Fabryki EV „na skraju katastrofy”. Chiny gwałtownie szukają rynków zbytu

Fabryki EV „na skraju katastrofy”. Chiny gwałtownie szukają rynków zbytu

Źle się dzieje w państwie duńskim chińskim – przynajmniej jeśli chodzi o dziedzinę, w której Chiny zdążyły dotąd jako potęga. Chodzi o samochody elektryczne. Okazuje się jednak, że raptowny wzrost chińskiej potęgi produkcyjnej i przemysłowej w tym zakresie miał wątłe (i sztucznie pompowane) postawy. W efekcie tego cały chiński sektor EV się trzęsie w wyniku nadprodukcji i braku rynku zbytu – przynajmniej zdaniem samych jego przedstawicieli.

Sukcesu firm takich jak BYD, Geely, SAIC Motor czy Great Wall Motor do niedawna pozazdrościć mogły rzesze producentów na świecie. Daleko wyprzedziły one, jeśli chodzi o dynamikę produkcji czy sprzedaży, potentatów amerykańskich (General Motors, Stellantis, EV) czy japońskich (Honda i Nissan, z Toyotą próbującą iść własną drogą), o europejskich nawet nie wspominając. Konkurować skalą sprzedaży z czołówką chińskich producentów z trudem nadążała nawet Tesla.

Chiny biorą przyszłość szturmem

Wszystko to miało tyleż bardzo logiczne, co nader proste przyczyny. Częścią obrazu był fakt dominacji na rynku surowców przemysłowych, jaką Chiny wypracowały sobie w ostatnich latach – a które to surowce (jak metale ziem rzadkich) szczególnie i w ogromnie odczuwalny sposób potrzebne były w produkcji EV. Tym samym chińscy producenci mieli do nich ułatwiony dostęp. W zestawieniu z wciąż niższymi niż w Europie czy Ameryce kosztami produkcji, ustawiało to grę rynkową pod nich.

Na tym jednak owo ustawienie się nie kończyło. Prócz bowiem wsparcia pośredniego, Chiny wspierały (i wspierają) swoich producentów również bezpośrednio. W najprostszy możliwy sposób – finansowo. Chińskie firmy motoryzacyjne, specjalizujące się w samochodach elektrycznych, należą do największych odbiorców dotacji przyznawanych przez władze w Pekinie. A warto zauważyć, że dotacje te, w ramach rządowej polityki nasycania rynku pieniądzem, nie są małe.

Na finansowym dopingu

W efekcie to nie technologiczny czy przemysłowy geniusz, lecz miliardy pompowane przez chińskie państwo w producentów EV pozwoliły tym ostatnim oferować dumpingowe ceny na całym świecie. I zdobywać w ten sposób rynek. To był też powód, dla którego kolejne kraje i rynki – jak UE, Kanada i inne, o USA nawet nie wspominając – poczęły zamykać swoje podwoje przed chińskimi firmami. Ich rodzimi przedsiębiorcy nie tyle przegrywali bowiem rywalizację, co w ogóle nie byli w stanie jej podjąć.

Doliczając do tego wygaszanie „zielonych” programów dotacji i zachęt dla nabywców EV w Europie, rynek zbytu dla tak rozbudowywanej przez Chiny w ostatnich latach branży raptownie się skurczył. Producenci zostali z coraz gorzej sprzedającym się produktem – tymczasem naciągają kolejne czarne chmury. Również bowiem państwowe dotacje w samym Państwie Środka (czy też, dosłownie, Królestwie Środka, jak zwie się Chiny) mają się powoli kończyć.

„Motoryzacyjne Evergrande”

W efekcie tego nawet w samych Chinach między producentami miała wybuchnąć zacięta wojna cenowa o gwałtownie kurczący się rynek. Przedstawiciele chińskiego sektora EV mają wręcz określać sytuację w branży jako „motoryzacyjne Evergrande”, nawiązując do dewelopera, który stał się twarzą bańki na tamtejszym rynku nieruchomości. Katastrofy tej z trudem (i ogromnym kosztem) uniknięto, głównie dzięki intensywnym działaniom rządu.

Nie jest jednak przesądzone, czy w przypadku EV Chiny – w warunkach zawieszonej, lecz wciąż grożącej wojny handlowej z USA – będą w stanie sfinansować ratowanie sektora, którego powstanie w istocie z niczego same wcześniej z tych samych, rządowych środków sfinansowały.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
1 komentarz
  1. sdfsdf4f napisał

    gdzie są komentarze disqus?

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.