„Nie ma niemieckich części do reaktora? Wstawimy chińskie…” – elektrownia atomowa źródłem rosnącego ryzyka
Pierwsza elektrownia atomowa, która powstaje właśnie w Turcji, jest źródłem kolejnych bolączek dla władz tego kraju. Jej budowa napotyka opóźnienia, a co gorsza – brakuje do niej części. Nie wiadomo jednak, czy rozwiązanie, jakie znaleziono, nie będzie gorsze niż same problemy.
Przyczyną problemów jest oczywiście wielka polityka. Za konstrukcję elektrowni odpowiada bowiem rosyjski państwowy gigant Rosatom. Także projekt reaktora VVER-1200 jest rosyjski. Tymczasem jednak, zgodnie z planem, turecka elektrownia atomowa, która powstaje obok miasta Mersin, miała także wykorzystywać wyposażenie produkcji niemieckiej.
Elektrownia atomowa – turecka w formie, rosyjska w treści
Konkretnie chodzi o izolowaną gazowo podstację, która odpowiada za transfer energii z elektrowni do sieci elektrycznej. Zamówienie na ten element otrzymał niemiecki koncern Siemens Energy AG. Tyle że części te utknęły w niemieckiej kontroli celnej. Zresztą trudno było spodziewać się czego innego, biorąc pod uwagę zaangażowanych w budowę aktorów.
Rosatom jest bowiem obiektem całego szeregu sankcji. Biorąc to pod uwagę, Niemcy nie palą się do tego, by przekazać oprzyrządowanie do strategicznej infrastruktury w ręce tej firmy. Siemens miał zresztą nieciekawe doświadczenia z rosyjskimi kontrahentami w kontekście sankcji (vide słynna sprawa turbin, które wbrew pierwotnym deklaracjom Rosjanie zainstalowali na okupowanym Krymie).
Taki pat trwa już od kilku miesięcy, zagrażając planom budowy siłowni. A projekt nie jest mały – turecka elektrownia atomowa kosztować ma ponad 24 miliardy dolarów. O dostawę instalacji osobiście apelował do kanclerza Olafa Scholza prezydent Recep Tayyip Erdogan. Turecki minister energetyki, Alparslan Bayraktar, dodał zaś w tonie groźby, że Siemens może „ponieść konsekwencje” braku dostawy.
Turcy narzekają tutaj, że cierpią oni z powodu sankcji nałożonych na Rosję, nie zaś na Turcję. Z drugiej strony, rzecznik Siemensa przyznał, że firma musi stosować się do prawa eksportowego. A to obejmuje również te sytuacje, w których rosyjska firma uzyskałaby dostęp do wrażliwej technologii za pomocą kraju trzeciego lub też na jego terenie.
Producent wszystkiego, o jakości *różnej*
Tymczasem jednak rozwiązanie, jak twierdzą, znaleźli Rosjanie. Złożyli otóż zamówienie na brakującą część u chińskich producentów. Nie ujawniono, kto konkretnie byłby ich producentem. Pomysł jednak, jakkolwiek stanowi oczywiste rozwiązanie problemu z Siemensem, od razu jawi się jednak także jako źródło kolejnych bolączek.
Zaczynając od kwestii oczywistych – skoro projekt przewidywał konkretną instalację produkcji niemieckiej, to trzeba będzie ów projekt zmodyfikować. Chińscy producenci, mimo że zapewne bardzo by chcieli, nie są bowiem w stanie dostarczyć instalacji o dokładnie takich samych parametrach. Podobnych, być może, ale z pewnością nie identycznych.
Nawet zakładając, że ich produkty nie są gorsze pod względem parametrów i jakości od niemieckich (co nie do końca koresponduje z powszechną na rynku opinią), projekt, wedle którego powstaje turecka elektrownia atomowa, powinien uwzględniać różnice. To równałoby się konieczności co najmniej częściowego przeprojektowania kompleksu, co z kolei oznaczałoby kolejne opóźnienia.
Z drugiej strony, brak tegoż przeprojektowania mógłby być potencjalnie groźny w skutkach. A ściślej – wymagałby oparcia bezpieczeństwa pracy elektrowni o uwierzenie na słowo deklaracjom chińskich producentów. Pod względem czysto technicznym byłoby to nieroztropne. Z drugiej jednak strony, gdy decyzję o projekcie podejmują politycy – kierując się politycznymi przesłankami we wzajemnych relachach – skutki bywają różne…