
30 miliardów straty. Gigant naftowy i lokomotywa budżetu sam wymaga holowania
Petroleos Mexicanos (Pemex), państwowy koncern-moloch zajmujący się eksploatacją wszelkich złóż naftowych, które posiada Meksyk, zanotował dziejową, rekordową stratę. W ubiegłym roku stracił aż 30 miliardów dolarów. Meksykański rząd stara się uratować firmę, która – będąc niemal ilustracją pojęcia „zbyt duża, by upaść” – mimo to stara się tego usilnie dokonać.
Jak w ogóle jest to możliwe, skoro Pemex niemal skazana była na finansowy sukces? Niestety, w sposób typowy dla podobnych podmiotów. Przedsiębiorstwo to, w myśl przepisów, które Meksyk promulgował jeszcze w 1938 roku, posiada całkowity, zagwarantowany prawnie monopol na wydobycie ropy i gazu w tym kraju.
A warto wspomnieć, że Meksyk dysponuje bogatymi złożami węglowodorów. Zwłaszcza na Półwyspie Jukatan oraz pod dnem Zatoki Meksykańskiej (vel Zatoki Amerykańskiej). W tym kontekście firma ta stanowi niemal maszynkę do pieniędzy, i trzeba naprawdę „talentu”, aby w takiej sytuacji zdołać popaść w finansową katastrofę.
Pemex jednak tego dokonał. Przez dekady stanowiąc podporę finansową budżetu meksykańskiego rządu federalnego (okresowo odpowiadał nawet za 30% wszystkich wpływów finansowych do kasy państwa), stał się też wymarzonym miejscem, w którym politycy, urzędnicy oraz ich szerokie grono krewnych i znajomych poszukiwało ciepłych posadek oraz synekur.
Skarbonka dla budżetu działaczy
Jak nietrudno się domyślić, w przypadku nominacji na kluczowe i kierownicze stanowiska w firmie kompetencje odgrywały drugorzędną (jeśli w ogóle jakąkolwiek) rolę. W efekcie Pemex, mówiąc kolokwialne, wyłącznie odcinał kupony od posiadanych aktywów. Inwestycje albo schodziły na dalszy plan, spychane przez wieczny głód pieniędzy ze strony rządu, albo też stanowił okazję korupcyjną.
Konsekwencje były oczywiste. Dekady rabunkowej eksploatacji infrastruktury naftowej oraz tych samych, odkrytych dekady temu złóż, poskutkowały ich wyczerpywaniem oraz zużyciem oprzyrządowania. W ślad za tym przyszedł cały szereg wypadków, wycieków ropy, eksplozji i innych „sytuacji nieprzewidzianych”. To z kolei doprowadziło do najniższego poziomu produkcji naftowej od 1979 roku.
Wraz z tym przyszły topniejące przychody, zaostrzone jeszcze przez słaby kurs peso. I to wszystko w obliczu lawinowo rosnących wydatków. Tych wymagała obsługa infrastruktury. W efekcie firma tonie w długach (zadłużona jest niemal na 100 miliardów dolarów). Co oczywiste, dług tej skali, większy niż dług publiczny niejednego państwa, wymaga państwowego ratunku, by uniknąć bankructwa.
Meksyk, zamiast zarobić, zapłaci
Szczególnie, że źródła pieniędzy coraz bardziej wysychają. W przeciągu całego 2024 roku Meksyk stracił na jej operacjach 30 miliardów dolarów, z czego 9,31 miliarda w ciągu ostatniego kwartału. Ostatni raz Pemex zysk (i to minimalny) przyniósł w 2023 roku – choć już wtedy jego długi zaczynały być kwestią alarmującą.
A trzeba zauważyć, że wydobycie ropy w regionie wcale nie przestało być opłacalne. Przykładowo, koncern Chevron inwestuje w eksploatację nowych pokładów ropy pod dnem Zatoki. Meksyk jednak oraz jego narodowy monopolista, zanim zaczną myśleć o pozyskaniu podobnych technologii, mają do spłacenia górę długów. Taką na dekady.
Pemex jednak zapewne nie upadnie. Choć likwidacja firmy i utworzenie od nowa jej następcy byłaby zapewne jednym z sensowniejszych rozwiązań (o dopuszczeniu wolnej konkurencji nawet nie wspominając), to wiązałoby się to z likwidacją tysięcy synekur i dobrze płatnych posad… Bardziej prawdopodobne, że Meksyk będzie jeszcze długo pompował firmę pieniędzmi podatników.