Minister gospodarki trafi pod „sąd”, z zarzutów o korupcję, szpiegostwo
Alejandro Gil, były minister odpowiedzialny za sprawy gospodarcze w komunistycznych władzach Kuby, usłyszy szereg zarzutów kryminalnych. Taką informację przekazał sąd najwyższy Kuby, powołując się na oskarżenia wysunięte przez prokuratora generalnego tego kraju. Kuba, której rachityczna, socjalistyczna gospodarka jak zwykle nie domaga, usiłowała kilka lat temu próbować ostrożnych reform ekonomicznych – za które odpowiadał właśnie Gil.
Zarzuty, które ujawnić miał kubański sąd najwyższy, dotyczą szpiegostwa (!), łapówkarstwa, wyłudzeń i innych nieprawidłowości finansowych. Nie podano, na rzecz jakiego kraju miał rzekomo szpiegować były minister, choć w istocie nie miałoby to pewnie większego znaczenia. Już sama lista zarzutów budzi wyraźnie uniesienie brwi – skoro Gil dopuszczał się przestępstw finansowych takiej skali, to po co miałby jeszcze szpiegować? Przecież byłoby to niepotrzebne ryzyko…
Z kolei – gdyby faktycznie był czyimś szpiegiem, to przecież jego mocodawcy prędzej sami zaopatrzyliby go w stosowne wynagrodzenie, niż dopuścili ryzykowanie bezpieczeństwa swojego źródła informacji poprzez łapówkarstwo czy wyprowadzanie pieniędzy. To oczywiście pomijając już samą kwestię tego, na ile wiarygodne są twierdzenia, że Gil mógł być czyimkolwiek szpiegiem jako członek rządu i ścisłego kierownictwa komunistycznego kraju.
Nie chodzi przy tym o to, że jest to fizycznie niemożliwe (choć w systemie politycznym, w którym Kuba funkcjonuje od 1959 r. wraz z całą jego szpiegomanią i wszechwładną bezpieką, byłoby to i tak trudne), ale o to, że gdyby faktycznie doszło do takiej sytuacji, można by się spodziewać masowych, szeroko zakrojonych przetasowań w kubańskim kontrwywiadzie – i to pomijając fakt, że takie sprawy kraje komunistyczne starają się wyciszać, nie nagłaśniać, w trosce o wizerunek władzy.
Kuba gwarantuje „uczciwy proces”
Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Wraz z Alejandro Gilem zarzuty usłyszeć a co prawda także szereg innych osób i jego wspólników. Ale co – znów, jakże charakterystyczne – nikogo nie wymieniono z nazwiska. Nikogo prócz niego. I nikt najprawdopodobniej nie będzie wymieniony, proces byłego ministra Kuba zamierza bowiem przeprowadzić za zamkniętymi drzwiami, bez udziału publiczności ani mediów innych niż oficjalne, propagandowe.
Kubański sąd najwyższy zapewnił przy tym, że w socjalistyczny wymiar sprawiedliwości zapewni Gilowi „uczciwy proces”, ale zapewnienia te brzmią jak kiepski żart, i taką też mają wartość merytoryczną. Wszystko wskazuje zatem na to, że Kuba jako kraj będzie miała wątpliwą przyjemność oglądać spektakl stanowiący uwspółcześnioną reminiscencję stalinowskich procesów pokazowych. Nawet wymiar grożących Gilowi kar jest identyczny – za szpiegostwo jest to od 10 lat w górę lub kara śmierci.
O co w całej sprawie chodzi faktycznie? Alejandro Gil, jako wicepremier oraz minister gospodarki i planowania (jak brzmi oficjalna nazwa tego resortu na Kubie) należał do grona najbliższych współpracowników prezydenta Miguela Diaz-Canela, wyznaczonego na swego następcę przez Raúla Castro. Był jego głównym pomocnikiem podczas rozpoczętej w 2021 roku reformy monetarnej oraz innych prób zmian gospodarczych. Niestety, reformy wyszły tak „po kubańsku”.
Wyspa Wolności w politycznej praktyce
Kuba jak tkwiła bowiem w ekonomicznym marazmie, tak tkwi dalej. Próby wplecenia rynkowych elementów trafiły w próżnię, gdy priorytetem dla władz okazało się utrzymanie „socjalistycznej kontroli” i niedopuszczenie do wykształcenia się silnego sektora prywatnego. Zmiany monetarne, faworyzujące finansowy interes władz, okazały się zaś dla kraju katastroficzne i doprowadziły do powszechnego zubożenia (nic dziwnego, gdy komunistyczna władza łupi inflacją swych poddanych…).
Kubański reżim nie przyznał się do żadnych błędów. Zamiast tego o błędy te, i to „ciężkie”, oskarżono zdymisjonowanego w lutym 2024 roku Gila, którego Diaz-Canel najwyraźniej wyznaczył na kozła ofiarnego swoich niepowodzeń. W tym kontekście orzeczenie sądu w zbliżającej się sprawie sądowej wydaje się wyłącznie formalnością – choć niewiadome pozostaje, jak spektakularnym wyrokiem władza zechce obłożyć swojego byłego faworyta.
Historia Kuby jest tu raczej ponura. Komunistyczne władze miały zwyczaj zabijać ludzi dla siebie niewygodnych, i chodzi tu nie tylko o setki dysydentów, których w więzieniu La Cabaña osobiście mordował niejaki Ernesto „Che” Guevara po przejęciu władzy, ale też np. sfingowany proces i rozstrzelanie generała Arnaldo Ochoi Sancheza w latach 90′, który dowodził kubańskimi oddziałami wysłanymi do Afryki – a który miał tego pecha, że stał się wśród żołnierzy na tyle popularny, że bracia Castro uznali go za zagrożenie.
