Nobliwa europejska poczta ostatecznie przejęta po 500 latach. Trump układa zbliżone plany wobec amerykańskiej
The Royal Mail, tradycyjna, istniejąca od pięciu wieków Królewska Poczta Wielkiej Brytanii, została sprzedana. Jej nabywcą okazał się czeski miliarder, Daniel Kretinsky. Jego holding, Energeticky Prumyslovy (alias EP Group), zapłaci zań kwotę 3,57 miliarda funtów. Brytyjski rząd zachowa jednak tzw. złotą akcję.
Sprzedaż takiej ikony jak Royal Mail gospodarczej naturalnie wywołała w Wielkiej Brytanii wzmożone kontrowersje. Negocjacje w tej sprawie toczyły się od długich miesięcy. Na przeszkodzie stawały, jak zwykle, obiekcje przed utratą kontroli nad strategicznym przedsiębiorstwem przez podmiot zagraniczny.
Jak również bardziej przyziemne, lecz często podnoszone z jeszcze większym obawy przed redukcją zatrudnienia. Zjawiskiem toksycznym dla każdego polityka – a zwłaszcza takiego, który celuje w elektorat związkowy (jak właśnie brytyjska Partia Pracy).
The Royal Mail w paczce
Sytuacja nobliwej Royal Mail była jednak tak zła, że ostatecznie nawet związki zawodowe przyjęły przejęcie poczty przez Kretinskiego z pewnym akcentem nadziei. Ich przedstawiciele wyrazili oczekiwanie, że przejęcie poczty przez czeskiego inwestora może stanowić impuls do odrodzenia się firmy. Którą, w przeciwnym przypadku i pomimo wieków tradycji, czekałby trudny do uniknięcia koniec.
Miliarder prowadził przy tym ze związkowcami rozwlekłe negocjacje. W rezultacie miliarder zobowiązał się do szeregu koncesji. Poczta ma utrzymać swoje tradycyjne logo i symbolikę. Jej siedziba, podobnie jak rejestracja podatkowa, pozostanie w Wielkiej Brytanii. Kretinsky miał także zobowiązać się do zachowania niektórych dotychczasowych zwyczajów Royal Mail (jak np. dostawa niektórych listów w soboty).
Co więcej, w firmie zostanie wprowadzona praktyka regularnych, comiesięcznych spotkań pracowników z kierownictwem. Mają one służyć zwiększeniu zaangażowania tych pierwszych w codzienne zarządzanie pocztą.
Sezon na sprzedaż operatorów?
The Royal Mail jest daleko niejedynym „narodowym” operatorem pocztowym, który znajduje się w podłej sytuacji. Problemy, w których tradycyjny, lecz nieefektywny, nierentowny i zbiurokratyzowany gigant nie może wyjść na prostą zdają się nieomal regułą w tym segmencie. I podobne zapatrywania zdaje się mieć Donald Trump.
Miał on bowiem wyrazić zainteresowanie prywatyzacją amerykańskiego odpowiednika The Royal Mail. U.S. Postal Service, o której mowa, cierpi na przypadłości właściwe wielu dawnym pocztowym monopolistom. Przynosi regularne, miliardowe straty (9,5 mld dol. tylko w tym roku), zaś nowy-stary prezydent USA niechętny jest jej dotowaniu. Podobnie jak jego otoczenie.
Co być może też nie bez znaczenia – pocztowe związki zawodowe uchodzą w USA za bastion Demokratów. W tym kontekście prywatyzacja USPS nie naraziłaby Trumpa na typowe w takiej sytuacji koszty polityczne.