Dostawy ropy znów pod ogniem po tym, jak premier, ministrowie zabici w eksplozji
Jemeński zajdycki ruch Hutich, znany też jako ugrupowanie Ansar Allah, w poniedziałek wznowił ataki na tankowce płynące akwenem Morza Czerwonego. W ten sposób Huti powrócili do swojej „sztandarowej” działalności, z której znani byli od końca 2023 r., wyrządzając znaczne szkody światowej żegludze transportowej. Najnowszy atak do odwet za wyjątkowo bolesny cios w kierownictwo ruchu, do którego doszło w tym tygodniu – a który wymierzył mu Izrael
Chodzi o nalot, który przeprowadziły tamtejsze siły powietrzne, obliczony na „dekapitację” ugrupowania. Izrael oraz Jemen (a przynajmniej wschodnia jego część, kontrolowana przez Hutich) z mniejszym lub większym natężeniem wymieniały ciosy w ciągu ostatnich miesięcy. Izrael prowadził względnie rzadkie, choć celne bombardowania lotnicze, na co Huti odpowiadali częstymi atakami dronów dalekiego zasięgu oraz okazjonalnym wystrzeleniem pocisków balistycznych.
Co ciekawe, skala wzajemnej wrogości była dalece większa niż w toku całego 2024 roku – apogeum kampanii Hutich przeciwko światowej komunikacji morskiej. Kampania owa realizowana była właśnie pod hasłem oporu przeciwko Izraelowi i jego działaniom w Gazie, i ogniskowała się na statkach „powiązanych” z państwem żydowskim (w praktyce ostrzeliwane były dowolne jednostki). To ostatnie jednak wydawało się wówczas niemal nieporuszone.
Zmieniło się to, kiedy zimą tego roku Huti ogłosili rozejm i przerwę w atakach, w dużej mierze przypisywaną oczekiwanym zmianom w amerykańskiej polityce. Od tego momentu cele ich ataków częściej znajdowały się w samym Izraelu, który ze swej strony nierychło odnotował istnienie tego problemu. Pod ostrzałem z Jemenu znalazły się w ostatnich miesiącach m.in. port lotniczy im. Dawida Ben Guriona w Tel Awiwie czy najważniejsze izraelskie porty morskie.
Izrael trafił „dziesiątkę”?
Izraelczycy ze swej strony poczęli odpowiadać coraz poważniejszymi atakami na Jemen. Pod ich bombami znalazł się kluczowy jemeński port, tamtejsza rafineria oraz obiekty i pozycje bojowników Hutich. W ostatnim tygodniu nastąpiło logiczne ukoronowanie trwającego procesu eskalacji. W nalocie izraelskiego lotnictwa na stolicę Jemenu, Sanę, zginął premier tego kraju z ramienia Hutich, Ahmed al-Rahawi, a także liczni ministrowie wchodzący w skład jego gabinetu.
Izraelskie uderzenie miało dosięgnąć ich, gdy zgromadzili się na roboczym posiedzeniu rządu. Al-Rahawi (w wymowie „Ar-Rahawi”) to najwyższy rangą przedstawiciel Hutich, który dotąd zginął we wzajemnej wymianie ciosów. Dość prawdopodobne, że ustępował on rangą jedynie Abd Al-Malikowi Al-Hutiemu, eponimicznemu (i dziedzicznemu) przywódcy tego zajdyckiego ugrupowania. W ten sposób znaczna część kierowniczej struktury Hutich faktycznie została sparaliżowana.
Choć nie na tyle, by w ogóle wstrzymać ich działania. W poniedziałek, prócz oficjalnej żałoby, w której uczestniczyć miały tysiące osób, Huti podjęli znów ataki. Celem uderzenia ich pocisków balistycznych miał stać się izraelski tankowiec płynący przez Morze Czerwone, wzdłuż wybrzeży Arabii Saudyjskiej. Jak ogłoszono, statek ten, Scarlet Ray, płynął pod banderą liberyjską, jednak należał do armatora Easter Pacific i „miał związki z Izraelem”.
