Ropa to uśpiony czarny łabędź Wall Street. Recesja i szok naftowy? Historia zatoczy koło
- W ciągu ostatnich dni ropa naftowa notowała relatywnie umocnienie cen. We czwartek ceny czarnego złota wzrosły więcej niż o pół procenta.
- Kontrakty terminowe opiewające na ropę Brent podrożały o 43 centy za baryłkę (do poziomu 66,55 dolara), podczas gdy analogiczne kontrakty na surowiec gatunku WTI (West Texas Intermediate) obserwowały wzrost o 52 centy (do poziomu 62,79 dolara).
- Co istotne – wzrosty te mają miejsce w bardzo specyficznej, trudnej i niepewnej sytuacji gospodarczej na świecie, która sprawia, że ropa i jej ceny mogą okazać się łatwopalne. Nie tylko w sensie gosłownym.
Wpływ na tę sytuację – i na samo umocnienie się cen paliw naftowych – ma cały szereg czynników. Przechodząc obok przysłowiowego „słonia w pokoju” (czyli wojny handlowej USA z Chinami i szerzej, działań Donalda Trumpa mających na celu zasadniczą renegocjację stosunków handlowych na świecie) i koncentrując się na świeższych informacjach, wymienić tu należy niepokojące doniesienia z ostatnich dni z dziedziny militarnej i geopolitycznej.
Ropa – ciecz łatwopalna
Na Subkontynencie Indyjskim, bez specjalnej wcześniejszej zapowiedzi, zapachniało możliwym konfliktem zbrojnym. Biorąc pod uwagę wrogość między Indiami i Pakistanem, nie powinno być to zaskoczeniem – mimo to raptowność biegu wydarzeń obiektywnie była zaskakująca. Inne niespecjalnie optymistyczne doniesienia dochodzą z wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wbrew staraniom Waszyngtonu, wzajemne ataki (zwłaszcza rosyjskie i zwłaszcza wymierzone w cele cywilne na Ukrainie) zdają się intensyfikować, nie zanikać.
Coraz bardziej poirytowany brakiem postępów w dziedzinie negocjacji pokojowych Donald Trump wydaje się być coraz bardziej niechętnie nastawiony do Władimira Putina – jednocześnie pogłębiając też różnice zdań dzielące go z Wołodymyrem Zełeńskim. Biorąc pod uwagę niedawne (i trzeba przyznać, nieco niewczesne) wysiłki niektórych państw europejskich, by zapewnić Ukrainie dopływ finansowej i sprzętowej kroplówki, może to wszystko wskazywać, że wojna na Ukrainie bynajmniej nie zmierza do szybkiego końca.
Wszystko to sprzyja niepewności na rynkach światowych – a co z kolei stwarza presję na wzrost cen ropy. Co bardzo ważne, zaburzenia o charakterze militarno-geopolitycznym mogą również w (umownie) dowolnym momencie sprawić, że ropa naftowa podrożeje jeszcze bardziej. A w dodatku skokowo i radykalnie. Mogłoby to nastąpić, jeśli niepokoje bądź działania wojenne zakłócą lub w ogóle odetną dostawy paliw z objętych nimi części świata.
Tak, jak to przykładowo było właśnie w pierwszym okresie po rosyjskiej agresji na Ukrainę – gdy w wyniku nakładania kolejnych pakietów sankcji rosyjska ropa i gaz zniknęły z rynku europejskiego i amerykańskiego.
Łomot bębnów wojennych
Tymczasem powyżej wspomniane doniesienia bynajmniej nie wyczerpują listy punktów zapalnych, które mają potencjał, by zamieszać na rynku naftowym. Innym takim czynnikiem jest sytuacja wokół Iranu. Zaledwie niedawno informowano, że Stany Zjednoczone i Iran rozpoczęły nieoficjalne rozmowy nt. irańskiego programu nuklearnego. Spekulowano, że mogłyby one przynieść obniżenie napięcia na Bliskim Wschodzie, a w perspektywie – nawet powrót Iranu na światowy rynek naftowy.
Od tego czasu Irańczycy zdążyli już oskarżyć Amerykanów o złą wolę i zwodzenie w negocjacjach. Miało to miejsce po tym, jak we wtorek Biuro Kontroli Aktywów Zagranicznych (OFAC) amerykańskiego Departamentu Stanu objęło sankcjami irańskiego potentata w dziedzinie eksportu LPG, Saida Asadullaha Emamdżomeha i jego firmy. Miał on być zamieszany w wart setki milionów dolarów eksport irańskich węglowodorów z naruszeniem sankcji. Tych ostatnich Teheran oczywiście nie uznaje.
W rezultacie konflikt z Iranem wcale nie musi doczekać się rozwiązania. I choć Trump sygnalizował, że nie planuje militarnego ataku na irańskie instalacje nuklearne, to wiadomo, że plany takie i owszem, ma Izrael. Zaś jego premier, Benjamin Netanjahu, wyrażał opinie, w których uważał rozwiązanie siłowe za nieuchronne. To z kolei mogłoby oznaczać wtrącenie całego Bliskiego Wschodu w głębszy chaos.Iran bowiem, mimo że technologicznie w tyle za Izraelem i Ameryką, nie jest wcale bez atutów.
