
DOGE bierze się za Fed. Musk wprowadzi zmiany w Rezerwie Federalnej USA?
- Elon Musk oraz zespół DOGE chce wziąć na cel instytucję, którą w slangu gamingowym można określić jako „final boss of the level”. Chodzi o samą Rezerwę Federalną, będącą fundamentem współczesnego, opartego o dolara systemu monetarnego.
- Prócz bycia kamieniem węgielnym tegoż systemu, Fed jest jednak również instytucją wysoce kontrowersyjną – a także, co w tym przypadku najważniejsze, nie wolną od patologii, jakie zalęgły się w amerykańskiej administracji federalnej.
- Właśnie te patologie Musk i jego ludzie mają ochotę wypalić. W przenośni, rzecz jasna (ku frustracji co radykalniejszych krytyków).
Członkowie DOGE oraz sam Elon Musk udzieli ostatnio długiego wywiadu, w którym mówili o swojej pracy i planach.
Fabryka pieniędzy, co przynosi straty
Te ostatnie obejmować mają m.in. dłuższą wizytę w siedzibie Rezerwy Federalnej. Temat Fed pojawił się przy okazji medialnych doniesień nt. zamierzeń jej kierownictwa. Nie w odniesieniu do stóp procentowych czy długofalowej polityki, ale kwestii zupełnie przyziemnej. Fed chce mieć bowiem nowoczesną siedzibę – i zamierza w tym celu drobiazgowo wyremontować swój główny kompleks. Koszt – drobne 2,5 miliarda (!) dolarów. Za jeden remont. Plany zatwierdzono w 2021 r., za kadencji Bidena. Miały pierwotnie kosztować 1,9 miliarda, czyli też niemało. Zaledwie rok później „zaktualizowano” je jednak.
To wszystko w sytuacji, w której sam Fed notuje deficyt! W zeszłym toku Rezerwa zanotowała straty rzędu 77,5 miliardów dolarów – co zakrawa na absurd w przypadku instytucji, która dosłownie drukuje pieniądze. Przyczyniać się do tego mają dywidendy, które Fed wypłaca bankom-udziałowcom. Za to budowę sfinansować miałby budżet federalny. Czyli podatnicy. Jak stwierdził Musk, projekt, który porównywano pod względem rozmachu i próżności z francuskim Wersalem, „budzi uniesienie brwi”.
Tym bardziej, że nie jest to jedyna kontrowersja dotycząca funkcjonowania Rezerwy. Fed ma być zbiurokratyzowany, jego kadra – nabrzmiała i nieefektywna, zaś finanse – niejasne, budzące wątpliwości oraz podejrzenia korupcyjne. Wskazuje też, że w Fed jeszcze nigdy nie przeprowadzono audytu z prawdziwego zdarzenia. By takowy przeprowadzić, rwać się mają właśnie państwo z DOGE.
Elon Musk jako „ponury żniwiarz”
Jak wiadomo, Elon Musk oraz zgromadzony przez niego zespół zapaleńców z Departamentu ds. Efektywności Rządowej (DOGE) okazał się być ognistym biczem i przekleństwem dla całego szeregu federalnych urzędów oraz nieprzeliczonych rzesz zatrudnionych w nich urzędników. Szok dla nich był tym większy, że dotychczas tysiące federalnych biurokratów funkcjonowało w warunkach tak luksusowych, że wręcz niemożliwych do wyobrażenia w sektorze prywatnym.
Co więcej, to właśnie urzędy i agencje, które tworzyli, przez dekady sprawowały w USA faktyczną władzę. Niezależnie od tego, kto akurat rezydował w Białym Domu, nienaruszalni, głęboko okopani politycznie na swoich stanowiskach i wzajemnie ze sobą powiązani biurokraci produkowali tysiące stron rozporządzeń, zasad i reguł, które w faktyczny sposób kształtowały amerykański krajobraz prawny – wypierając z tej roli zarówno Kongres, jak i prezydenta.
Dzierżyli w ten sposób władzę znacznie bardziej bezpośrednią, a przy tym zupełnie niekontrolowana, niż politycy. Podważenie tej władzy, a także kontroli, jaką federalna biurokracja sprawowała nad waszyngtońską polityką oraz zwłaszcza „sferą regulacyjną”, było jednym z głównych haseł wyborczych Donalda Trumpa. Co więcej, doczekała się ona entuzjastycznej realizacji – właśnie m.in. przez DOGE.
Z subtelnością buldożera ścinając ich budżety, zwalniając zbędnych pracowników, likwidując same instytucje, zrywając podszyte korupcją relacje z kontraktorami i organizacjami pozarządowymi oraz odkrywając gigantyczne, niewiarygodne marnotrawstwo, Departament Muska okazał się grzebać dotychczasowy styl pracy organów federalnych. Zakręcając przy tym także kurek z pieniędzmi, dotąd zakulisowo finansujący waszyngtoński establishment.
Ciekawe, czy podobnie będzie z Rezerwą Federalną.