Biali wykluczani z gospodarki. „Czarne” władze RPA zaostrzają rasistowskie przepisy – i próbują blokować emigrację
Rząd RPA chce negocjować z władzami amerykańskimi kwestię losu białej mniejszości w tym kraju. Byłby to bodajże pierwszy przypadek od trzech dekad – czyli od początku niepodzielnych rządów czarnych i Afrykańskiego Kongresu Narodowego w RPA – gdy rządzący RPA wykazują jakiekolwiek zainteresowanie sprawą białych obywateli tego kraju. Byłby, gdyby nie fakt, że władzom wcale nie chodzi o poprawę ich losu, tylko wprost przeciwnie. Chcą im bowiem uniemożliwić uzyskiwanie wiz humanitarnych w USA i emigrację do Ameryki.
O kwestii tej rząd obecnego prezydenta Cyrila Ramaphosy zapragnął rozmówić się z administracją amerykańską po tym, jak serię wizyt w Stanach Zjednoczonych złożyli przedstawiciele Afrykanerów, czyli burskich farmerów z RPA. Chodzi m.in. o członków reprezentujących ich organizacji AfriForum oraz Solidarity. Burowie (org. Boers) to potomkowie europejskich, gł. holenderskich, ale też francuskich i niemieckich osadników, jacy jeszcze w XVII w. założyli swoje osady na południu Afryki. Niestety, wybór tego kontynentu, mimo żyznych i zdawałoby się pustych ziem, był najgorszym z możliwych.
Nazizm na czarno
W trzy dekady po oficjalnym upadku apartheidu, rasizm szaleje w RPA w najlepsze. I to z oficjalnym wsparciem władz. Tyle, że skierowany przeciwko białym – co jakimś cudem nie budzi oburzonych paroksyzmów medialnych. Towarzyszy mu gigantyczna, również motywowana rasowo przestępczość, na którą władze patrzą zresztą przez palce. Na tym się zresztą nie kończy. Ostatnie trzydzieści lat i rządy ANC to w istocie stymulowany przez czarnych apartheid 2.0, i to znacznie ostrzejszy, niż miał miejsce za rządów białych. RPA jest dziś bowiem najbardziej rasistowskim krajem na świecie. Zupełnie oficjalnie.
Niesławne przepisy „Black Economic Empowerment” (BEE) otwarcie faworyzują bowiem czarnych i szykanują białych w każdej możliwej dziedzinie życia. Od dostępu do edukacji czy służby zdrowia, przez rynek pracy, a skończywszy na dostępie do wody pitnej. Biała skóra jest dziś niemal „gwarancją” szykan policyjnych, złośliwości biurokratycznych czy przegranego procesu sadowego. Liczone zaś setkami napady bandytów na farmy często są wręcz wspierane przez oficjalną policje, która zakłóca sygnał telefoniczny. Tak, by ofiary nie mogły wezwać prywatnej ochrony lub pomocy uzbrojonych sąsiadów.
A fakt, że biali, w dużej mierze farmerzy i profesjonaliści, jednak czasem jakoś sobie radzą – korzystając z prywatnych szkół, prywatnych lekarzy, prywatnej ochrony, zakładając własną działalność gospodarczą czy prowadząc swoje farmy – budzi jeszcze większą agresję czarnych polityków oraz roszczeniowo nastawionego elektoratu. Szerokie kręgi czarnych w RPA wprost żądają, by zmusić białych do życia w ubóstwie. Wszelkie powodzenie osób o europejskim rodowodzie, nawet mimo tak ogromnie niesprzyjających warunków oraz setek ofiar rasowego terroru przeciw nim, razi „większość” tym bardziej, że czarne rządy w RPA po 1994 r. okazały się być festiwalem nieudolności i przeżarcia korupcją.
„Kill the Boer!”
Oczywiście, samym rasizmem przeciwko białym nie da utrzymać się władzy i poparcia w nieskończoność. Na skutek gigantycznej korupcji oraz „afrykanizacji” struktur państwa, gospodarka i jakość życia w RPA od lat się degenerują. Mając to na względzie, ANC sam jest rekordowo niepopularny. Mimo to – a może własnie dlatego – politycy Kongresu usiłują jeszcze zaostrzać klimat rasistowskiej histerii przeciw białym. Bardzo wyraźnym akcentem tego było odrzucenie jednego z fundamentalnych założeń konstytucji, którą przeforsował jeszcze Nelson Mandela, a który dotyczył nienaruszalności i ochrony prawa do własności.
Na początku tego roku ANC, wraz z jeszcze bardziej skrajnymi frakcjami (w tym otwarcie wzywającym do ludobójstwa ugrupowaniem EFF), przeforsowały poprawkę konstytucyjną, która pozwala rządowi bez jakiegokolwiek odszkodowania wywłaszczać prywatną własność. Oficjalnie – w „ważnym celu społecznym”. Za takowy władze uznają jednak – by daleko nie szukać – „wyrównywanie majątkowych różnic rasowych”. Innymi słowy, tak długo, jak będą istnieć czarni posiadający mniej niż biali, tak długo tym ostatnim można zabrać ich majątki.
W pierwszej kolejności, z czym politycy niespecjalnie się kryli, nowa poprawka ma być narzędziem do konfiskaty ziemi i farm burskich farmerów. Czarni aktywiści regularnie „usprawiedliwiają” ten pomysł faktem, że ziemię, która posiadają Burowie, rzekomo „ukradziono” czarnym. Naturalnie tak w rzeczywistości nie było, Burowie zakładali swoje farmy i kolonie, gdy czarnej większości Bantu jeszcze na południu Afryki nie było (i w myśl tej logiki, to raczej ziemia posiadana przez czarnych została ukradziona Burom lub ewentualnie Hotentotom). Zaś ziemię nabytą później po prostu kupowali.
