Fast food z dostawą na kredyt. Czym jest nowy wymysł konsumpcjonizmu?
DoorDash, firma dostarczająca jedzenie na wynos, w najbliższej przyszłości dostarczy je także na kredyt. Właśnie podpisała umowę, w ramach której szwedzki fintech Klarna obsłuży owe odroczone na później płatności. Co mogłoby pójść nie tak – i czy naprawdę wszystko, nawet proste posiłki muszą być finansowane długiem? Jak zwykle nieomylną odpowiedź na to pytanie daje rynek. Rzecz w tym, że to odpowiedź cokolwiek niepokojąca.
Jeśli mieliście problem z życiem na kredyt, wieczną niemożnością utrzymania przy sobie pieniędzy oraz unikaniem tarapatów finansowych, to ta opcja jest dla Was. Będziecie mieli możliwość popadnięcia w długi z najbardziej trywialnego powodu – dla zaspokojenia chwilowego głodu (i lenistwa). A przy okazji także nabicia korporacyjnych profitów, oraz dołożenia jeszcze jednego kamyczka do ekonomii zbudowanej na pęczniejącym długu. Przed państwem, w rolach głównych, DoorDash oraz Klarna.
W myśl umowy, którą sygnowały obydwa umowy, DoorDash zaoferuje swoim klientom dostawy posiłków w modelu „buy now, pay later”. Płatność, w której pośredniczyć będzie Klarna, ma zostać rozłożona na cztery raty. Co się podkreśla – płatności te mają nie być obciążone żadnymi odsetkami (o „opłatach manipulacyjnych” i innego rodzaju śmieciowych haraczach nie wspomniano; należy jednak optymistycznie założyć, że ich też nie będzie).
Na czym jednak w takim razie Klarna ma tutaj zarobić – a na czymś przecież musi, inaczej nie angażowałaby się w całe przedsięwzięcie – skoro brak odsetek? Otóż fintech ma pobierać jedynie opłaty za spóźnione regulowanie należności. Za każdą spóźnioną płatność Klarna liczyć sobie będzie „do 7 dolarów”. Łącznie kwoty za wszystkie spóźnienia mają móc sięgnąć „do 25% wartości zamówienia”. Ale przecież, drodzy klienci, na pewno się nie spóźnicie, prawda?
„Ludzie o wiele częściej uderzaliby się młotkiem w palec, gdyby ból występował dopiero po roku.”
~ Nicolás Gómez Dávila
DoorDash, Klarna i pułapka długu
Korzystajcie zatem śmiało z odroczonych płatności. Wiadomo, „później” to doskonała pora na wszystko, zwłaszcza zaś na rzeczy nieprzyjemne. Rzecz jednak w tym, że stosowanie tej maksymy w odniesieniu do zobowiązań finansowych cechuje się niemiłą tendencją do potęgowania skali tej nieprzyjemności. I to czasem w sposób, z początku, zupełnie niepotrzebny.
Rozwiązanie to w oczywisty sposób zaoferowano z myślą o osobach, które „akurat teraz” nie mają pieniędzy. Właściwie po co jednak ktoś miałby kupować posiłki na kreskę? Przecież jeśli ma kłopoty finansowe – a z pewnością je ma, jeśli nie dysponuje dosłownie żadnymi rezerwami finansowymi, nawet tak skromnymi, by zaopatrzyć się w żywność i napoje – decydowanie się na jedzenie z restauracji ma bardzo wątpliwy sens. Znacznie ekonomiczniej jest kupić i przyrządzić je samemu.
Jeśli natomiast stać go na gotowe jedzenie z restauracji, wątpliwe, by musiał korzystać z odroczonych płatności. Po co więc się na nie decydować? Oficjalne wyjaśnienie, które sprokurowały DoorDash i Klarna, przekonują, że to „dla wygody”. I aby „wyposażyć naszych klientów w maksimum wyboru oraz kontroli nad tym, jak chcą zapłacić”. Tak tak, z pewnością… w ogóle nie dlatego, że przyzwyczajenie do natychmiastowej gratyfikacji jest uzależniające, prawda?
Uzależnienia (w tym uzależnienie od długu) mają jednak to do siebie, że nie tylko stanowią społeczną chorobę. Doskonale się na nich także zarabia. Oficjalnie, oczywiście, Klarna i DoorDash się tego nie spodziewają. W praktyce jednak – czy nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że model biznesowy ich porozumienia opiera się o lenistwo, gnuśność bądź nieodpowiedzialność konsumentów? A w każdym razie na tyle dużego ich odsetka, by nakładane na nich kary uczyniły całość opłacalną?
Przy czym – ciężko mieć nawet do nich o to pretensję. To firmy nastawione na zysk, i jeśli jest okazja zarobić… Mało optymistycznie rysują się natomiast wnioski dot. ogółu konsumentów, którzy świadomie „pakują” się w dług, po prostu dla wygody.