Także tych militarnych, które może wykorzystać w przypadku ewentualnej konfrontacji. Zalicza się do nich m.in. sieć sojuszników w rodzaju jemeńskich Hutich, alias ruchu Ansar Allah, których trwające ponad rok ataki na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym i Zatoce Adeńskiej skutecznie ją utrudniły i podniosły jej koszty.
Kiedy ropa przestaje płynąć
Kolejna wojna na Bliskim Wschodzie miałaby naturalny, oczywisty i radykalny wpływ na rynek naftowy. Ropa z miejsca wystrzeliłaby w górę – tym bardziej, jeśli doszłoby do zakłócenia żeglugi przez Cieśninę Ormuz. Świat zresztą już raz doświadczył kryzysu naftowego wywołanego bliskowschodnimi wojnami. Miało to miejsce w latach 70′, gdy w następstwie wojny Jom Kippur państwa arabskie wprowadziły embargo na dostawy ropy do głównych krajów zachodnich.
Ropa naftowa w krótkim czasie podrożała wówczas o niemal 300%, wywołując ekonomiczny szok z dalekosiężnymi następstwami na giełdach i rynku akcji. Kolejny szok miał zresztą miejsce kilka lat później, kiedy w wyniku Rewolucji Islamskiej i obalenia szahów z dynastii Pahlawich w Iranie, a potem wojny iracko-irańskiej, ropa z Bliskiego Wschodu po raz kolejny gwałtownie podrożała, zaś jej dostawy raptownie spadły.
Jeśli teraz doszłoby do podobnego szoku cenowego, skutki mógłby on mieć porównywalne, o ile nie jeszcze gorsze niż w latach 70′. Dwie największe gospodarki świata, USA i Chiny, znajdują się bowiem na progu recesji. Lub też już w nią realnie popadły, jednak dzięki księgowym i statystycznym sztuczkom fakt ten starannie się przed rynkami i opinią publiczną ukrywa. Tzw. decoupling tych dwóch krajów w relacjach handlowych wydaje się kierunkiem trwałym, niezależnie od wyniku ewentualnych negocjacji między nimi.
Wynika on bowiem z fundamentalnej różnicy interesów ekonomicznych – jak również rywalizacji w wykraczającej poza ekonomię kwestii politycznej. Do tej ostatniej zalicza się m.in. kwestia Tajwanu, coraz bardziej agresywnie podnoszona przez Chiny.
Eksport problemów ekonomicznych
Niestety działania obydwu głównych zainteresowanych, czyli USA i Chin, w dużej mierze przyczyniają się tu do zwiększenia niepewności. W przypadku Stanów Zjednoczonych kwestia jest wiadoma – rozmyślnie wywołany chaos na rynkach jest jednym z głównych środków nacisku, jakie administracja Trumpa wykorzystuje, by podważyć dotychczasowy stan relacji gospodarczych Ameryki ze światem. W ramach którego to stanu gigantyczny deficyt handlowy USA w połączeniu z odpływem produkcji przemysłowej „za morza” uczynił zmianę status quo kwestią palącą.
Jeśli chodzi o ChRL to sprawa przedstawia się trochę inaczej. Wojna handlowa z USA spadła na ten kraj w momencie, gdy już mierzy się on z bardzo poważnymi, strukturalnymi wyzwaniami dla tamtejszej ekonomii. Wyzwaniami takimi jak problem gigantycznego zadłużenia wewnętrznego, nabrzmiałej bańki na rynku nieruchomości czy problemów z coraz trudniej dostępną siłą roboczą. Nie tylko tą „tanią”, na której oparty był model rozwoju gospodarczego Chin w ostatnich trzech dekadach, ale w ogóle. Wszystko to ma z kolei konsekwencje nie tylko finansowe, ale też polityczne.
Chodzi tu zwłaszcza o politykę wewnętrzną – i zagadnienie utrzymania władzy przez obecną elitę rządzącą. Chiny są represyjnym państwem autorytarnym – sam jednak reżim policyjno-kontrolny nie wystarczy w sytuacji odpowiednio dużych zaburzeń społeczno-ekonomicznych, które podważyłyby autorytet władzy. Chińskie władze dokładają wszelkich możliwych starań, aby nie dopuścić do gwałtownych zawirowań ekonomicznych. Temu służyły np. kolejne stymulacyjne luzowania ilościowe czy ratowanie bankrutujących deweloperów.
Samo to jednak może nie wystarczyć, i starają się one także odwrócić uwagę społeczeństwa kwestiami pozaekonomicznymi
Krótka wojenka na poprawę notowań w sondażach?
Na przykład – zagadnieniami takimi jak wspomniany Tajwan. To właśnie może być przyczyna wzmożonej agresywności chińskiej retoryki w stosunku do Taipei. Historycznie zresztą „krótka” wojna była zabiegiem często stosowanym przez władze, by zjednoczyć społeczeństwo w sytuacji kryzysu wewnętrznego. Oczywiście faktyczna próba inwazji na Tajwan miałaby trudne do wyobrażenia konsekwencje ekonomiczne.
Niezerowa groźba takiego czarnego scenariusza to jeszcze jeden czynnik, który sprawia, że ropa naftowa drożeje. I może podrożeć jeszcze bardziej, przyczyniając się do wzrostu cen, a zatem i zaostrzenia już i tak istotnego problemu inflacji. Ekonomia jednak, jak się rzekło, nie jest głównym czynnikiem wpływającym na proces decyzyjny chińskiego kierownictwa politycznego. A niewykluczone, że także i amerykańskiego.