Mandat karny w wersji „sprawiedliwej społecznie”, łagodniejszy – dla niektórych. Kontrowersje na drogach
W Kalifornii niektórzy kierowcy zapłacą więcej za wykroczenia drogowe. Nie dlatego, że popełnili gorsze wykroczenie niż inni, ale za to, że należą do niewłaściwej grupy majątkowej. W myśl planu wdrażanego właśnie przez miasto San Francisco, a popieranego przez władze stanowe i gubernatora Gavina Newsoma, ci, którzy otrzymają mandat karny, ale zaliczają się do „ubogich”, przysługiwać będą znaczące ulgi.
Ta bardziej niż lekko kontrowersyjna inicjatywa, zwłaszcza biorąc pod uwagę w teorii obowiązującą zasadę równości obywateli wobec prawa, nie jest ideą tak zupełnie nową. Opiera się na zatwierdzonym przez Newsoma jeszcze w 2023 roku „Programie Pilotażowym Systemu Bezpieczeństwa Prędkości” (Speed Safety System Pilot Program). Tak jak i w Polsce, również za oceanem programy zapewnienia „bezpieczeństwa” kierowcom sprowadzają się głównie do sięgania im do kieszeni. Jakiś pretekst zawsze się znajdzie.
To wcale nie podatek, to… yyy, mandat karny! Dla bezpieczeństwa!
Program ten, miedzy innymi, zezwolił kalifornijskim władzom miejskim na użytkowanie kamer w czasie rzeczywistym rejestrujących przekroczenia prędkości i automatycznie wysyłających informacje, na podstawie których wystawiany jest mandat karny. Kalifornia słynie przy tym zarówno z korków na obszarach metropolitarnych, jak i częstokroć absurdalnych ograniczeń prędkości. Słowem, nawet jeśli kierowca próbuje przestrzegać przepisów, to i tak na mandat niejednokrotnie się załapie. W końcu „bezpieczeństwo drogowe” to nie przelewki.
Mandaty za przekroczenie prędkości wynoszą w Kalifornii od 50 do 500 dolarów. Przy ustalaniu metodologii karnej w odniesieniu do wykroczeń drogowych zderzyły się tam dwie bardzo typowe dla tego stanu tendencje. Pierwszą jest nad wyraz łagodna polityka penitencjarna, pełna zrozumienia dla sprawców przestępstw (ale już wcale niekoniecznie dla ich ofiar). W praktyce forsowana bywa zwłaszcza przez postępowych prokuratorów, często łagodzącym kwalifikacje prawne czynów zabronionych.
Drugą jest fiskalizm. Kalifornia należy do stanów, które nakładają najwyższe i najbardziej drakońskie podatki stanowe i lokalne. Nie dziwi to o tyle, że tamtejsi politycy zawsze mają niekończące się wydatki, zaś w stanowym budżecie tradycyjnie zieje dziura deficytu. W tym kontekście wszelkie pomniejsze opłaty, jakie tamtejsze władze lokalne mogą we własnym zakresie nałożyć na mieszkańców (do których zalicza się także mandat karny), ściągane są tak „entuzjastycznie”, jak tylko mogą.
Równość wobec prawa, co blokuje „równość społeczną”
Jak jednak je połączyć? Bardzo prosto – wystarczy kary finansowe zróżnicować w zależności od kondycji majątkowej obywatela. I tym, którzy nie stanowią celu fiskalnego zapału władz, przyznać ulgi. W ramach wdrażanego właśnie w mieście planu, sprawcy wykroczeń, których stan zamożności nie przekracza dwukrotności federalnego progu ubóstwa, będą otrzymywać mandat karny pomniejszony o 50%. Ci uznani zaś za zupełnie ubogich, jak również bezdomni, mogą zaś liczyć na ulgę rzędu 80%. Tych ostatnich, niestety, tam nie brakuje – m.in. właśnie dzięki lokalnym politykom.
Co wręcz urocze w swym tupecie, władze miejskie napisały w oficjalnym uzasadnieniu programu, że „przyniesie on korzyści wszystkim społecznościom” w mieście. Kamery mierzące prędkość mają być jakoby zainstalowane w rejonach, gdzie dochodzi do największej ilości zdarzeń drogowych. Pytaniem pozostaje jedynie, czy zdaniem oficjeli wypadek spowodowany przez osobę ubogą uważany jest za mniej niebezpieczny niż taką, która dysponuje więcej niż tylko niezbędnym minimum?
San Francisco słynie jako jedno z najbardziej postępowych miejsc w USA. Sprawia to, że prowadzona przezeń polityka niejednokrotnie stoi w kolizji z traktowanymi gdzie indziej jako oczywistość zasadami, takimi jak równość wobec prawa. Miasto to ma obecnie na swych ulicach zainstalowane 33 kamery przeznaczone do automatycznego wystawiania mandatów. Częściowym pocieszeniem dla kierowców może być fakt, że połowa z nich nie działa.