Chiny do USA: „nie igrajcie z ogniem”. Wojna o Tajwan zatopi giełdy?

Chiny do USA: „nie igrajcie z ogniem”. Wojna o Tajwan zatopi giełdy?

Chiny w swoim stylu – tj. egzaltowanymi groźbami – zareagowały na też bynajmniej-nie-koncyliacyjne wezwania USA. Wzajemne wymiany dyplomatycznych i medialnych uszczypliwości weszły już niemal do tradycji relacji pomiędzy tymi krajami. Tym razem poszło, też tradycyjnie, o Tajwan – tymczasowo spychając na dalszy plan dominujący ostatnio temat wzajemnych gróźb związanych z problematyką handlowo-celną. Niezależnie od tego, takie publiczne przepychanki niestety nie pozostają bez znaczenia.

Przyczynkiem do najnowszych napięć na linii Biały Dom-Zakazane Miasto (glossa: choć komunistyczne Chiny wręcz demonstracyjnie odżegnują się od tradycji Cesarstwa, to Zhongnanhai, czyli kompleks rezydencyjny dla najwyższego chińskiego kierownictwa, znajduje się w dawnych ogrodach cesarskich, tuż obok pałaców w Zakazanym Mieście; lokalizacja ta nie jest bynajmniej przypadkowa) stała się wypowiedź Pete’a Hegsetha, sekretarza obrony USA.

„Azji nie oddamy, a Chiny mogą się odstosunkować!”

Rzeczony, przemawiając na forum Dialogu Shangri-La w Singapurze, określił Chiny jako największego awanturnika (dosł. „biggest troublemaker”). Ostrzegł przed rychłym. zbliżającym się i „wiarygodnym” zagrożeniem chińską agresją na Tajwan. Wskazał też, że Pekin nie zatrzyma się na tej wyspie, dążąc do osiągnięcia militarnej hegemonii w całej Azji wschodniej, i wezwał kraje regionu do zwiększenia wydatków na obronność oraz zacieśnienia więzów militarnych ze Stanami Zjednoczonymi.

Hegseth zadeklarował, że na przekór chińskim staraniom, USA nie dadzą się „wypchnąć” z Azji. Nie dopuszczą też do sytuacji szantażowania swoich sojuszników groźbą użycia siły. Apelował jednak, aby azjatyccy sprzymierzeńcy Waszyngtonu budowali zdolności obronne przeciw Pekinowi również we własnym zakresie. Podsumował stwierdzeniem, że o ile USA nie dążą do zdominowania lub zaduszenia Chin, to nie dopuszczą, by to te ostatnie zdominowały amerykańskich sojuszników (lub ich samych).

Słowa te – w pewien sposób odświeżające swoją szczerością oraz bezpośredniością – przypominają, że obecny szef Pentagonu jest sekretarzem całkowicie nietypowym. Nie ma bowiem nic wspólnego z waszyngtońskim aparatem biurokratycznym, nie pełnił też wcześniej żadnej funkcji politycznej. Jest za to b. oficerem i weteranem z realnym doświadczeniem bojowym – i czasem widać po jego wypowiedziach, że mało w nim zawodowego polityka.

„Gafa to sytuacja, w której polityk przypadkowo powie niewygodną prawdę”

~ Michael Kinsley

„A właśnie że oddacie, a Tajwan jest nasz!”

Niestety szczerości tej nie doceniły (a będąc szczerym, ze względów politycznych nie mogły docenić, nawet gdyby akurat chciały) Chiny oraz ich kierownictwo, w oficjalnym komunikacie potępiając mowę Hegsetha. Pekińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wskazało, że Tajwan to nie zagadnienie zagraniczne, lecz „wewnętrzne” chińskie. W odpowiedzi zaś na „fałszywe”, jak zaznaczono, zarzuty, jakoby Chiny stanowiły dla regionu zagrożenie, zagroziły one Ameryce konfrontacją.

W ten bowiem sposób należy odczytać słowa o tym, że Stany Zjednoczone „igrają z ogniem”, zaś amerykańskie działania w Azji czynią z regionu „beczkę prochu”. Oskarżyły też swego strategicznego przeciwnika o mentalność zimnowojenną oraz ignorowanie „wezwania do pokoju i współpracy”. Ogółem, na wschodzie bez zmian – wszystkie strony odżegnują się od wojny, no chyba że walka o pokój będzie wymagała użycia sił zbrojnych…

Choć wzajemne wymiany retorycznych złośliwości można by złożyć niemal na karb dyplomatycznego rytuału, to warto jednak pamiętać, że takie wypowiedzi miewają konsekwencje. Mentalnie zbliżają bowiem społeczeństwa do faktycznej konfrontacji, i budują w szerokiej świadomości poczucie akceptacji, a nawet entuzjazmu wobec tego faktu. Tymczasem wojna o Tajwan, mająca duże szanse przeistoczenia się w szerszą wojnę kontynentalną, byłaby katastrofą – dla wszystkich zaangażowanych.

By wymienić jedynie pobieżnie – oznaczałaby natychmiastowe przecięcie światowego łańcucha dostaw. Tak tych, których źródłem są Chiny, jak i Tajwan (znaczenie Chin w produkcji nie wymaga komentarza, także jednak Tajwan jest szalenie istotnym dostawca, choćby w dziedzinie półprzewodników). Prawdopodobnie spowodowałaby też implozję rynku akcji, obydwu „zainteresowanych” walut (dolara i juana), natychmiastowo wywindowała do ogromnych wartości inflację na świecie oraz ceny ropy czy złota.

Słowem – nastałyby bardzo „ciekawe czasy”.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.