Koniec wojen handlowych, Chiny zadowolone z umowy z USA? 'Panikarze znowu stracili’

Koniec wojen handlowych, Chiny zadowolone z umowy z USA? 'Panikarze znowu stracili’

Po latach napięć, groźnych tweetów, wzajemnych ceł i wojny gospodarczej, która momentami przypominała grę w „kto pierwszy mrugnie” Stany Zjednoczone i Chiny wreszcie doszły do porozumienia. Przynajmniej w teorii. Jak to wygląda w praktyce? Hossa na giełdach nabiera tempa, a wszyscy, którzy panikowali na początku kwietnia, dziś żałują, że nie kupowali amerykańskich akcji.

Donald Trump ogłosił w czwartek, że USA i Chiny „właśnie podpisały” umowę handlową. Szczegółów – jak zwykle w jego stylu – brak, ale sygnał jest jasny: światowa gospodarka może odetchnąć z ulgą. Dziś narrację tą potwierdziło chińskie ministerstwo, które wydało komunikat zadowolone z przebiegu dwustronnych rozmów w Londynie.

Efekt Genewy. Od rozmów do podpisu

Jeszcze w maju wydawało się, że rozmowy w Genewie zakończą się tylko deklaracjami. Ale – ku zaskoczeniu wielu – to właśnie one okazały się fundamentem nowego „ramowego porozumienia”. Zarówno strona amerykańska, jak i chińska potwierdziły, że dogadały się co do głównych punktów. Umowa zakłada m.in. dostawy metali ziem rzadkich z Chin do USA i zniesienie części amerykańskich środków odwetowych.

Czyli – tłumacząc na język biznesu – obie strony przestają się straszyć i zaczynają handlować.

Doradca ekonomiczny Białego Domu, Stephen Miran, wprost powiedział, że nie ma sensu niszczyć dobrze idących rozmów groźbą nowych ceł. To ciekawe odejście od dotychczasowej retoryki „kija i kija” w polityce handlowej USA. Tym bardziej że jeszcze niedawno prezydent Trump groził 50-procentowymi cłami na import z Unii Europejskiej, a data 9 lipca miała być ostatecznym terminem rozliczeń. Teraz – jak mówi sekretarz skarbu Scott Bessent – deadline jest elastyczny, „jeśli rozmowy idą w dobrej wierze”.

Wygląda na to, że Waszyngton zdaje sobie sprawę, iż polityka handlowa oparta na ciągłym zastraszaniu przestała działać.

Chiny zadowolone? Oficjalnie – tak

Chińskie Ministerstwo Handlu potwierdziło, że ustalenia zostały zaakceptowane i w najbliższych dniach strony sfinalizują szczegóły. Pekin zobowiązał się też do przyspieszenia procesu zatwierdzania eksportu towarów strategicznych – co w praktyce oznacza mniej biurokracji i więcej rzadkich surowców płynących do USA. To jasny sygnał, że Chiny również szukają stabilizacji.

Czy to oznacza, że są zadowolone? Publicznie – zdecydowanie. W praktyce – bardziej niż kiedykolwiek zależy im na uporządkowaniu relacji z kluczowym partnerem handlowym. W tle są bowiem spowolnienie gospodarcze i ryzyko dalszej izolacji na tle geopolitycznym.

Trump: „Porządek przed Labor Day”

Administracja Trumpa – ku zaskoczeniu wielu komentatorów – zaczyna grać w bardziej przewidywalną grę. Sekretarz skarbu Bessent otwarcie mówi o tym, że USA planują sfinalizować większość kluczowych umów handlowych do Labor Day (Święto Pracy, obchodzone 1 września). Mowa o „Top 10” – czyli największych partnerach handlowych, od Kanady po Japonię. Co więcej, umowa z Wielką Brytanią już została podpisana, a rozmowy z Unią Europejską trwają mimo wzajemnych gróźb.

To, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się nierealne, dziś nabiera realnych kształtów.

Czy to koniec wojny?

Trudno mówić o trwałym pokoju w świecie globalnego handlu – szczególnie z Donaldem Trumpem u steru. Ale jeśli rzeczywiście do września uda się dopiąć kluczowe porozumienia, to będzie to najbliżej „handlowego rozejmu” od wielu lat. Po raz pierwszy od dawna mamy do czynienia nie z retoryką strachu, a – choćby pozornym – konsensusem.

Jeden z komentatorów ujął to krótko: „Panika się nie opłaca”. I wygląda na to, że tym razem, zarówno USA, jak i Chiny, wzięły sobie te słowa do serca.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.