Koniec eksportu mebli do USA, Trump grozi cłami. Amerykanie zapłacą fortunę za krzesła i stoły?
Donald Trump znów uderzył w czułą strunę globalnego handlu. W piątek ogłosił, że jego administracja rozpoczęła formalne dochodzenie w sprawie importowanych mebli. To krok, który w praktyce otwiera drogę do nałożenia nowych taryf celnych. Śledztwo ma potrwać około 50 dni, a jego efekty mogą zaważyć zarówno na portfelach amerykańskich konsumentów, jak i na notowaniach wielu spółek z branży wyposażenia wnętrz.
„Meble napływające do Stanów Zjednoczonych będą objęte cłem – wysokość jeszcze do ustalenia. To przywróci produkcję do Karoliny Północnej, Południowej, Michigan i wielu innych stanów” – napisał prezydent Stanów Zjednoczonych na Truth Social. Przypominamy też, że Polska jest jednym z głównych eksporterów mebli w Europie, a cła mogą uderzyć niektóre krajowe przedsiębiorstwa.
Giełda reaguje błyskawicznie
Rynek nie musiał czekać na szczegóły. Notowania firm takich jak Wayfair, RH (dawniej Restoration Hardware) czy Williams-Sonoma spadły. Powód jest oczywisty. Wszystkie mocno opierają się na imporcie, a to importerzy płacą cła. Jednocześnie akcje La-Z-Boy, czyli producenta, który w dużej mierze bazuje na krajowej produkcji – wzrosły. To klasyczny przykład zmiennych nastrojów Wall Street z ostatnich miesięcy.
Warto pamiętać, że amerykański rynek meblarski już od dawna boryka się z problemami. Sprzedaż dużych elementów wyposażenia: sof, stołów czy szaf spada od ponad roku. Wpływa na to osłabienie rynku mieszkaniowego i wysokie stopy procentowe, które studzą apetyt konsumentów na droższe zakupy. Nowe cła mogą jedynie dolać oliwy do ognia.
Już teraz widać, że wcześniejsze taryfy nałożone na wyroby z drewna czy metali podbijały ceny mebli. W lipcu ceny domowych sprzętów i wyposażenia skoczyły średnio o 0,7% – przy czym ogólna inflacja w tym samym czasie była tłumiona przez tańsze paliwa.
Tło polityczne i prawne
Dochodzi do tego kontekst prawny. Śledztwo prowadzone jest na mocy sekcji 232, czyli w ramach tzw. „przesłanek bezpieczeństwa narodowego”. To dość elastyczne narzędzie, które administracja Trumpa wielokrotnie stosowała wcześniej – wobec stali, aluminium, a ostatnio także miedzi, farmaceutyków czy turbin wiatrowych. Krytycy twierdzą jednak, że powoływanie się na bezpieczeństwo narodowe w kontekście stołów i foteli brzmi groteskowo.
Z drugiej strony, z punktu widzenia Trumpa, to ruch obliczony nie tylko na gospodarkę, lecz także na politykę. W Karolinie Północnej czy Michigan wciąż żywa jest pamięć o czasach, gdy meblarstwo dawało setki tysięcy miejsc pracy. Dziś sektor zatrudnia niespełna połowę tego, co w roku 2000, a większość taniej produkcji dawno przeniosła się do Azji.
Globalne łańcuchy dostaw pod presją
Stany Zjednoczone w 2024 roku sprowadziły meble warte 25,5 mld dolarów, z czego blisko 60% pochodziło z Wietnamu i Chin. To nie są partnerzy handlowi, z którymi Waszyngton prowadzi łatwy dialog. Wprowadzenie ceł w tym segmencie może stać się kolejnym punktem zapalnym w relacjach z Pekinem czy Hanoi.
Na domiar złego … Uderzyłoby to także w amerykańskie firmy, które dziś balansują między importem a lokalną produkcją. Organizacje branżowe już kilka miesięcy temu ostrzegały, że żadne taryfy nie przywrócą złotych czasów amerykańskiego meblarstwa. Mogą natomiast wywindować koszty i osłabić resztki produkcji, które wciąż istnieją w USA.
Inwestorzy i konsumenci będą teraz uważnie śledzić kolejne posunięcia administracji. Oficjalnie mówi się o 50 dniach na zakończenie dochodzenia, ale podobne postępowania w przeszłości przeciągały się miesiącami. Niezależnie od tempa, jedno jest pewne: każdy sygnał z Białego Domu w tej sprawie będzie odbijał się echem na Wall Street i w portfelach zwykłych Amerykanów.
