Chiny wściekłe o utratę wpływów. Dekady starań w próżnię

Chiny oficjalnie potępiły i skrytykowały działania Amerykanów, które określiły jako „wymuszenie”. Chodzi o kroki, jakie administracja Trumpa podjęła w stosunku do kwestii Kanału Panamskiego. Interpretowane jako groźby wobec Panamy, mogły już od początku mieć na celu właśnie wypchnięcie chińskich wpływów z Panamy. I wygląda na to, że to właśnie się dzieje.

Trump szeroko i w sposób niezbyt dyplomatyczny zapowiadał, że USA na powrót przejmą kontrolę nad Kanałem Panamskim. Kanał ów, zbudowany przed ponad stuleciem przez Amerykanów, wielkim nakładem sił i środków, stanowi arcydzieło inżynierii. Został on jednak praktycznie za darmo odstąpiony Panamie, która od początku XXI stulecia sprawuje nad nim całkowity zarząd.

Całkowity – ale nie niepodzielny. Jak bowiem można było obserwować od pierwszych dekad nowego stulecia, coraz większe wpływy i znaczenie zyskiwali w Panamie chińscy inwestorzy. Szczególnie ostro sytuacja ta zaczęła się przedstawiać od 2017 roku. Chiny podpisały wówczas z władzami Panamy porozumienie w ramach szeroko reklamowanej „Inicjatywy Pasa i Szlaku”.

Nowy wielki brat w okolicy

W jego ramach, rząd Panamy oddał zarząd nad kluczowymi portami po obu stronach Kanału Panamskiego chińskim firmom. Tamtejsze władze zaczęły też szeroko wydawać Chińczykom koncesje na budowy projektów infrastrukturalnych, a nawet wywłaszczać pod nie nie prywatne posiadłości. Jak zarzucali krytycy, wpływy Pekinu sięgały również samego Kanału i strategicznej kontroli nad nim.

Przedmiotem szczególnej krytyki z USA był fakt, że łamało to postanowienia Traktatu o Neutralności, który towarzyszył przekazaniu Kanału władzom panamskim. Towarzyszyły im także zarzuty o nieuczciwą politykę cenową w stosunku do opłat za przejście. Miała ona szykanować jednostki amerykańskie i zachodnie.

Mając to na względzie, strzelista krytyka ze strony „jastrzębiego” w dziedzinie bezpieczeństwa Donalda Trumpa nie stanowiła zaskoczenia. Zaskoczeniem i owszem, mogło być to, że po objęciu przez siebie urzędu Trump sygnalizował, że wcale nie żartował. I sugerował, że w przypadku braku stosownego porozumienia z Panamczykami byłby gotów nawet do interwencji militarnej, aby przejąć Kanał.

Chiny zostają na lodzie?

Perspektywa ta wystarczyła władze Panamy wystarczająco, by skierować do ONZ oficjalną skargę. Na negocjacje do Panama City udał się natomiast sekretarz stanu USA, Marco Rubio. I choć wobec efektów jego uzgodnień z Panamą pojawiają się rozbieżne wersje, to ta ostatnia zaczęła podejmować cały szereg kroków – które należy zinterpretować jako zasadniczą zmianę polityki.

Poinformowano bowiem, że „po analizie” sytuacji, zdecydowano się na „nieprzedłużenie” porozumienia, na mocy którego chińskie firmy zarządzały tamtejszymi strategicznymi portami – zaś same Chiny zyskiwały strategiczne wpływy. Teraz, postawiony przed nieformalnym ultimatum Trumpa, rząd Panamy owe wpływy likwiduje.

I tak właśnie interpretują to też Chiny, deklarując, że „stanowczo sprzeciwiają się amerykańskim oszczerstwom oraz podważaniu współpracy w ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku poprzez nacisk i groźby”. Nader niewykluczone, że od początku to właśnie było celem prezydenta USA.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.