Gigantyczny spadek przychodów z gardłowej drogi morskiej. Niewielki potencjał wystarczył, by Kanał Sueski stanął w obliczu katastrofy
W ciągu ostatniego roku przychody, jakie do skarbca Egiptu przynosi Kanał Sueski, spadły o gigantyczne 60%. Spadek ten wyjaśnić jest bardzo łatwo – jest to bezpośrednia „zasługa” toczących się na Morzu Czerwonym ataków wymierzonych w żeglugę handlową.
W oficjalnym oświadczeniu rząd prezydenta Abd Al-Fataha As-Sisiego przyznał się do mało optymistycznych wyników finansowych. Dochody, jakie w tym roku Egipt uzyskał z opłat tranzytowych za przejście jednostek handlowych przez Kanał Sueski okazały się o 60% – czyli o 7 miliardów dolarów – niższe niż rok temu.
Rząd oficjalnie złożył to na karb „rosnących napięć geopolitycznych” – choć przecież dla nikogo nie jet tajemnicą, co naprawdę było tego przyczyną. Kardynalnie przyczyniły się do tego ataki pirackie jemeńskiego ruchu Hutich, alias Ansar Allah, organizowane przy materialnym i informacyjnym wsparciu służb irańskich.
Kanał Sueski zamknięty – motorówkami i dronami
Huti rozpoczęli swoją „kampanię” rok temu, w listopadzie. Oficjalnie uczynili to w reakcji na działania wojenne Izraela w Strefie Gazy. Wbrew temu jednak, ich ataki wymierzone były nie tylko w statki powiązane z Izraelem, lecz w istocie dowolne jednostki, które się nawinęły. W tym także te należące do ich sojuszników. Notabene, uczynili sobie oni z tego dochodowy „biznes”.
Miniony rok obfitował w agresywne działania Hutich, którym nie sposób odmówić znaczącego marginesu skuteczności. I to pomimo prostoty (a czasem wręcz prymitywności) ich środków, oraz strat, które ponosili. W reakcji na ich działania koalicja państw zachodnich posłała na wody Morza Czerwonego własne floty wojenne. Liczni armatorzy zaś uciekali się do wynajmowania zbrojnej ochrony.
Lotnictwo amerykańskie i brytyjskie podejmowało także naloty na cele Hutich w Jemenie. Ostatnio (i co ciekawe – dopiero ostatnio) własne uderzenia na Jemen poczęły prowadzić też siły izraelskie. To o tyle paradoksalne, że w teorii całość tego kryzysu wybuchła w związku z Izraelem. Tymczasem przez większość minionego rok Izrael pozostawał kwestią jemeńską zainteresowany jedynie marginalnie.
O działaniach pirackich Hutich oraz kryzysie na Morzu Czerwonym i jego skutkach pisaliśmy już wielokroć.
Czemu Egipt nie broni swej złotej kury?
Jedna rzecz, która cały czas budzi pytania i ciekawość, to polityka Egiptu w obliczu tego kryzysu. Kraj ten przecież posiada solidne siły zbrojne – niegdyś uchodzące zresztą za pierwszą armię świata arabskiego. Posiada także niemałą flotę – a mimo to nie prowadził niemal żadnych działań wymierzonych w Hutich. Tymczasem właśnie Egipt miał w ich wyniku najwięcej do stracenia.
Kanał Sueski to, obok Nilu, najcenniejszy (i kto wie, czy obecnie nie jedyny istotny…) atut gospodarczy Egiptu. Co istotne zwłaszcza dla jego władz, zapewniał on stałe – i płynne – dochody do krajowego skarbca. Odróżnia go to od rolnictwa nawadnianego wylewami Nilu czy zapewnianej przez rzekę energii elektrycznej tym, że oferuje żywą gotówkę, zapewniając 15% wpływów dewizowych do egipskiego budżetu.
Tymczasem żeglugę poprzez Kanał Sueski w większym stopniu chroniły nie tylko USA, ale też pomniejsze kraje europejskie – a Egipt nic… Nie tylko militarnie, ale nawet deklaratywnie. Nawet ostatnie oświadczenie rządu unika nazwania wprost Hutich jako winowajców. Nie sposób opędzić się od wrażenia, że „coś tu nie gra”, zaś faktyczne motywy władz egipskich mogłyby stanowić fascynujące zagadnienie.