją to ogromnie zależną od sprawnej komunikacji morskiej i sprawia, że dowolne zakłócenia w dostawach surowców energetycznych wywołałyby na wyspie katastrofę. Nie tylko gospodarczą, ale także cywilizacyjną. Łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby prądu zabrało nie tylko dla fabryk, ale także domów czy szpitali.
A warto pamiętać, że zużycie energii raptownie tam rośnie. Przyczynia się do tego przede wszystkim zaawansowany technologicznie przemysł elektroniczny, stanowiący bodaj największy atut tego kraju. W tej sytuacji pozbywanie się w zasadzie jedynego stabilnego, niezawodnego źródła energii, jaką były elektrownie jądrowe, zakrawa na tragedię. Świadomość powagi sytuacji dotarła do tajwańskiego rządu – i to mimo, że prezydent i jego gabinet wywodzą się z partii historycznie przeciwnej energii atomowej.
Niestety, próba ratowania sytuacji właśnie spaliła na panewce. Rząd zorganizował serię referendów. Pośród nich jedno dotyczyło właśnie energetyki nuklearnej – i stawiało przed wyborcami pytanie, czy chcą, by Tajwan do takiej energetyki wrócił. Jak podały tamtejsze organa wyborcze, miażdżąca większość głosujących – 74,17% (4 341 432 głosy) – poparła ten plan. Niestety, w referendum tym wzięło udział jedynie 21,7% Tajwańczyków – podczas gdy prób ważności wynosił 25% uprawnionych.
W efekcie Tajwan znalazł się, w odniesieniu do polityki energetycznej, w sytuacji patowej (a zarazem palącej). Rząd nie ma podstaw prawnych, by znów uruchomić elektrownie jądrowe. Nie ma też jednak specjalnie innego wyjścia – zaś wyborcy (ci, których tak ważka kwestia w ogóle obeszła) okazali się stanowczo popierać powrót do atomu. Kraj jest zatem w kropce.
