
W ślad za złotem: Barrick, Glencore sugerują przeprowadzkę do USA. Wydobywcy próbują uciec przed cłami?
W ostatnich tygodniach sensacją były gigantyczne wolumeny złota sprowadzane z całego świata do USA. Wygląda na to, że trend ten dotyczy nie tylko samego kruszcu, ale też podmiotów, które złoto wydobywają. Zwłaszcza tych największych. Barrick Gold oraz Glencore właśnie sygnalizują, że chciałyby przenieść się do Stanów Zjednoczonych
W przypadku tego pierwszego – nie byłaby to daleka przeprowadzka. Barrick to firma kanadyjska, z siedzibą w Toronto. Oficjalnym powodem, który przekazał prezes firmy, Mark Bristow, jest „osiągnięcie większej efektywności rynkowej oraz przyciągnięcie szerszej bazy inwestorów”. Ten nader ogólnikowy i mało jasny komunikat należy najpewniej traktować jako eufemizm.
Kanada w ciągu ostatnich lat, pod rządami odchodzącego właśnie premiera Trudeau i Partii Liberalnej, stała się jednym z najbardziej postępowych ideologicznie krajów. Rząd z mocą forsował politykę ekologiczno-klimatyczną. Często bez względu na skutki, jakie ta miała dla gospodarki. Do branż, które najmocniej odczuły piętrzące się restrykcje, należał zaś właśnie sektor wydobywczy.
I choć Barrick nie był w aż tak niekorzystnej sytuacji, jak np. wydobywcy węglowodorów, zaś zakusy kanadyjskiego rządu federalnego, by pod pretekstem ekologii objąć swoją kontrolę całą kwestię wydobycia surowców, zakończyły się niepowodzeniem, to w dalszym trudno uznać dzisiejszą Kanadę za przyjazne otoczenie regulacyjne.
Barrrick i Glencore uciekają przed cłami?
Do tego dochodzi także kwestia wysokich kosztów pracy, fiskalizmu oraz najnowszy „słoń w pokoju”. Tym ostatnim jest oczywiście wisząca nad kanadyjską gospodarką groźba amerykańskich ceł. Donald Trump zdążył je już wprowadzić, po czym zawiesił je na miesiąc. Mimo to, rychłe zaostrzenie ciężarów celnych nie jest wykluczone. Nawet jeśli w mniejszej wysokości, niż z początku (i nieco dla postrachu) narzucił Trump.
Zarówno czynnik ceł, jak i otoczenia regulacyjnego może mieć też znaczenie dla innego giganta wydobywczego. Glencore, rodem ze Szwajcarii, notowany jest obecnie na giełdzie londyńskiej, zaś zarejestrowany – na wyspie Jersey. Ta ostatnia, brytyjskie lenno (w stylu niemal średniowiecznym) w Kanale La Manche, słynie z liberalnych zasad podatkowych i finansowych.
I choć fakt rejestracji na wyspie, która nie w pełni podlega brytyjskiemu prawu, może częściowo chronić firmę przed fiskalistycznymi i ekologicznymi ciężarami, jakie z impetem forsuje obecny brytyjski rząd premiera Starmera i Partii Pracy, to klimat biznesowy do inwestycji w Wielkiej Brytanii się pogarsza. Na tyle, że już tysiące firm opuściły Albion w poszukiwaniu lepszej przystani do działalności.
Stąd też nie dziwi, że prezes Glencore, Gary Nagle, wyjawił, że USA to „wiodący kandydat” na nowe miejsce formalnej rejestracji firmy. Zarówno Glencore, jak i wspominany Barrick mają przy tym swoje aktywa wydobywcze rozsiane po całym świecie. Fakt wyboru miejsca rejestracji jest natomiast istotny z tego względu, że wskazuje, na jakiej giełdzie odbywać się będzie obrót akcjami tych firm.