Phil Konieczny, Instytut Kryptografii, a może Gancarz? Niestety, Polacy ufają szkoleniowcom

Szkoleniowcy stali się niemal jednym z elementów polskiej branży inwestycyjnej. Nasz kraj cierpi na niedobór historii 'rodem z Wall Street’. Liczba osób, które zarobiły fortunę na rynku finansowym jest krótka. W końcu WIG20 od 2013 roku stracił około 40%… Brak zarządzających funduszami inwestycyjnymi oraz niedobór odnoszących zmierzalne sukcesy na rynku akcji i crypto sprawił, że tłumy ufają szkoleniowcom. Pomogła też niechęć do zdobywania wiedzy w zakresie zarządzania ryzykiem i anglojęzycznej literatury. Mimo to, warto przestrzegać kilku zasad, jeśli dokonując własnych wyborów inwestycyjnych lub analiz chcesz podeprzeć się lub inspirować. Podobnie jak ludzie dbają o higienę rąk czy jamy ustnej, powinni także dbać o higienę finansową. Opiszemy jej podstawy poniżej. Odniesiemy się do szkoleniowców. Zaznaczamy, że nie jest to kompletny poradnik. Temat jest niemal 'niewyczerpywalny’.

Zacznijmy od paradoksu. Popularni youtuberzy często chwalą się sukcesami aktywów, które 'zarekomendowali swoim podpiecznym’. Robią dzięki temu reklamę. Pokazują, że przyłożyli się do ich sukcesu. Unikają jednak odpowiedzialności za inwestycyjne porażki. Blokują komentarze sfrustrowanych klientów. Stwierdzają, że osoby, które straciły nie przestrzegały ryzyka (przecież ostrzegali!). Umywają ręce od odpowiedzialności. Nasza rada? Za wszelką cenę unikaj pokładania nadziei w rekomendacjach tworzonych przez finansowych clownów-cwaniaków. Uważamy, że działalność osób, które twierdzą, że przyczyniły się do sukcesu klientów ale negują przypadki osób, które niemal zbankrutowały lub poniosły potężne straty przez ich rekomendacje zasługuje na publiczny komentarz.

Kupowanie kota w worku i 'łowcy frajerów’

Unikaj analiz ludzi, dla których regularnym i znacznym źródłem dochodu są tzw. szkolenia. Może to być sprzedaż książek 'bestsellerów’ (np. Robert Kiyosaki), lub jakichkolwiek produktów inwestycyjnych jak wskaźniki analizy technicznej. Sam fakt że sprzedają, znaczy, że widzą w tej działalności istotne źródło dochodu. To z kolei może (i najczęściej tak jest) w znaczący sposób wpływać na jakość ich metod. Ponieważ taki produkt nie jest nastawiony na czerpanie zysków z jego zmierzalnych wyników, ale z samego faktu jego zaistnienia. Nie różni się zatem zupełnie niczym od kupowania kota w worku. Z asymetrycznym ryzykiem między szkoleniowcem a potencjalnym klientem.

Sprzedawcy szkoleń najczęściej ograniczają ryzyko – ryzykują wyłącznie sprzedażą swojego towaru. Inwestujący zgodnie z rekomendacjami guru pozbawieni są metod weryfikacji, czy ich mentor postępuje podobnie do, a być może odwrotnie do nich. Produkt często okraszony jest sensacją. Oraz populistycznymi hasłami jak 'kolejna hossa’ (logiczną implikacją, wpływającą na wyobraźnie jest wówczas, że takowa nastąpi choć przecież nie jest to pewne) lub subtelnymi, przemycanymi podprogowo obietnicami ponadprzeciętnych zysków (drogie samochody, nieruchomości etc.).

Taka usługa finansowa najczęściej jest drogo wyceniana (ponieważ powinna kosztować 0 zł). Jest podddawana sprzedaży nim praca de-facto zostanie wykonana, a jej efekty (wysoce zależne od zdarzeń losowych) – poznane. Kto nabywa takowe instrumenty, wspiera pataologizację rynku finansowego. Finansowi 'doradcy’ zwykle mają interes w tym, by wzbudzać wśród ludzi skrajne emocje. Podsycanie niepewności i strachu jest elementem ich strategii sprzedaży. Chcą byś widział ich jako 'rozwiązanie problemu’, który przemycają do Twojej wyobraźni. Grożą np. że będziesz biedny i staniesz się niewolnikiem tracącej na wartości gotówki. Wszystko po to, byś oddał ją im. Później pochwalą się inwestycją w nieruchomości, skuter śnieżny albo kawalerkę w Warszawie. Pomyślisz, że to dzięki ich sukcesom na rynku. Bynajmniej! Zaznaczmy – nie ma znaczenia, czy sami naprawdę wierzą w to co przekazują swoim klientom. Inwestorzy, którzy odnieśli sukces finansowy, zwykle dzielą się wiedzą za darmo. Na szczęście kto jest wystarczająco zdeterminowany, znajdzie wysokiej jakości źródła.

