Dramat polskich tirowców na granicy z Ukrainą. „Nas zalały ich ciężarówki i zboże, a my czekamy na powrót 12 dni” [AKTUALIZACJA]

Kilka dni temu (6 listopada 2023 r.) rozpoczął się protest polskich tirowców przy terminalach granicznych prowadzących na wschód w miejscowościach Korczowa, Hrebenne i Dorohusk w wyniku oskarżeń o nierówne traktowanie strony polskiej na terytorium Ukrainy. Kierowcy twierdzą, że czekają na wyjazd z kraju od 12 do nawet 15 dni, o co najmniej 10 dni dłużej niż powinni. Co gorsza, niedługo później strona ukraińska wykasowała z elektronicznej kolejki aż 500 pojazdów polskich które planowały przekroczyć granicę w kierunku ojczyzny. Tirowcy są zdania, że doszło do zemsty i próby złamania protestu. Konflikt nasila się.

Koczownicze życie polskich truckerów na Ukrainie

Wszystko zaczęło się od licznych oskarżeń polskich firm transportowych o nierówne traktowanie w systemie kolejkowym strony ukraińskiej o nazwie e-Czerga, który pozwala tirowcom na wjazd, a następnie bezpieczne opuszczenie kraju docelowego. Kierowcy twierdzą, że zamiast załatwić wszystko raz-dwa jak to ma miejsce w Polsce są zmuszeni do koczowania nawet 10 dni na parkingach po drugiej stronie granicy.

Zdjęcia z elektronicznego systemu rejestracji pojazdów, fot. 40ton.pl

Jak informuje portal truckerski 40ton.pl: „ciężarówki wzywane są na granicę tuż przed odprawą. Ukraiński kierowca może więc czekać na wyjazd z kraju po prostu w domu lub wykonywać w tym czasie przewozy lokalne„. Kierowcy zagraniczni takiego przywileju oczywiście nie mają, natomiast oficjalne kanały ukraińskie milczą w tej sprawie. Przewoźnicy stawiają więc na wyjaśnienia *nieoficjalne*.

Nie mam pojęcia, z czego to wynika, że po polskiej stronie kolejki nie ma, a u Ukraińców czeka się tak długo. Niestety w obecnej sytuacji coraz mniej kierowców chce pracować w takich warunkach. To 10 dni nudy, większość wolałaby spędzić ten czas w trasie. Do tego trwa wojna, chociaż przy granicy jest bezpiecznie. Ale nie jest to komfortowa sytuacja.

Tomasz Borkowski z Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu

Podjęto więc decyzję o proteście: pojazdy po stronie polskiej zaczęły być przez naszych tirowców zatrzymywane przy próbie przekroczenia granicy w kierunku wschodnim, przepuszcza się ok. 1 ciężarówkę na godzinę. Ma to na celu zmuszenie polskich i ukraińskich władz do zainteresowania się tematem i znalezienie wspólnego rozwiązania.

fot. Facebook

Niestety, prawdopodobnie w odpowiedzi na protest doszło wkrótce do zdarzenia, które zamiast rozwiązaniem można nazwać tylko eskalacją konfliktu. 500 tirów na polskich tablicach znajdujących się na Ukrainie zostało bowiem wykasowanych z systemu elektronicznej kolejki e-Czerga, co w praktyce oznacza konieczność powtórnej rejestracji i opóźnienie terminu wyjazdu o dodatkowe 1,5 tygodnia. Co gorsza, pobyt powyżej 20 dni na terytorium Ukrainy grozi mandatem w wysokości 5 tysięcy euro.

To jednak nie koniec złych wiadomości. Jak donosi Business Insider za Polską Agencją Prasową, sztab kryzysowy przy województwie podkarpackim przy współpracy z policją przepuszcza tiry bocznymi drogami razem z osobówkami, co oznacza, że protestujący nie są w stanie osiągnąć efektu presji jakiej potrzebują. Wypowiedzi kierowców na Facebooku pokazują, że są wściekli, zdesperowani i oskarżają polskie władze o działanie na szkodę swoich obywateli.

Polscy właściciele firm transportowych argumentują, że ich udział w dwustronnych przewozach na trasie Polska-Ukraina zmalał już do zaledwie kilku procent, mimo że w czasach obowiązywania zezwoleń (które tymczasowo zniesiono w ramach pomocy dla Ukrainy) nasi wschodni sąsiedzi mieli w tej dziedzinie tylko niewielką przewagę. W tym samym okresie wzrost całkowitego wolumenu przewozów na tej trasie zwiększył się trzykrotnie.

Obawy związane z brakiem uczciwej rywalizacji w transporcie komercyjnym prowadzą do poważnych konsekwencji dla branży TLS, w tym potencjalnej fali upadłości. Jacek Sokół z KOPiT podkreśla też, że ukraińscy przewoźnicy psują rynek i stosują inne praktyki godzące w zasady gry fair play:

„Zalały nas ich ciężarówki. To zrujnowało nam zrównoważony do tej pory rynek usług transportowych. Gdyby to były relacje tylko do i z Ukrainy, to nie zdestabilizowało nam rynku, ale niestety firmy ukraińskie stosują nieuczciwe praktyki, między innymi realizując przewozy wewnątrz UE, co jest dla nich i innych pozaunijnych przewoźników bez odpowiedniego zezwolenia bezwzględnie zakazane”

Jacek Sokół z KOPiT

Zobacz też: Unia Europejska chce większej kontroli internetu. Kontrowersje wokół certyfikatów sieciowych

Ukraina odpowiada

Wiceminister Rozwoju Wspólnot, Terytoriów i Infrastruktury Ukrainy, Serhij Derkacz jest zdania, że polscy przewoźnicy obawiają się po prostu konkurencji ze strony Ukrainy. Jego zdaniem, polska granica zaczyna odgrywać rolę kluczowego punktu w eksporcie towarów z tego państwa.

„Polski biznes widzi problem prawdopodobnie w tym, że nasi przewoźnicy zdają się „wywracać” rynek stawek cargo w Europie. Nie jest to prawda. To polscy przewoźnicy trzymają europejski rynek. Polskie firmy dysponują największą flotą ciężarówek w UE – łącznie około połowy całego bloku. Branża transportowa wytwarza znaczny procent polskiego PKB i rząd często jej słucha”

Wiceminister Serhij Derkacz

Polityk twierdzi, że protest polskich kierowców ciężarówek jest nielegalny i stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa obu krajów. Jego zdaniem większość postulatów protestujących jest niemożliwa do realizacji, a celem samej blokady jest uzyskanie uprzywilejowanych warunków dla polskich przewoźników.

Negocjacje dotyczące przedłużenia bezwizowego transportu dla Ukrainy po lipcu 2024 roku są w toku. Jednak przedłużenie zezwoleń do 2025 roku byłoby, według Jacka Sokoła, katastrofą dla polskiej branży transportowej i polskiej gospodarki.

fot. Facebook

W razie niespełnienia ich żądań przez władze obu krajów potestujący grożą zaostrzeniem blokady.

Może Cię zainteresować:

GospodarkaPolskaProtesttransportukraina
Komentarze (0)
Dodaj komentarz