Chiny się nie patyczkują. Oto co zapowiadają w wojnie celnej z Trumpem

Pekin zapowiedział, że nie ugnie się przed „szantażem” Stanów Zjednoczonych, po tym jak prezydent Donald Trump zagroził kolejnym podwyższeniem ceł na chińskie produkty — nawet do 100 proc.

To kolejny etap trwającej od miesięcy globalnej wojny handlowej, która wywołała niepokój na rynkach finansowych i wśród światowych przywódców.

Chińskie ministerstwo handlu stanowczo skrytykowało działania USA, nazywając je „błędem na błędzie” i „dowodem na naturę amerykańskiego szantażu”. W oświadczeniu zapowiedziano, że jeśli USA nie zmienią kursu, Chiny „będą walczyć do końca”.

Chińscy producenci – od sprzętów kuchennych po podłogi – odczuwają skutki ceł, informując o spadku zysków i rozważając przeniesienie produkcji poza granice kraju.

Tymczasem Unia Europejska przygotowuje własną odpowiedź. Komisja Europejska zaproponowała 25-procentowe cła odwetowe na wybrane towary z USA, takie jak soja, orzechy czy kiełbasy. Niektóre produkty, np. bourbon, zostały tymczasowo pominięte. UE nie wyklucza jednak negocjacji w ramach zasady „zero za zero”, czyli obustronnej rezygnacji z ceł.

Kraje najbardziej dotknięte cłami nałożonymi przez USA (źródło: Reuters)

Pomimo napięć, rynki zaczęły odzyskiwać równowagę po kilku dniach gwałtownej wyprzedaży. Indeks Nikkei w Japonii wzrósł o 6 proc., a chińskie blue chipy odzyskały część strat po poniedziałkowym spadku o ponad 7 proc.. Europejskie akcje odbiły się od 14-miesięcznych minimów, a ceny ropy także zaczęły rosnąć.

Jednak nie wszędzie nastroje były pozytywne. Indonezyjski rynek zanotował 9-procentowy spadek, a rupia osiągnęła rekordowo niski poziom. Bank centralny kraju zapowiedział interwencję, podobnie jak inne instytucje na świecie próbujące powstrzymać panikę.

W Europie coraz częściej porównuje się obecną politykę USA do działań charakterystycznych dla rynków wschodzących. Szef Euronext, Stephane Boujnah, stwierdził, że Stany Zjednoczone przestały przypominać znaną z przeszłości liberalną demokrację gospodarczą.

Donald Trump uzasadnia cła próbą odbudowy amerykańskiego przemysłu, osłabionego – jego zdaniem – przez dekady liberalizacji handlu. Stawki mają wynosić minimum 10 proc., a w niektórych sektorach nawet 50 proc. Dotknięte będą m.in. sprzęt medyczny, części komputerowe, zabawki i gry wideo.

Sektory importowanych produktów i odpowiadające im szacunkowe wzrosty cen, które mogą wynikać z szeroko zakrojonych ceł Trumpa, od 10% na medyczny sprzęt diagnostyczny do 30% na części komputerowe oraz zabawki i gry wideo.

W obliczu rosnącego napięcia wiele krajów, w tym Wietnam, zabiega o wyjątki i proponuje zwiększenie importu amerykańskich produktów. Wietnam wnioskował o 45-dniowe odroczenie ceł i zapowiedział zakupy w sektorach obrony i bezpieczeństwa.

Nie da sie też nie zauważyć, że w Stanach Zjednoczonych coraz więcej głosów wzywa do zmiany politycznego kursu. Szef JPMorgan Chase, Jamie Dimon, ostrzegł przed długoterminowymi skutkami, a inwestor Bill Ackman mówił wręcz o groźbie „gospodarczego zimowego armagedonu”. Elon Musk wezwał do pełnej likwidacji ceł między USA a Europą i apelował bezpośrednio do Trumpa o wycofanie się z decyzji.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.