Twitter prawdę Ci powie?

Nie traktuj Twittera jako podstawowego źródła informacji na temat rynków finansowych. Uważaj na wpisy zupełnie anonimowych lub bardzo znanych osób. W pierwszym przypadku zagrożeniem jest nieweryfikowalny poziom wiedzy. Oraz niepewne, dotychczasowe wyniki ich analiz. Samo w sobie nie musi to świadczyć na ich niekorzyść. Jednak majac ograniczone możliwości poznawcze warto eliminować 'czynniki ryzyka’ i dokonywać uważnej selekcji.

Idąc za analizą losowości Taleba, historia wyników mówi w istocie niewiele o zarządzającym (musiałaby być naprawdę długa a i wówczas stanowiłaby wątpliwą wartość predykcyjną). Jednak może powiedzieć więcej o jego metodach radzenia sobie z ryzykiem. A to już coś istotnego uwagi. Wspomniani wyżej szkoleniowcy zwykle lekceważą ryzyko wynikające z ekstrapolacji. Przypadek z polskiego podwórka? Kamil Gancarz czekający na 'szczyt euforii on-chain’. Bo w każdym z poprzednich cykli Bitcoin je wybijał!

W drugim przypadku ryzykowne są z kolei inne czynniki. Może być nim panujące przekonanie, że duże zasięgi i sława przełożą się na trafniejszy osąd lub analizę. Podobnie tweety znanych osób, związanych biznesowo z daną branżą nie zawsze muszą stanowić wartość dodaną. Podawane przez nich wiadomości mogą być tworzone w partykularnym interesie. Poświęć czas na znalezienie własnych, niezależnych i profesjonalnych źródeł.

Celebryci i anonimowi, finansowi podpowiadacze

Strzeż sie analiz ludzi, którzy z uwagi na szerokie zasięgi na Twitterze (lub innym portalu) mogą mieć znaczący interes lub istotny wpływ na rynek. Powodem ich osądu może być posiadanie określonych aktywów, sponsorowane tweety i wiele innych. Przede wszystkim wpływają oni na nastroje inwestorów detalicznych. Jaimie Dimon, Howard Marks czy Stephen Schwarzmann nie używają regularnie Twittera. Nie znaczy to jednak, że trzeba uprawiać ich kult – oni także mogą się mylić. Uważaj na wszystkich tych, którzy analizują skrajnie niepewny rynek finansowy ale bywają przesadnie pewni trafności własnego osądu. Rynek to środowisko, w którym ekstremalnie wysoki udział ma pierwiastek losowości. W tym zdarzenia nieprzewidywalne i rzadkie. Bądź uważny, jeśli przysłowiowy 'twitterowy guru’ powtarza ten sam frazes 2891 raz z rzędu. Choć rynek 2891 razy pokazał mu, że sie mylił.

Weźmy na przykład Michaela Burry’eygo, z funduszu Scion Capital. Główny bohater filmu 'The Big Short’, zbił fortunę na krachu 2008 roku. Jednak przez kolejne 15 lat nie był w stanie powtórzyć tego sukcesu. Nie kupił też akcji w 2009 roku, gdy rozpoczęła się kilkunastoletnia hossa. Burry nie był jedynym, który 'shortował’ aktywa w okresie 2007-2008. Gdyby otworzył swoje pozycje niewiele wcześniej, prawdopodobnie historia jego sukcesu zmieniłaby się w spektakularne fiasko. Rynek wycenił, że Burry miał rację – w odpowiednim czasie. Ale czy dzięki temu, że 15 lat temu podjął ogromne ryzyko próbując wyprzedzić przegrzany rynek powinieneś przykładać znaczną uwagę do jego komentarzy rynkowych? Jego hollywodzka historia brzmi świetnie, ale uważamy, że nie. Próba powtórzenia jego sukcesu przypomina trochę kupno bonu na loterię. To już bardzo blisko do nadziei, że powtórzysz wynik anonimowego mieszkańca Raciborza, który w monopolowym skreślił 'szóstkę’.

Wierzyć na słowo?

