Płaci cała UE, profity zbiorą Niemcy i Francja? Europejski program obronny ustawiony na korzyść faworytów Brukseli

Jeśli ktoś miał jakiekolwiek złudzenia dotyczącego, że, być może, Unia Europejska stanie na wysokości historycznego wzywania i faktycznie weźmie odpowiedzialność za swoją obronę, wspierając obronność i przemysł zbrojeniowy krajów członkowskich – to najwyższy czas, by owych złudzeń się wyzbył. UE, owszem, wesprze – ale nie wszystkie kraje, tylko niektóre. I nie potencjał militarny jako taki, a wybrane grupy interesu przedsięwzięcia przemysłu zbrojeniowego. Zupełnie jak w „Radiu Erewań”…

Do rzekomego przełomu w podejściu UE do kwestii obronności dojść miało wczoraj. Dwie komisje Parlamentu Europejskiego, te do spraw przemysłu i obrony, na wspólnym posiedzeniu zebrały się i przegłosowały szumnie nazwany Europejski Program Przemysłu Zbrojeniowego (European Defence Industry Programme vel EDIP). Biorąc pod uwagę fakt, że Parlament Europejski ma opinię ciała nie nazbyt samodzielnego, za zaskoczenie można wręcz uznać, że 46 MEP-ów głosowało „przeciw”. Za było 70, 8 się wstrzymało, Parlament program zatwierdził.

Refleks geopolityczny, level: UE

Program ten, jak większość podobnych, był inicjatywą Komisji Europejskiej (organu, przypomnijmy, w założeniach jedynie „technicznego” i mającego nie wpływać na suwerenną politykę państw członkowskich). Jej urzędnicy, w reakcji na agresję Rosji na Ukrainę, już po dwóch latach (!) trwania wojny, czyli w marcu 2024 roku stwierdzili, że faktycznie, warto byłoby coś przedsięwziąć w kwestii przemysłu zbrojeniowego… Przemysłu, który okazał się zupełnie nieprzygotowany do perspektywy pełnoskalowej wojny tuż za granicami UE.

Nie znaczy to, naturalnie, że kraje UE nie mają własnego przemysłu obronnego. Naturalnie mają – tyle że przez ostatnie trzy dekady koncentrował się on na przyszłościowych programach rozwojowych i zamówieniach eksportowych. Tymczasem konflikt na Ukrainie brutalnie przypomniał zainteresowanym, że na polu bitwy liczy się także ilość, zaś wojny jako takie wygrywa logistyka oraz masowe zdolności produkcyjne. Zwłaszcza w dziedzinach takich jak, przykładowo, amunicja artyleryjska. Bez wątpienia warto było zatem europejskie zdolności w tej dziedzinie odbudować.

I w tym właśnie celu uruchomiono wówczas program EDIP, który miał prowadzić do tej odbudowy. Przynajmniej oficjalnie temu miał służyć – od początku bowiem w przestrzeni publicznej pojawiały się bowiem podejrzenia, że wcale nie chodzi o faktyczne, rzetelne wsparcie zdolności obronnych wszystkich krajów UE, lecz o wykorzystanie nadarzającej się okazji i planowanych gigantycznych wydatków do wsparcia określonych, faworyzowanych odbiorców. Niestety, wygląda na to, że pesymiści mogli mieć sporo racji.

„Wartości” przysłane fax-em z Brukseli

Europosłowie jak zwykle zatwierdzili bowiem program w brzmieniu sprokurowanym przez Komisję Europejską. Tymczasem w jego zapisach znalazły się takie ciekawe fragmenty jak te, które uzależniają dostęp do środków finansowych w ramach programu od przestrzegania „wartości europejskich”. Wartości te naturalnie dziwnym trafem okazują się spełniać zawsze te te same państwa tzw. starej Unii (i to nawet wówczas, gdy zupełnie otwarcie więzi się u nich za poglądy oraz wyklucza opozycję z wyborów).

Do kategorii tej trafiają także kraje, których rządy są spolegliwe i usłużne wobec inicjatyw politycznych Brukseli. Natomiast te państwa członkowskie, w których wybory wygrywają ugrupowania eurosceptyczne, lub choćby krytyczne wobec praktyki tzw. integracji europejskiej, niezbadanym zrządzeniem losu zawsze okazują się łamać owe „wartości europejskie”. Oraz „praworządność”. Oczywiście o tym, kto na potrzeby programu EDIP spełnia kryteria europejskiej prawomyślności, decydować będzie, jakżeby inaczej, Komisja Europejska.

Nie trzeba zaś wiele wyobraźni, by uzmysłowić sobie, jak będzie wyglądać praktyka rozdzielania funduszy na obronność przez biurokratów UE, i to w dodatku w oficjalny sposób dzielnych z klucza politycznego. Najznaczniejszy przemysł zbrojeniowy w UE mają oczywiście największe jej kraje – Włochy, Francja i Niemcy, choć liczą się także Hiszpania czy Szwecja. Pośród nowych krajów UE trzeba zaś wymienić Polskę i Czechy – które, choć pod względem wartości nie dorównują zachodnioeuropejskim behemotom, także dysponują sporymi zdolnościami przemysłowymi.

Równość w wydaniu unijnym

Ale nie w oczach Komisji Europejskiej. Tak przynajmniej pokazała dotychczasowa praktyka przyznawania finansowania dla projektów zbrojeniowych. Firmy francuskie czy niemieckie okazywały się bowiem spełniać wymogi stawiane odbiorcom dofinansowania, a polskie jakimś cudem nie. Nawet wówczas (jak w przypadku, przykładowo, pocisków przeciwlotniczych Piorun) naprawdę dysponują unikalnymi zdolnościami, również na tle reszty UE.

Niestety zasadne będzie zatem pytanie, czy w ramach programu EDIP projekty zbrojeniowe z Europy Środkowej doczekają się jakichkolwiek znaczącego dofinansowania? Czy tez zostaną potraktowane jako zbędna i szkodliwa konkurencja dla firm ze „starej” Unii, zaś cały program służyć ma w istocie transferowi pieniędzy ze wszystkich krajów wspólnoty do krajów takich jak Francja i Niemcy, pod szczytnym pretekstem dbania o obronność?

Zatwierdzenie programu przez Parlament Europejski nie kończy jego ścieżki legislacyjnej. Konieczne będzie jeszcze zatwierdzenie przez kraje członkowskie. Można zatem mieć wątłą nadzieję, że zasady przyznawania dofinansowania zostaną jeszcze zmodyfikowane w toku negocjacji.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.