Po co pytać innych: Scholz w imieniu całej UE deklaruje nowe zachęty do EV
Unia Europejska wesprze niemieckich europejskich producentów samochodów elektrycznych (EV). Informacje takie przekazał… nie, nie żaden przedstawiciel UE, a kanclerz Niemiec, Olaf Scholz. Zapowiedział on kroki, nad którymi pracować ma organizacja – a które mają jakoby sprawić, że realia rynkowe i gusta klientów doznają odmiany po myśli europejskich polityków.
Swoje uwagi i deklaracje Scholz poczynił w na forum w Davos. Jak stwierdził, deklarując w imieniu całego kontynentu i w sposób sprawiający wrażenie, jakby był do tego autoryzowany, „Europa” na globalne wyzwania musi zareagować wzmocnieniem swojej siły ekonomicznej. Jednym z takich wyzwań są zaś, przykładowo, nastroje nabywców na rynku motoryzacyjnym.
Wbrew wyraźnym wskazówkom wielu rządów – które jasno tłumaczyły swoim obywatelom, że w imię względów ekologicznych mają przejść na EV – ci ani myślą przejmować się zieloną przyszłością. Popyt klientów na samochody elektryczne doznał w zeszłym roku załamania, zadając kłam szumnie rozgłaszanej rewolucji w transporcie i powszechnej transformacji w kierunku EV.
EV mają być, i już
A na taki despekt wobec „woli politycznej” nie można pozwolić. Unia Europejska musi wobec tego znaleźć „pragmatyczne, nie ideologiczne”, jak to określił Scholz, rozwiązania, aby realizować swój skądinąd całkowicie ideologiczny cel w odniesieniu do przyszłości transportu. Pragmatyczne jego zdaniem będzie zaś ogólnounijny, kompleksowy program wsparcia dla producentów EV.
Jak tłumaczył bowiem pan kanclerz, uzasadniając plan biurokratycznego wsparcia dla nie radzącego sobie na rynku przemysłu, Europa potrzebuje „bardziej konkurencyjnego przemysłu i mniej biurokracji”. Jeśli mowa zaś o samej biurokracji – Scholz miał w tej kwestii złożyć „propozycję” przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen, którą ta „ku jego radości” miała przyjąć.
Na czym miałby polegać ów program wsparcia? Jeśli ktoś pomyślałby, że na objęciu kolejnej dziedziny życia kontrolą Brukseli, to nie popełniłby błędu. Scholz, a w ślad za nim też von der Leyen, chcą bowiem „zharmonizowanych” na skalę całej Europy dopłat do zakupu pojazdów elektrycznych w całej wspólnocie. Kto miałby te dopłaty finansować – nie sprecyzowano.
Cui bono?
Trzeba przy tym trafu, że gros „europejskich” producentów samochodów elektrycznych, które którzy mieliby załapać się na takie wsparcie, to niemieckie koncerny motoryzacyjne. Scholza można jednak zrozumieć. Już w lutym Niemcy czekają wybory parlamentarne. W których to wyborach, z uwagi na poziom popularności, sam kanclerz i jego partia spodziewają się utraty władzy.
Firmy te, tradycyjnie uznawane za potentatów eksportowych, w ostatnim czasie z wielkim trudem radzą sobie z tanią, chińską konkurencją. W tym celu UE wprowadziła zresztą zaporowe cła na EV z Chin. Tym jednak akurat – właśnie z uwagi na interesy niemieckich koncernów w eksporcie do Chin – Scholz był przeciwny.