Polska jest krajem wciąż raczkującym jeśli chodzi o edukację finansową, na każdym jej poziomie. Dlatego m.in. youtuberzy o nieweryfikowalnej (lub opowiedzianej przez siebie, w wywiadzie) historii jak Phil Konieczny czy tzw. Instytut Kryptografii mają ułatwioną pracę. Mogą liczyć na zainteresowanie najczęściej ze strony nieświadomych ludzi. Tacy wpadają w ich sidła i z czasem dołączają do 'sekty wyznawców’. Zawsze zadaj sobie pytanie gdzie i jak możesz sprawdzić wyniki dotychczasowych analiz, któregokolwiek z 'autorytetów’?

W przypadku zarządzających funduszami jak Schwarzmann czy Marks wyniki są zmierzalne. To publicznie weryfikowalne sukcesy inwestycyjne, w naturalny sposób przeplatane historiami o porażkach. Te ostatnie są nieodłącznym elementem mierzenia się z rynkiem. Są to rzeczy zupełnie odległe od 'zamkniętych webinarów’, 'płatnych grup kryptowalutowych’ czy innych narzędzi stosowanych do 'golenia’ nieświadomej, chciwej grupki inwestorów.

Odpowiedzialność

Jeśli już trafiłeś lub rozważałeś wejścia do grupy z cyklu 'zamknięte webinary i szkolenia’ , pociągnijmy temat dalej. Jaką ochronę zapewnia Twój guru? Czy zwróci Ci pieniądze za zakup szkolenia, które okazało się być śmieciowym produktem? Czy może usunie z grupy, gdy zaczniesz być niewygodny? Przecież wspominał o ryzyku! Albo jeszcze lepiej. Powie Ci byś nic nie robił ponieważ jego analiza koniec końców i tak prawdopodobnie się sprawdzi! Pamiętacie 'minimum socjalne’ na Bitcoinie? Czy sprzedawca marzeń ryzykuje swoją ekspozycją adekwatnie do Ciebie? Czy może w najgorszym przypadku spadnie jego liczba fanów na Twitterze i popyt na następny 'produkt’?

I najważniejsze. Posłużmy się przykładami. Wspomniani wyżej Schwarzmann czy Marks tworzyli fundusze, które z czasem stały się publicznie notowane. Dzięki temu udziałowcy otrzymali prawo do podziału zysków i wzięcia udziału w rozwoju tych firm. Ale zarówno Marks jak i Schwarzmann ryzykowali porażką i ręczyli za ostateczny sukces własną głową. Inwestorzy nie kupowali kota w worku, a portfel wycenianych na rynku aktywów. Nie kupowali obietnicy stworzenia takowego! Gdy dokonywali błędnych analiz – tracili wraz z wszystkimi udziałowcami. Czy interesy rynkowe Twojego guru są naprawdę zbieżne z tym, co podpowiada Ci byś robił na rynku? Jak możesz zweryfikować jego ekspozycję?

Na własne ryzyko

Uczyń siebie odpowiedzialnym za własne wybory. Próbuj myśleć nieszablonowo, a nim zaczniesz inwestować zastanów się czy rzeczywiście chcesz spróbować odnaleźć się w środowisku niepewności. Inwestowanie w kryptowaluty czy akcje wbrew temu, co mówią szkoleniowcy nie jest 'dla wszystkich’. Wiele osób, najczęściej z uwagi na osobiste skłonności może osiągnąć lepsze wyniki inwestując w metale szlachetne, obligacje czy inne instrumenty o stałym dochodzie. Jednak jeśli chcesz podjąć rękawicę, -potwierdzaj dane w wielu źródłach.

Internet oferuje szeroki wybór, także darmowych narzędzi pomagających analizować dane oraz wiadomości. Jeśli chcesz robić to 'fachowo’ możesz rozważyć dostęp do Refinitivu, Bloomberga, Capital IQ lub Market Chameleon. Staraj się szukać wskazówek u osób, które mówią o rynku – doszły na nim do dużych pieniędzy. Ale spośród nich także nie wszystkie nie zasługują na Twoją uwagę. Mogą to być wspomniani wcześniej zarządzający funduszami inwestycyjnymi. Poświęc więcej czasu analizie psychologii. Następnie będziesz mógł podjąć bardziej dogłębną próbę zrozumienia zagadnień związanych z ryzykiem (na początek dobrze sprawdzą się książki Howarda Marksa lub Nassima Nicholasa Taleba). Zawsze poddawaj w wątpliwość metody, którymi inwestorzy doszli do wyników. Próbuj ustalić jak wielki wpływ na ich fortunę miał pierwiastek losowości tj. szczęścia (przykład – Michael Burry). Sprawdzaj historię 'autorytetów’ inwestycyjnych.

Może Cię zainteresuje:

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.