Koszmarne dane z beżowej książki, Rosenberg: „los gospodarki jest przesądzony”. Czas się ewakuować?
„Wykorzystaj każdą falę wzrostową, żeby oczyścić portfel z ryzyka” – wezwał na platformie społecznościowej X (dawniej Twitter) David Rosenberg, główny ekonomista Rosenberg Research. Według jego analizy najnowszej „beżowej książki” Fedu (to cykliczny dokument banku centralnego oceniający kondycję makroekonomiczną kraju) już około 60 proc. amerykańskiej gospodarki albo znalazło się w recesji, albo balansuje na jej krawędzi.
„Beżowa książka” przyniosła grobowe wieści
Kwartalny raport Rezerwy Federalnej rzadko bywa lekturą dla mas, ale tym razem przyniósł niepokojące dane: tylko pięć z dwunastu okręgów odnotowało wzrost, cztery zgłosiły spadki aktywności, a reszta tkwi w stagnacji. Szczególnie słabo wypadł Zachód, gdzie popyt konsumencki i zatrudnienie kurczą się w cieniu wojny celnej.
Rosenberg zwraca uwagę na zmianę charakteru spowolnienia: w latach 2022-23 amortyzowały je pandemiczne oszczędności, dziś zaczyna się klasyczna recesja popytowa. Sklepy raportują mniejsze obroty, hotelarze – spadek rezerwacji, a firmy wstrzymują nowe etaty. To „zwykła” gospodarcza słabość, a nie przejściowy okres strachu na rynku.
„Blow-off top”, czyli ostatni taniec byków
Duński makroanalityk Henrik Zeberg uważa jednak, że recesji jeszcze nie ma – rynek dopiero formuje „wybuchowy szczyt”, po którym nastąpi gwałtowne załamanie. Jego zdaniem końcowa faza hossy może wycisnąć z indeksów ostatnie procenty, zanim nastąpi spadek najgłębszy od lat 30. XX w.
Rosenbergowi i Zebergowi wtórują zresztą kolejni członkowie „klubu pesymistów”. Są to m.in:
- Jamie Dimon (prezes holdingu inwestycyjnego JPMorgan) ostrzega, że nowe cła prezydenta Trumpa mogą „trwale zdusić” zyski spółek i wepchnąć USA w recesję.
- Profesor Steve Hanke szacuje prawdopodobieństwo recesji w 2025 r. na ponad 90 proc., krytykując wciąż zbyt optymistyczne prognozy zysków.
- Ray Dalio przekonuje, że sama recesja to problem drugorzędny wobec ryzyka szerszego „pęknięcia porządku globalnego” napędzanego długiem i napięciami politycznymi.
Choć indeks małych i średnich spółek S&P 500 spadł ledwie o 12,5 proc. od lutowego szczytu, rentowności 10-letnich papierów skarbowych (4,29 proc.) wciąż przekraczają stopy dwuletnie tylko o 55 pb – czyli jesteśmy tuż nad granicą inwersji, która historycznie zapowiadała każdy amerykański kryzys od 1955 r.
Co może zrobić inwestujący Kowalski?
Powyższe nie oznacza na szczęście, że przeciętny inwestor / spekulant pozostaje bez opcji. Na nadejście niesprzyjających wiatrów można się przygotować poprzez następujące kroki:
- Redukcja pozycji należących do tzw. sektorów cyklicznych – przemysł ciężki, półprzewodniki i spółki transportowe najbardziej cierpią podczas spowolnienia gospodarczego.
- Rotacja w defensywę – zdrowie, użyteczności publiczne, dobra pierwszej potrzeby tradycyjnie trzymają się lepiej.
- Płynność i jakość – gotówka lub krótkoterminowe bony skarbowe zamiast spekulacyjnego długu korporacyjnego.
- Złoto i obligacje chronione przed inflacją jako bufor, gdyby napięcia handlowe podtrzymały presję cenową.
Reszta pozostaje w rękach rynku (i niebios). Pytaniem otwartym pozostaje czy Fed – rozdarty między inflacją a hamującą aktywnością – zdecyduje się na cięcie stóp jeszcze w tym roku. Jeżeli to nie nastąpi, narracja Rosenberga może zmaterializować się szybciej, niż rynki zdążą to zdyskontować.