„Nie mamy pieniędzy na realizację dealu z Trumpem”. Politycy przyznają, że umowa jest niewykonalna

„Nie mamy pieniędzy na realizację dealu z Trumpem”. Politycy przyznają, że umowa jest niewykonalna

Korea nie ma środków, by zrealizować obietnice poczynione Donaldowi Trumpowi. Oczywiście chodzi o Koreę południową (choć akurat w tym przypadku ta północna również spełnia ten warunek, też bowiem nie ma pieniędzy) oraz o umowę handlowo-celną, jaką kraj ten zawarł ze Stanami Zjednoczonymi. A ta ma istotne, by nie powiedzieć krytyczne znaczenie dla koreańskiej gospodarki, a zwłaszcza jej najbliższych perspektyw.

Ostatnie miesiące nie były okresem, który Korea może w swojej historii uznać za udany. Najpierw, w grudniu ubiegłego roku, miał miejsce nieudany zamach stanu, potem nastąpił kryzys polityczny i wynikające zeń konsekwencje. Wybory na wiosnę tego roku, które przyniosły zwycięstwo dotychczasowej opozycji, nie przyniosły uspokojenia sytuacji. W ciągu mniej niż pół roku nowy rząd zdołał sobie zapracować na oskarżenia o deptanie wolności słowa i prawne represje wobec politycznych krytyków.

Temu wszystkiemu towarzyszyły turbulencje ekonomiczne. Choć problemy polityczne kraju dalece je zaostrzyły, to niekorzystne tendencje w koreańskiej gospodarce widać było już wcześniej. Kraj zmaga się z stagnacją w gospodarce, podmywaniem roli jego niegdyś dynamicznego i innowacyjnego przemysłu oraz jego eksportu, długofalowym osłabieniem waluty, odpływem kapitału przed nadmiernym brzemieniem regulacyjnym czy wreszcie tragicznym kryzysem demograficznym.

W tych warunkach amerykańskie cła – Korea, jak niemal wszystkie inne kraje, również stała się ich celem – stanowiły dla ekonomii kraju niemal kryptonit i srebrną kulę w jednym. Stąd też wynegocjowanie porozumienia, które umożliwiałoby wszelką możliwą ochronę koreańskiego eksportu do USA, stanowiło dla władz tego kraju priorytet. I to się, co do zasady, udało. Na początku sierpnia ogłoszono zawarcie oraz warunki umowy z administracją Donalda Trumpa.

Balonik handlowych nadziei

Co prawda w dalszym ciągu przewidziane w nich 15% cła będą dla koreańskiej gospodarki gorzką pigułką, jednak jest to i tak jedna z „lepszych” stawek, na równi z tymi wynegocjowanymi przez Japonię i Unię Europejską. Tyle, że porozumienie miało też inne warunki (skądinąd również bliźniaczo podobne do tych, które Amerykanie zastrzegli w umowach z UE i Japonią). Była tam, między innymi, mowa, o inwestycjach, jakie Korea poczynić ma w Ameryce, w ramach wyrównywania bilansu handlowego

Gigantycznych inwestycjach. W przypadku Republiki Korei ich poziom uzgodniono na 350 miliardów dolarów. Od początku wielu obserwatorów ostrzegało, że wartość ta wydaje się wręcz stratosferyczna. I jak się okazuje, mieli rację. Jak z rozbrajającą szczerością przyznał w wywiadzie telewizyjnym Wi Sung-lac, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w rządzie prezydenta Lee Jae Myunga, Korea na taki wydatek nie może i nie zamierza sobie pozwolić.

„Nie jesteśmy w stanie zapłacić 350 miliardów w gotówce (…) Nasze stanowisko to nie taktyka negocjacyjna. To obiektywnie i realistycznie nie jest poziom [wydatków], jaki jesteśmy w stanie wytrzymać” – wyjawił doradca. Gdyby tylko politycy zawsze byli tacy szczerzy… Politycy koreańscy mają jednak nader trudny problem do rozwiązania. Wspomniana suma 350 miliardów dolarów ma bowiem odpowiadać równowartości 80% rezerw walutowych kraju, których pozbycie się w oczywisty sposób nie wchodzi w grę.

Korea w kropce?

Jednym ze sposobów na wyjście z finansowej matni wydaje się w ich przypadku próba delikatnej reinterpretacji porozumienia. Choć bowiem Donald Trump i jego otoczenie (w tym m.in. sekretarz handlu Howard Lutnick) uważają, że owe zobowiązania inwestycyjne rozumie jako inwestycje gotówkowe, opłacone z góry, to politycy w Seulu sugerują, że Korea widzi to inaczej. W ich wersji, inwestycje te miałyby odbywać się na kredyt. Który spłacać będą dopiero z czasem.

Koreańczycy mają teraz zabiegać o zaakceptowanie takiej formy realizacji, jak również o dodatkowe swapy walutowe z USA. Nie będzie zapewne nadmiarem pesymizmu obawa, ze może się to okazać trudne. Zwłaszcza, że koreańskie inwestycje w USA otrzymały niedawno silny cios PR-owy. Nalot służb imigracyjnych na projekt Hyundaia w Georgii ujawnił bowiem, że koreański koncern (najpewniej jako niejedyny), zamiast zatrudniać obywateli USA, sprowadzał własnych. W dodatku jako nielegalnych imigrantów.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!