Geopolityczna burza na polskiej giełdzie. Akcje spółek i złoty reagują. Niemcy odpowiadają. Co się dzieje?

Geopolityczna burza na polskiej giełdzie. Akcje spółek i złoty reagują. Niemcy odpowiadają. Co się dzieje?

Warszawa dziś znalazła się w centrum geopolitycznej burzy, jakiej nie widzieliśmy co najmniej od tragedii w Przewodowie. W nocy z wtorku na środę polskie lotnictwo – wspierane przez sojusznicze maszyny NATO – zestrzeliło nad wschodnią granicą kilkanaście dronów bojowych, które naruszyły przestrzeń powietrzną kraju. Najnowsze doniesienia medialne pozwalają przypuszczać też, że na terenie kraju zabłąkał się jeden pocisk rakietowy.

To pierwszy przypadek, gdy członek Sojuszu Atlantyckiego użył siły bezpośrednio w trakcie trwającej od ponad dwóch lat wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Premier Donald Tusk z sejmowej mównicy nazwał incydent „najbliższym od czasów II wojny światowej momentem, w którym Polska otarła się o otwarty konflikt”. Co zastanawia to dość ostrożne, niemal szczątkowe doniesienia z Waszyngtonu, który bardzo zachowawczo komentuje incydent, jakim żyje świat. Zatem jak zareagowały rynki i polskie aktywa?

Polski złoty osłabił się, ale bardzo nieznacznie. Dużo gorzej wygląda polska giełda, gdzie akcje w znakomitej większości spadają. Flagowy indeks WIG20 spada o 1,5%, podobnie traci także benchmark mWIG40. Polskie aktywa przyjęły cios, ale na tym etapie to jeszcze nawet nie knockdown, ani nie nokaut. Na podstawie tego możemy śmiało wnioskować, że eskalacja napięć byłaby dla inwestorów wielkim zaskoczeniem. Rynek chce wierzyć, że to pojedynczy przypadek.

Artykuł 4 – sygnał alarmowy w NATO

Warszawa uruchomiła artykuł 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, czyli mechanizm konsultacji, gdy państwo członkowskie czuje się zagrożone. To jeszcze nie jest wezwanie do wspólnej obrony (art. 5), ale sygnał ostrzegawczy, że sytuacja balansuje na granicy dopuszczalnego ryzyka. Poparcie dla inicjatywy Polski wyraził już minister obrony Niemiec, Boris Pistorius. Również Sekretarz generalny NATO Mark Rutte pozostaje w stałym kontakcie z polskimi władzami.

Nieoficjalnie mówi się, że Sojusz traktuje incydent jako celową prowokację, nie zaś przypadkowe naruszenie przestrzeni powietrznej. W operacji uczestniczyły nie tylko polskie F-16, ale i holenderskie F-35 oraz włoskie samoloty wczesnego ostrzegania. Widzimy więc, że NATO nie zamierza pozostawiać Polski samej z nowym zagrożeniem. Jak dotąd informacje z USA są szczątkowe.

Rosyjska narracja i odpowiedź

Moskw dosłownie wszystkiemu zaprzecza. Ambasador Rosji w Warszawie mówi o „bezpodstawnych oskarżeniach” i domaga się dowodów na rosyjskie pochodzenie dronów. Ale w Brukseli i stolicach europejskich nikt nie ma złudzeń. Eskalacja wojny nie tylko trwa i przybiera nową, bardziej niebezpieczną formę. Co więcej, nawet jeśli drony nie pochodziły z Rosji, lub wtargnęły 'przypadkiem’, jasne jest, że stawka dalszej wojny Moskwy i Kijowa rośnie. Także dla Polski.

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wezwała do nałożenia kolejnych sankcji, tym razem wymierzonych w tzw. „flotę cieni” przewożącą rosyjską ropę. Z kolei Kaja Kallas z Estonii stwierdziła, że Kreml testuje odporność granic Unii i NATO, a odpowiedzią musi być inwestycja w europejską obronę i wzmocnienie wsparcia dla Kijowa.

Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że część dronów miała lecieć z kierunku Białorusi, czyli wiernego sojusznika Putina. Z drugiej strony, polskie siły zbrojne potwierdziły, że w nocy były w stałym kontakcie z Białorusinami, którzy informowali o dronach nadlatujących z okolic Ukrainy. W rzeczywistości spora część dronów nadleciała z tzw. 'trójstyku granic’.

Cień historii

Trudno nie dostrzec ironii: 85 lat po tym, jak niemieckie bomby spadły na Wieluń, Polska znów staje się miejscem, gdzie testuje się granice bezpieczeństwa Europy. Wówczas świat zwlekał z reakcją, dziś NATO i UE mają szansę udowodnić, że nie są jedynie klubem dyskusyjnym. Jeśli incydent z dronami naprawdę miał na celu sprawdzenie determinacji Zachodu, to odpowiedź Polski i jej sojuszników będzie miała znaczenie większe niż pojedyncza nocna operacja nad Podlasiem. Paradoksalnie jednak takie wydarzenia mogą przyspieszyć inwestycje w sektor obronny – zarówno na poziomie państw, jak i całej Unii.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.