Amerykański przemysł zbrojeniowy sparaliżowany – Chiny blokują eksport metali
Jak informowały doniesienia na początku tego tygodnia, w ramach retorsji wobec Stanów Zjednoczonych za wprowadzone przezeń cła na chińskie produkty importowane do Ameryki, Chiny zablokowały eksport krytycznie ważnych surowców. Chodzi o metale ziem rzadkich – pierwiastki niezbędne w całym szeregu zastosowań we współczesnym przemyśle maszynowym czy elektronicznym. Państwo Środka kontroluje przy tym tutaj niemal 95% ich światowych dostaw, stąd też można uznać, że ma na nie quasi-monopol.
Mając to na względzie, cały szereg głosów uznał chińskie pociągnięcie za wyjątkowo bolesny cios w nielubianego przeciwnika. Wedle gromkich i niejednokrotnie przesadzonych opinii medialnych, Chiny miały w ten sposób storpedować zaawansowany przemysł w Ameryce. Bez metali ziem rzadkich nie ma bowiem mowy o produkcji w szeregu branż. Ugodzone chińskim embargiem może być, przykładowo, wytwarzanie w USA samochodów elektrycznych.
Ich niedostępność – pomijając może najbardziej ortodoksyjnych wyznawców klimatyzmu apokaliptycznego – szeroka amerykańska publika najpewniej by zniosła. Zwłaszcza, że nie będzie mieć to charakteru absolutnego. Taka bowiem Tesla dysponować ma bowiem własnym, zbudowanym w ostatnim czasie zakładem wydobycia i obróbki metali ziem rzadkich, zlokalizowanym w Teksasie. Ceny baterii EV niewątpliwie mogą napotkać wzrosty, ale nie będzie to stanowić zupełnej katastrofy.
Chiny mają przemysł na haczyku?
Inaczej sprawa może wyglądać w innych – i znacznie bardziej wrażliwych – dziedzinach przemysłu. Takich jak produkcja zbrojeniowa, oraz powiązana z nią elektroniczna. Do produkcji całego szeregu krytycznych systemów uzbrojenia – jak myśliwców F-35 Lightning II, bombowców B-21 Raider, okrętów podwodnych klasy Virginia, fregat klasy Constellation, bezzałogowców MQ-9 Reaper, pocisków BGM-109 Tomahawk i wielu, wielu innych (a zwłaszcza ich awioniki i sensorów) – konieczne są zaawansowane pozsespoły elektroniczne.
Do wytworzenia tych części trzeba potrzeba z kolei właśnie metali ziem rzadkich. I to w niemałej ilości – nawet przy utrzymywaniu produkcji na stopie pokojowej. Gdyby napięcia dzielące Chiny i USA jeszcze się zaostrzyły (np. w związku z Tajwanem i próbą jego podboju przez Pekin), jej poziom mógłby raptownie wystrzelić, jeszcze zwiększając zapotrzebowanie. Tymczasem przeciwnik Waszyngtonu zdaje się kontrolować „kranik”, z którego płyną ich dostawy. Czy Chiny mają w takim razie Amerykę na haku?
Kwestię tę rozważa m.in. Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (Center for Strategic and International Studies, CSIS). I rzuca na nią światło w opublikowanej przez siebie analizie, jak również bardziej ogólnym podsumowaniu. Jak zatem kwestia wygląda? Niestety najwłaściwszą odpowiedzią będzie ta znienawidzona przez większość osób ją słyszących: „to zależy”. Zależy od wielu czynników, zarówno politycznych, ekonomicznych, jak i technologicznych.
Metale, na które Chiny nałożyły ograniczenia eksportowe, to dysproz, gadolin, itr, lutet, samar, skand i terb. Ograniczenia nie mają zresztą charakteru totalnego zakazu, uzależniając eksport od każdorazowych zgód pekińskiej administracji. Co jednak warto zauważyć, to to, że już wcześniej Pekin mocno (a w niektórych wypadkach zupełnie) ograniczał eksport krytycznych surowców technologicznych. Zarówno metali ziem rzadkich, jak i innych. W tym kontekście nałożenie najnowszych ograniczeń stanowi raczej wydarzenie medialne niż faktyczną zmianę.
Embargiem postępu nie zatrzymasz
Chiny blokowały ich eksport, aby wspomóc własny przemysł (i pomieszać szyki konkurentom). Wykorzystują tutaj quasi-monopol, które sobie wypracowały. Nie tylko zresztą w dziedzinie metali ziem rzadkich. Warto jednak zauważyć, że złoża tych ostatnich bynajmniej nie znajdują się wyłącznie w Chinach. Państwo Środka stało się ich dominującym sprzedawcą dlatego, że proces ich rafinacji jest brudny, toksyczny i niszczący dla środowiska. Kraje zachodu z początku rade były outsourcować to zadanie do Chin, które kwestiami ekologicznymi się nie przejmują.
Wraz ze zmianą sytuacji politycznej zarówno USA, jak i inne kraje rzuciły się szukać źródeł alternatywnych. Metale ziem rzadkich, prócz Chin, eksploatują kraje takie jak Malezja, Wietnam, Australia czy RPA. O tyle ten ostatni kraj nie ma ostatnio pozytywnych relacji z USA, o tyle pozostałe mogą zaoferować ich dostawy. Szczególnie, warto zauważyć, sojusznicza Australia, także czująca chińskie zagrożenie. Wszystkie te kraje inwestują ostatnio w zwiększenie potencjału wydobywczego w tej dziedzinie. Co więcej, niedawno bogate złoża tych pierwiastków odkryto też w Kazachstanie.
Ciekawą propozycję w tej sprawie złożyły Waszyngtonowi władze Demokratycznej Republiki Konga. W zamian za pomoc militarną ten niestabilny, lecz ogromnie bogaty w surowce kraj proponuje m.in. właśnie dostęp do metali ziem rzadkich. Same Stany Zjednoczone również mają zresztą złoża tych metali. Pozostają one jednak w dużej mierze nieeksploatowane. Jako że na ich zagospodarowanie potrzeba by całych lat i miliardów dolarów inwestycji, Amerykanie zdają się stawiać na inne rozwiązanie. To, które oferują postępy rozwoju technologii wydobywczych w dziedzinie tych rzadkich pierwiastków.
Czy zatem Chiny skutecznie storpedowały amerykański przemysł zbrojeniowy? W perspektywie najbliższych kilku lat Pekin jest w stanie skutecznie utrudnić, choć nie całkowicie uniemożliwić dostęp do metali ziem rzadkich. Czego praktycznym wyrazem będą ich wyższe ceny. Wątpliwe jednak, aby faktycznie zablokowało to amerykańską produkcję zbrojeniową. Ani też, by miało to charakter (długo)trwały.
Piszacy artykuł coś tam wie, lecz w wielu aspektach błądzi. Chyba uciekły mu zmiany proekologiczne wCHRL w ostatnich 10 latach…