Nic nie pali się tak dobrze jak… samochód elektryczny. Problem, o który producenci EV wolą nie mówić

Samochód elektryczny ma z pewnością kilka zalet, które producenci podkreślają na każdym kroku. Nie jest to jednak wynalazek pozbawiony mankamentów, a jego ograniczony zasięg i długość ładowania, wcale nie są aż tak dokuczliwe przy innej wadzie. Sporym problemem jest… gaszenie elektryka. Coraz częściej słyszy się o pożarach EV, których gaszenie nie jest takie proste i trwa nawet kilka godzin.

Samochód elektryczny płonie nawet kilkanaście godzin

W trwającym sporze, dotyczącym samochodów elektrycznych, przeciwnicy tego rozwiązania krytykowali przede wszystkim ograniczony zasięg oraz problem z długim ładowanie. Rzeczywistość pokazała, że to akurat najmniejsze problemy, w porównaniu do tego co może spowodować zwarcie w takim aucie. Jeśli dojdzie do pożaru elektryka, to mamy poważne kłopoty. Elektryki płoną nawet kilkanaście godzin. Dlaczego tak się dzieje? Nie wystarczy tu zwykła gaśnica, czy trochę wody. Cała procedura jest znacznie bardziej skomplikowana. Szef Państwowej Straży Pożarnej Andrzej Bartkowiak, w styczniu na antenie RMF FM mówił, że nie ma jednego skutecznego sposobu na ugaszenie elektryka, a służby ciągle uczą się i testują nowe rozwiązania. Wśród nich są między innymi specjalne płachty lub kontenery, którymi należy pokryć płonące auto. Jak powiedział Bartkowiak, gaszenie konwencjonalne może zużyć nawet 10 litrów wody i trwać około 10 godzin. O przypadkach niebezpiecznych pożarów media informują coraz częściej. Czy właśnie tak ma wyglądać rewolucja w motoryzacji?

Zobacz też: Drugie dno Lex Tusk. Stara technika wciąż skuteczna

Ostatni głośny pożar elektryka

O pożarach samochodów elektrycznych media informują regularnie. Ostatni głośny przypadek był wyjątkowo niebezpieczny, ponieważ do zdarzenia doszło na stacji benzynowej. Na jednej z gdańskich stacji benzynowych zapłonął elektryczny Ford Mustang Mach-E 4x. Płomienie pojawiły się w okolicach baterii, gdy kierowca był wewnątrz samochodu. Do gaszenia pożaru przybyło pięć jednostek ratowniczo-gaśniczych, które zabezpieczył teren stacji i zajęły się płonącym autem. Po około 1,5 godziny podawania wody udało się ochłodzić baterię. Następnie przez 3 godziny prowadzono działania zabezpieczające i kontrolne. Przypadek z Gdańska nie jest odosobniony i daje mocno do myślenia, czy aby na pewno auta elektryczne są wystarczająco bezpiecznym wynalazkiem?

Może Cię zainteresować:

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.