Bank centralny zawiesza operacje po porwaniu dyrektora. Polityka „monetarna” w wydaniu niecodziennym

Bank Centralny Libii zawiesił swoje normalne funkcjonowanie. Uzbrojona grupa porwała bowiem jej dyrektora ds. IT. Ten dość niecodzienny krok w odpowiedzi na surrealistyczną zgoła sytuację jest typowym przejawem polityki monetarnej „po libijsku”. Libia od lat znajduje się w stanie mniej lub bardziej otwartego chaosu.

Musab Maslam został uprowadzony przez niezidentyfikowaną grupę sprzed swojego domu w Trypolisie w niedzielę rano. Na temat tożsamości jego porywaczy, a także ich ewentualnej motywacji, oficjalnie niewiele wiadomo. Można jednak podejrzewać, że są to przedstawiciele jednej z licznych milicji, które operują w Trypolisie.

Ba, nie tylko operują – stanowią też faktyczne „siły polityczne”, na których poparciu opiera się istnienie Rządu Jedności Narodowej. Czyli tego uznawanego międzynarodowo, choć kontrolującego mniej niż połowę kraju i wstrząsanego nieustannymi konfliktami wewnętrznymi (i to zbrojnymi). Rywalizuje on z rządem wojskowym we wschodniej części kraju.

Bank Centralny strajkuje

W reakcji na to Bank Centralny (notabene też jeden z dwóch operujących w Libii – drugi jest w Benghazi, pod kontrolą marszałka Haftara), oświadczył, że jest to nieakceptowalne – i ogłosił strajk. Przynajmniej tak długo, jak rząd nie zmusi porywaczy do uwolnienia dyrektora.

Bank Centralny stwierdził, że porwania pracowników „zagrażają ich bezpieczeństwu” (no sh*t…) a także „zdolności systemu bankowego do działania”.

Oświadczenie, jakie wydał Bank Centralny Libii

Ten ostatni w Libii istnieje, choć od lat działa w warunkach nieco kuriozalnych z punktu widzenia współczesnych finansów.

Samo uwolnienie dyrektora ds. IT może być trudne. W kraju od lat jest niespokojnie, zaś sprawność i sprawczość rządu – dalece pod znakiem zapytania. Biorąc pod uwagę, że grupy zbrojne de facto zastępują tam partie polityczne, o żadnym faktycznym śledztwie ws. ich działań trudno będzie mówić.

Uroki polityki w wydaniu libijskim

Z drugiej jednak strony, sam rząd jest przecież koalicją zbrojnych milicji, spojonych gł. chęcią partycypowania w zyskach z eksportu naftowego. Jest zatem nader niewykluczone, że za incydentem stoją grupy formalnie rząd popierające. Samo porwanie stanowiłoby tu coś w rodzaju „negocjacji koalicyjnych”…

Wydarzenie to nie stanowi zresztą szczególnego wyjątku – jest to tam typowe. Zaledwie w tym miesiącu w starciach pomiędzy „koalicyjnymi” ugrupowaniami zginęło dziewięć osób. Podobne porwania oficjeli, by zmusić ich do realizacji swych postulatów, mają być w Libii na porządku dziennym.

Ba, porwania – również w niedzielę przed południem libijski bank centralny przeżył mini-oblężenie. Tak bowiem należy rozumieć „manifestację” jednej ze zbrojnych grup, która zablokowała jego siedzibę. Domaga się ona rezygnacji jego prezesa, Sadika Ak-Kabira.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!