Należące do gangu więzienie w Wenezueli zajęte przez reżim. Część I – o co tu chodzi?

Autorytarne władze Wenezueli ogłosiły, że przejęły kontrolę nad zakładem karnym Tocoron, położonym w stanie Aragua na północy kraju, dotąd kontrolowanym – zupełnie oficjalnie – przez miejscowy kartel. Niniejszy tekst to pierwsza z dwóch części artykułu omawiającego zagadkową sprawę należącego do gangu więzienia – a dokładniej ów fenomen się wziął i dlaczego usłyszano o tym dopiero teraz, gdy tysiące żołnierzy i funkcjonariuszy wdarły się do obiektu.

Mury więzienne służą z reguły – i w założeniu – do skutecznego oddzielenia skazańców od zwykłej, cywilnej populacji. Więzienia to najczęściej solidne, niejednokrotnie ufortyfikowane kompleksy, które jednak równie skutecznie bronią dostępu na zewnątrz co do wnętrza. I te właśnie walory docenili członkowie gangu Tren de Aragua.

Gang ten operuje w kilku krajach Ameryki Południowej, działając w branżach nielegalnego wydobycia złota, handlu narkotykami, prostytucji, przemytu, wymuszeń haraczy, napadów, porwań dla okupu, handlu ludźmi oraz nielegalnej imigracji. Słowem – tytani biznesu.

Zobacz też: Wielka Brytania: Izba Lordów przyjęła ustawę o konfiskacie krypto-aktywów z przestępstw

Więzienie zajęte przez zasiedzenie

Więzienie Tocoron, nad którym gang ów sprawował kontrolę, zaadaptowano do roli jego kwatery, bazy wypadowej oraz twierdzy – niemal na podobieństwo feudalnego zamku, z którego raubritterzy wyruszali w łupieskie rejzy. Taki stan rzeczy utrzymywał się przy tym całkowicie jawnie i bez udawania, że jest inaczej.

Biorąc pod uwagę realia Wenezueli – kraju, w którym unikalne połączenie dogmatycznego socjalizmu, tragikomicznej niekompetencji i endemicznej korupcji pod rządami boliwariańskiego reżimu niegdyś Hugo Cháveza, a dziś Nicolása Maduro doprowadziło do degeneracji gospodarczej i cywilizacyjnej o nieomal biblijnej skali – nie jest to w istocie nic dziwnego.

Obecna ekipa rządząca sama angażuje się w prawie-oficjalną współpracę biznesową z południowoamerykańskimi kartelami narkotykowymi oraz na masową skalę stosuje terror kryminalny jako narzędzie utrzymywania swojej władzy za pomocą strachu, przez co w oczach mieszkańców w istocie niewiele różni się od typowej grupy przestępczej

Ogółem więc to, że teoretycznie państwowe więzienie znajdowało się pod suwerenną władzą gangu, w tak dysfunkcyjnym, zrujnowanym i przeżartym korupcją kraju jak boliwariańska Wenezuela zaskakuje mniej niż to, że reżim jednak zdecydował się je odbić. W istocie źródła całego zajścia mogą mieć więcej wspólnego z mechanizmami korupcyjnymi i konfliktem pomiędzy kryminalnymi „partnerami biznesowymi” (tj. rządem oraz gangiem) niż motywami podanymi oficjalnie.

Zobacz też: Bojkot Dove na horyzoncie. Kolejna marka w ogniu politycznych kontrowersji

Operacja udała się znakomicie!

Wersja urzędowa (czyt. propagandowa) wydarzeń przedstawia się następująco: 21. września, w toku rozreklamowanej na cały świat operacji, żołnierze Narodowych Boliwariańskich Sił Zbrojnych Wenezueli oraz funkcjonariusze Korpusu Narodowej Policji Boliwariańskiej (pomimo kabaretowego wydźwięku tak brzmią oficjalne nazwy tych formacji) bohatersko wdarli się do Tocoron, przejmując następnie kontrolę nad obiektem i przeszukując go.

Poniesiono przy tym straty w ludziach w wysokości jednej osoby – jakiś major rzekomo uderzył się głową o drzwi samochodu pancernego, w wyniku czego pechowo zmarł (wiarygodność owego wytłumaczenia jest przy tym niezweryfikowana).