„Równość” rodem z RPA
Wracając – w dalszej kolejności, w marcu i kwietniu tego roku, władze zaczęły też zaostrzać szykany wobec białych w ramach BEE (np. grożą przedsiębiorstwom grzywnami rzędu 10% obrotu, jeśli biali mężczyźni pastują w nich więcej niż 4% stanowisk). A przy tym gromko twierdzą na arenie międzynarodowej, że w RPA nie ma dyskryminacji rasowej i wszyscy traktowani są równo. Oczywiście tych, którzy owo kłamstwo poddają w wątpliwość – jak np. w przypadku wspomnianych organizacji AfriForum i Solidarity – oskarża się o „zdradę” i grozi im bliżej niesprecyzowanymi konsekwencjami prawnymi.
Trzeba natomiast przyznać, że jak rzadko kiedy, krytyka tych ostatnich okazała się dla czarnych władz bolesna. Co bowiem jakże odmienne od kompletnego ignorowania czarnego rasizmu w RPA przez postępowych polityków na Zachodzie, administracja Trumpa przyjęła mocno odmienne stanowisko (a warto pamiętać, że USA jest drugim największym partnerem handlowym Afryki Południowej). Wprost potępiła zatem prześladowania Burów, odcięła pomoc finansową dla RPA oraz zapowiedziała zaoferowanie białym farmerom możliwości emigracji do USA.
I właśnie tę możliwość prezydent Cyril Ramaphosa chce storpedować. Jak stwierdził, rząd ma „wątpliwości”, czy w gronie osób zaproszonych do emigracji do USA nie znajdują się osoby „poszukiwane” przez władze RPA. Jak wspomniano, na listę takowych trafić bardzo łatwo, wystarczy odpowiednio głośno je krytykować, albo odmówić dobrowolnego oddania swojej własności. Ramaphosa twierdzi też, że burscy farmerzy nie powinni otrzymywać statusu uchodźcy w USA. Nie zasługują na niego, ponieważ jego zdaniem, w RPA nie ma problemu z rasizmem i wszyscy traktowani są równo.
Odrobinę (upiornych) dziejów
Burowie doświadczyli wyjątkowo niewdzięcznej historii. Byli oni nadzwyczaj utalentowanymi farmerami. Jednak już w następnym stuleciu W. Brytania zaanektowała ówczesną holenderską Kolonię Przylądkową. W reakcji rozpoczęli oni swój Groot Trek, Wielką Wędrówkę. W jej toku zakładali kolejne państwa, które zmuszeni byli nieustannie bronić. Zarówno przez Brytyjczykami, jak i masowymi migracjami ludów Bantu z północy. I choć czynili to w sposób zaskakująco skuteczny, kilkukrotnie upokarzając Brytyjczyków na polach bitew, to w końcu W. Brytania podbiła burskie terytoria.
Skądinąd aby tego dokonać, i nie będąc w stanie rozbić burskich oddziałów partyzanckich, Brytyjczycy zamknęli burską populację w specjalnie wynalezionych przez siebie na tę okazję obozach koncentracyjnych. Które, jak wiadomo, ogromną „karierę” zrobiły w XX wieku. Zjednoczywszy te tereny w jedno Dominium Afryki Południowej, Wielka Brytania była zmuszona pożegnać się ze zwierzchnictwem nad nim w latach 60′. W znaczącym stopniu przyczyniło się do tego niezbyt popularne zaangażowanie w obydwie wojny światowe. Burowie nie chcieli jednak walczyć za kraj, który postrzegali jako okupanta.
Następne trzy dekady przyniosły, jak wiadomo, niesławny apartheid. Odnotowując fakt, że system ten opierał się na rasie, miał on jednak w założeniu doprowadzić do powstania odizolowanych społeczności Burów, angielskojęzycznych białych, imigrantów z Azji oraz różnych grup czarnych. Tak, by wszystkie żyły w sposób autonomiczny od siebie. Ten zamiar, co oczywiste, spotkał się z katastrofalną klęską. Na dłuższą metę był zaś nie do utrzymania, bowiem mimo rasowych restrykcji apartheidu, do RPA i tak imigrowały olbrzymie ilości czarnych mieszkańców zza granicy, zmieniając skład społeczny kraju.
It’s time for Africa
Po upadku tego systemu, w początkach rządów Nelsona Mandeli, wydawało się, że założenia porozumienia z 1994 o „wielokolorowym narodzie” mają skromne szanse się spełnić. Potem jednak coraz szybciej założenie to poczęło ustępować coraz głębszej korupcji ANC. I coraz bardziej otwartemu rasizmowi wobec białych. W teorii – w ramach odwetu za apartheid, w praktyce – w imię zaspokojenia roszczeniowych haseł. Oczywiście dla władz będzie to wygodnym pretekstem wyłącznie tak długo, jak długo Burowie i inni biali pozostaną w RPA w roli chłopców do bicia. I okradania. A gdy ich zabraknie?
Przykład sąsiedniego Zimbabwe sugeruje, co się wówczas stanie – tyle, że na około dziesięciokrotnie większą skalę. Jak zwykle wtedy „biedna, głodująca Afryka” ustawi się z wyciągniętą ręką do krajów Zachodu (inne bowiem, również te bogate, bywają jakby nieco bardziej asertywne). Nie można powiedzieć, żeby większość czarnego elektoratu w RPA sobie na to nie zasłużyła.
