NBP z gigantyczną stratą. Członkowie RPP z podwyżką
NBP nie zasili państwowej kasy tegorocznym zyskiem. Powód jest prozaiczny: bank centralny nie zarobił. Zamiast tego spodziewa się gigantycznej straty: około 7,4 mld zł. Takie założenia miały się znaleźć w planie finansowym banku. Wynik może się jeszcze zmienić. Ale nie na tyle, by możliwe stało się wyjście nad kreskę.
Miliardy zł straty. Kolejny rok z rzędu
Narodowy Bank Polski ostateczny wynik poda dopiero w przyszłym roku. Będzie on zależał od kursów walut z ostatniego dnia roboczego roku. Obecne szacunki powstały przy uwzględnieniu kursów z ostatniego dnia października. Jak donosi serwis Business Insider Polska, NBP nie przewiduje scenariusza, w którym strata nie zostanie zanotowana.
Ta informacja może szczególnie zmartwić ministra finansów. Ustawa o NBP przewiduje, że zysk banku centralnego jest dzielony: 5 proc. przeznacza się na fundusz rezerwowy banku. Może on być wydany wyłącznie na pokrycie strat bilansowych instytucji. Pozostałe 95 proc. trafia do państwowej kasy. To mogą być naprawdę imponujące sumy. Wystarczy wspomnieć, że w 2021 roku podmiot wypracował niemal 11 mld zł zysku, z czego ponad 10,4 mld zł trafiło do budżetu. Niewiele mniejszą kwotę udało się osiągnąć rok wcześniej.
Potem było już gorzej. W 2022 roku strata NBP wyniosła niemal 17 mld zł. W kolejnym roku mowa była już o rekordowych 20,8 mld zł. Ubiegły rok był szczególnie ciekawy, bo bank centralny we wcześniejszych prognozach spodziewał się 6 mld zł… zysku. Komentując te różnice na początku tego roku Adam Glapiński, prezes NBP, stwierdził, że powodem był wzrost kursu złotego – bezprecedensowy w stosunku do winnych walut. Dodał, że te kwestie są nieprzewidywalne i… po prostu się zdarzają. Zaznaczył też, że zysk nie jest celem NBP, ale przyznał, że sytuacja może niepokoić.
Brak zysku NBP oznacza większą wyrwę w państwowej kasie
Wróćmy do ministra finansów. Kilka miliardów zł zysku NBP mogłoby mu poprawić humor, bo sytuacja państwowych finansów nie jest najlepsza. Nie jest nawet dobra. Na początku listopada Sejm znowelizował budżet: deficyt wzrósł o ponad 56 mld zł do przeszło 240 mld zł. Wbrew pozorom zmiana nie wynikała jednak ze wzrostu wydatków względem pierwotnej ustawy budżetowej. Te mają pozostać niezmienione i wynieść przeszło 866 mld zł.
Problemem okazały się dochody państwa, które powinny sięgnąć 626 mld zł, a nie zakładanych wcześniej przeszło 682 mld zł. Skąd taka różnica? Powodów jest przynajmniej kilka, w tym niższa od zakładanej inflacja, niższe od prognozowanych dochody z VAT czy CIT, ale też właśnie brak zysku z NBP.
Co to oznacza w praktyce? Łatwo się domyślić: gdy pieniędzy brakuje, trzeba je pożyczyć. Zadłużenie Polski rośnie i w nieodległej przyszłości przekroczy 60 proc. PKB. A to jedna z granic, która uruchamia unijną procedurę nadmiernego deficytu. Nasz kraj nie musi się jednak obawiać tego mechanizmu, bo… Komisja Europejska już latem objęła Polskę ową procedurą. Zdecydował fakt, że deficyt w 2023 roku stanowił ponad 5 proc. PKB. Tymczasem wedle unijnych wytycznych nie powinien przekraczać 3 proc.
Unijne mechanizmy skłaniające do oszczędzania, cięcia wydatków, mogą niepokoić polityków. Ale rosnące zadłużenie wiąże się też ze wzrostem kosztów obsługi długu. W przypadku Polski sięgają one już 100 mld zł – tyle płacimy w samych odsetkach. To niewiele mniej niż szacowane koszty wybudowania między Bugiem a Odrą pierwszej elektrowni jądrowej.
NBP ze stratą. Członkowie RPP z podwyżkami
Na koniec warto dodać, że w niedawnym komunikacie NBP poinformował, iż o 8 proc. wzrosło wynagrodzenie członka Rady Polityki Pieniężnej, a zatem organu decyzyjnego banku. Od 1 października wynosi ono ponad 40 tys. zł. Przewodniczącym RPP jest prezes NBP, czyli Adam Glapiński. Jego wynagrodzenie jest znacznie wyższe – wedle wyliczeń serwisu money.pl miesięcznie szef banku centralnego zarabia obecnie (w pensji i nagrodach) ponad 122 tys. zł.