Kurcząca się liczba osób w wieku produkcyjnym i coraz wyższa liczba emerytów – to nie ma prawa przełożyć się na wyższe emerytury. Co więcej, taki scenariusz jest przesądzony i oznacza, że stopa zastąpienia (relacja średnie dochody vs emerytura) będzie spadać. Już sam zrealizowany politycznie pomysł 13, 14 czy 15 emerytury można uznać za sygnał, że w systemie emerytalnym delikatnie mówiąc 'coś jest nie tak’. Pieniądze nie biorą się znikąd i lądują w 'nieprodukcyjnej’ warstwie społeczeństwa. Składki na ZUS będą tylko rosły, a emerytury będą coraz niższe? Potężną, negatywną zmianę da się odczuć prawdopodobnie od 2039 roku. Do tego czasu emerytury będą obliczane względnie 'korzystnie’ wg. starego systemu. Ten uwzględniał tzw. kapitał początkowy.
Prawdopodobnie fiskalnej 'patologii’ związanej z emerytami będzie z biegiem lat tylko przybywać. Dlaczego? Ponieważ emeryci będą stanowili coraz większą część społeczeństwa. Zatem i wyborców… Trzeba będzie przecież politycznie przypodobać się tej grupie. Partie będą w tym ze sobą konkurować. Średnia długość życia z biegiem lat rośnie zarówno dla mężczyzn jak i statystycznie dłużej żyjących kobiet. To stwarza systemowi dodatkowe, strukturalne problemy. Dzietność w Polsce wciąż spada i (niestety) ratunku nie widać. Młode Polki rodzą coraz mniej dzieci, koszty życia rosną wykładniczo i nie wszyscy są w stanie im sprostać generowaniem wyższych przychodów. To nie zachęca do zwiększania potomstwa. Nie zachęca do tego także kultura masowa. Jak widać niżej, nie jest problem wyłącznie Polski.
Jak wybrnąć?
’Eksperci’ sugerują, że od katastrofy może uchronić tylko skokowy wzrost… Imigrantów. Lub podniesienie wieku emerytalnego. Żadna partia nie chce ryzykować debaty nad powyższym. Taka decyzja byłaby politycznym kamikadze. Zwłaszcza biorąc pod uwagę 'populistyczną’ opozycję. Także imigracja w świetle wewnętrznych problemów, w zachodnich krajach nie wygląda na optymalne rozwiązanie sytuacji. Samo podniesienie wieku byłoby i tak tylko półśrodkiem. Nie tylko nie uratowałoby społeczeństwa przed krytycznie niskimi emeryturami spowodowanymi demografią (lub raczej strukturą, na podstawie której operuje ZUS). Ceną takiej decyzji byłyby kolejne lata pracy i brak satysfakcji z systemu emerytalnego jako narzędzia mającego zapewnić obywatelom wizję 'komfortowej starości’. A może system emerytalny to po prostu kolejny 'socjalistyczny’ pomysł, w ramach którego państwo obiecuje obywatelom więcej, niż jest w stanie zagwarantować?
Prawdą jest, by zbankrutował ZUS, musiałoby też zbankrutować polskie państwo. Jeśli uznamy taki scenariusz za kompletnie abstrakcyjny, trzeba przyznać, że utrzymanie go będzie musiało odbyć się kosztem przyszłych emerytów. W prognozie FUS czytamy, że na ok. 1000 osób przypada ok. 400 emerytów. Natomiast w 2061 r. ma być już ich ponad 800. Pesymistyczny scenariusz wskazuje, że do roku 2028 Fundusz Ubezpieczeń Społecznych (odpowiedzialny za wypłatę emerytur) będzie miał deficyt nawet 124 mld zł (wobec… 80,5 mld zł w tym roku). Na emerytury falami przechodzić będą pokolenia z powojennego wyżu demograficznego. Tylko w ciągu najbliższych 4 lat liczba emerytów może wzrosnąć o 300 tysięcy (z samego ZUS).
Spirala deficytu
Tymczasem liczba Polaków, który rząd dopłaca do emerytur, by otrzymywali minimalną stawkę tylko rośnie. Z 23 tys. osób w 2015 do 73 tys. (dane za 2021 rok). Rząd chce także regulować zasady wypłaty dodatkowych, honorowych świadczeń dla emerytów, którzy ukończyli 100 lat. Od 1 marca 2024 r. wypłaty wzrosną o ponad 700 zł i wyniosą 6,2 tys. zł. W ubiegłym roku świadczenie takie pobierało niecałe 3 tys. osób, ale eksperci szacują już, że ich liczba w kolejnych latach będzie prawdopodobnie rosła. Największy problem dotyczyć będzie w okolicach 2040 roku, dzisiejszych 30 i 40 latków.
40 latek z minimalną pensją będzie mógł liczyć na najniższą emeryturę (1588 zł brutto). Jeśli taką emeryturę miałaby otrzymywać 40-letnia kobieta, jej pensja – przez cały okres zawodowy – powinna wynosić równowartość dzisiejszych 5 tys. zł brutto. Nowy system przewiduje, że emerytura liczona będzie wyłącznie z uiszczonych składek. Prognozy ZUS wskazują na stopę zastąpienia (czyli relacja emerytury vs przeciętne osiągane wynagrodzenie) w 2060 roku wyniesie 0,25. Połowa społeczeństwa będzie mogła liczyć na emeryturę w wysokości ok. 1500 zł brutto. Na taką mniej więcej atrakcyjność emerytury mogą liczyć obecnie rozpoczynający pracę. Dla porównania w 2022 było to 0,54.
Jak czytamy: Osoby, które mogą pochwalić się wykształceniem wyższym, mogą doliczyć do swojego stażu 8 lat (a właściwie są one doliczane automatycznie). Nieważne, czy dana osoba uzyskała dyplom licencjata, inżyniera, magistra czy może doktora – bez względu na to wartość doliczana do stażu pracy jest stała i zawsze wynosi 8 lat? Tak było do tej pory, ale czy to naprawdę optymalna droga? Czy naprawdę wykształcenie wyższe powinno wiązać się z taką premią? Prezes ZUS Gertruda Uścińska zasugerowała rozwiązanie. Zachęca przyszłych emerytów do… Dłuższej pracy.
Może Cię zainteresuje:
Dziady Polskie okradzione przez dobroczyńców z sejmu.