W wydanym oświadczeniu rząd wylewnie gratulował sobie oraz zaangażowanym mundurowym. Minister spraw wewnętrznych, niejaki Remigio Ceballos, egzaltował się, że w Wenezueli „nie będzie bezkarności […] wystąpimy przeciwko wszystkim kryminalistom i ich wspólnikom”, co biorąc pod uwagę, kto uchodzi za największego wspólnika kryminalistów w kraju, brzmi jak autoironiczne szyderstwo. Maduro natomiast pochwalił „szybką i czystą” akcję.

Zobacz też: Chiny chcą kontrolować przepływy dolarów – a przynajmniej to, kto je nabywa

…no chyba że jednak nie do końca tak znakomicie.

Potem ukazał się kolejny komunikat, z którego wynikało, że akcja jednak nie była tak czysta i szybka, jak by sobie tego życzono, konieczne bowiem okazało się wdrożenie „fazy drugiej”. Wedle zaktualizowanej wersji wydarzeń, władze tropią teraz tych, którzy uciekli – i już niedługo na pewno ich złapią (tak tak, z pewnością) – reszta natomiast więźniów ma zostać rozesłana do innych zakładów karnych.

Ciężko stwierdzić, co w istocie miało być celem akcji zajęcia więzienia. W normalnych warunkach działanie takie jawi się jako oczywistość – w sytuacji jednak kraju, którego rząd rutynowo współpracuje z gangami i który nie od wczoraj tolerował kontrolę nad Tocoron przez Tren de Aragua, spodziewać by się raczej należało wyjaśnienia charakterystycznego dla stosunków pomiędzy podmiotami kryminalnymi.

Z pewnością bowiem, jeśli celem był efekt propagandowy, mający pokazać, z jakim zdecydowaniem socjalistyczne władze walczą z przestępczością, to skutek jest raczej mierny. Operacja, z całym jej komizmem, podkreśliła raczej skalę rozkładu wenezuelskiego państwa (które w ogóle dopuściło do takiej sytuacji w pierwszej kolejności) niż jego skuteczność.

Zobacz też: Rychło w czas: HSBC wstrzymuje transfery z Rosji i Białorusi

Something missing from the party…?

W oficjalnym oświadczeniu ani też w wypowiedziach polityków nie wspomniano natomiast o poważnym oporze zbrojnym ze strony przestępców. Ten ostatni bynajmniej nie był bowiem wykluczony – dowodem na co było m.in. skonfiskowane w więzieniu uzbrojenie. Napomknięto jedynie, że w czasie działań „doszło do pożaru”. W ogóle zresztą rząd wenezuelski wydawał się tyleż wojowniczy w warstwie retorycznej, co ostrożny w działaniu. To, że więzienie w praktyce należy do gangu, nie było żadną tajemnicą – a jednak działanie podjęto dopiero teraz.

Do zajęcia więzienia, gdzie przebywało około 1600 osób (nie wszyscy byli przy tym więźniami, znaczną część tej liczby stanowiły ich rodziny, które swobodnie mieszkały w kompleksie) wystawiono bowiem siły liczące 11 000 (słownie: jedenaście tysięcy) żołnierzy i funkcjonariuszy, wspartych przez pojazdy pancerne oraz ciężki sprzęt – liczby te sugerują raczej skalę niewielkiej kampanii wojennej niż operacji porządkowej w więzieniu.

A mimo – to walk, o dziwo, nie stwierdzono. Na miejscu aresztowano 60 przestępców oraz 4 strażników więziennych, podejrzewanych (no kto by pomyślał…) o współpracę z gangsterami. Prócz tego, kogo aresztowano, równie ciekawe jest, kogo nie aresztowano – według oświadczenia rządowego, „niektórzy” osadzeni zdołali zbiec.

A pośród tych „niektórych” znaleźli się, zupełnym przypadkiem naturalnie, członkowie gangu Tren de Aragua, na czele z jego przywódcą, Hectorem Guerrero Floresem. Wedle pojawiających się informacji, mieli oni z wyprzedzeniem wiedzieć o planowanym najeździe służb i stosownie wcześniej się ulotnić.

W drugiej części artykułu mowa będzie o fascynujących rzeczach, które znaleziono w więzieniu, oraz innych odkryciach, jakie przy tej okazji tam poczyniono.

Może Cię zainteresować:

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.