Na ostatniej prostej: gigantyczna umowa odwleczona. Partia stoi na przeszkodzie

Komunistyczne władze Chin próbują zablokować sprzedaż spółki operującej portami, zarząd których umożliwia bezpośredni wpływ na Kanał Panamski. Wykorzystują w tym celu pełną paletę środków szantażu. Nie wiadomo jednak, czy to coś da – rząd w Pekinie nie ma bowiem jurysdykcji nad portami, zaś na władze Panamskie, które ją mają, ogromny nacisk wywierają USA.

Zaledwie niedawno głośno było o gigantycznej umowie (nie tylko w sensie finansowym), której przedmiotem był, pośrednio, Kanał Panamski i kontrola nad jego użytkowaniem. W jej ramach chiński, lecz oficjalnie zarejestrowany w Hongkongu operator CK Hutchison miał sprzedać grupie inwestorów z funduszem BlackRock na czele swą spółkę-córkę.

Rzeczona spółka-córka była zaś (i póki co, dalej jest) operatorem grona 43 portów w 23 krajach. W tym także krytycznie istotnych, strategicznie zlokalizowanych portów Cristobal i Balboa, które ryglują Kanał Panamski po obydwu stronach, tj. na wybrzeżu Pacyfiku oraz Morza Karaibskiego. Wartość transakcji osiągnąć miała gigantyczne 19 miliardów dolarów.

Kwota ta może o tyle zaskakiwać, że stanowiło to więcej, niż wynosić miała waluacja CK Hutchison. Clou transakcji tkwiło jednak nie w pieniądzach (czy raczej nie tylko w nich), ale przede wszystkim w kontroli nad ultra-ważnym z punktu widzenia wpływu na światowy handel aktywem, jakim jest Kanał Panamski. Stąd też hongkoński operator otrzymać miał więcej, niż dyktowałby sam rachunek księgowy.

Sposoby na „przekonanie”

Ale nie wiadomo, czy otrzyma. Podpisanie umowy przeciąga się bowiem – i nie wiadomo, jaki będzie jej finał. Sprawę usiłuje bowiem storpedować chiński rząd. Przejęcie kontroli nad portami przez BlackRock (tj. podmiotem powiązanym z USA, mimo wszystkich różnic i wrogości ideologicznej z zapleczem politycznym Donalda Trumpa) wywołać bowiem miało wściekłość Xi Jinpinga.

Chiński gensek uważać ma za afront umniejszenie wpływów, które komunistyczne Chiny raz zdobyły. Władze w Pekinie oraz chińska partia komunistyczna rozkręciły więc nagonkę na właściciela CK Hutchison, miliardera Li Ka-shing. Przez tamtejsze media przetoczyła się fala ataków, gróźb i oskarżeń o zdradę wobec jego samego i jego rodziny.

Rozpoczęto też szykany prawne i biznesowe wobec CK Hutchison i samego Li. Miał on napotkać falę zerwanych kontraktów, szantaż ze strony chińskich władz wobec obecnych i potencjalnych partnerów i kontrahentów, a nawet groźbę zniszczenia jego firmy. Tak bowiem należy odczytywać zapowiedź „postępowania antytrustowego”.

Kanał Panamski – politycznie nietrywialny

Mając to na względzie, do planowanego podpisania umowy 2. kwietnia nie dojdzie – z „oczywistych przyczyn”, jak to określono. Zarazem z pojawiających się doniesień wynika, że obydwie strony umowy nadal starają się ją zrealizować. W istocie bowiem wysnuć można wniosek, że hongkoński potentat nie ma tutaj specjalnie dobrego wyjścia. Cokolwiek zrobi, będzie stratny.

Jeśli doprowadzi umowę do końca, zyska kwotę większą od całej wartości firmy – ale narazi się na cały katalog represji totalitarnego państwa komunistycznego, jakim wciąż (i w epoce Xi, tym bardziej) są Chiny. Jednak jej zerwanie też niewiele da – porty straci bowiem i tak. Pod naciskiem amerykańskim Panama szykuje się bowiem co cofnięcia firmie koncesji na zarządzanie portami.

CK Hutchison płaci tu niestety za fakt, że dał się wykorzystać jako narzędzie wpływów Pekinu. A Kanał Panamski jest zarówno dla tego ostatniego, jak i tym bardziej dla Waszyngtonu, zbyt istotny, by po prostu go odpuścić.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.