Malta – raj dla kryptowalut czy królestwo biurokracji?

Ogłoszone w zeszłym tygodniu przenosiny BitBay’a z Malty do Estonii wzbudzają, szczególnie w Polsce, spore zainteresowanie. Szukając przyczyny tej decyzji lidera rynkowego przyjrzeliśmy się największym problemom z jakimi podmioty z branży muszą się mierzyć na wyspie.

Malta jest wyspą o ograniczonej przestrzeni i praktycznie bez zasobów naturalnych. Aspiracje, aby stać się światowym graczem i znacznie rozwinąć gospodarkę skierowano więc ku wirtualnej przestrzeni, która nie zajmuje fizycznie miejsca – pozornie. Nacisk na to, aby firmy operujące na rynku kryptowalut miały swoją fizyczną siedzibę zaczęło być odczuwane chociażby przez niewystarczającą infrastrukturę. Brak wystarczającej liczby urzędników, wszechobecna biurokracja, rosnące wymogi regulacyjne, a także spore utrudnienia ze strony banków skutecznie odstraszają operujących na Malcie przedsiębiorców.  

Jak narodziła się „Blockchain Island”?

Gdy we wrześniu 2018 roku na forum Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych Premier Malty – Joseph Muscat ogłaszał, że wyspa wkrótce stanie się „Blockchain Island” cała branża wstrzymała oddech z zachwytu. Było to pierwsze wystąpienie szefa rządu kraju członkowskiego Unii Europejskiej tak otwarte na społeczność kryptowalut. Zwiastowało wprowadzenie długo oczekiwanych przepisów legalizujących rozwiązania finansowe bazujące na technologii Blockchain. Słowa te podziałały na tyle elektryzująco, że na odbywającą się w dniach 1 – 3 listopada 2018 roku konferencję Malta Blockchain Summit zamiast oczekiwanych 5 tysięcy gości przybyło ich prawie 8,5 tysiąca. Z czasem euforia jednak opadła i ukazała się niezaradność tego najmniejszego kraju Unii Europejskiej.

Uciążliwa biurokracja

Na Malcie króluje papier oraz biurokracja. „Blockchain Island” nie daje możliwości pobrania certyfikowanych, elektronicznych wydruków z rejestru przedsiębiorców praktycznie niczego nie można załatwić online. Każda formalna zmiana w Spółkach maltańskich wymaga kilkunastu formularzy i przedstawienia dodatkowych, często absurdalnych dokumentów. Sprawozdania roczne, opinie audytora, wszystkie mają formę papierową. Jeżeli do tego dodamy śródziemnomorską kulturę pracy, mamy gotową receptę na katastrofę. Maltańska biurokracja paraliżuje więc funkcjonowanie większości zarejestrowanych tam przedsiębiorstw. Takie podejście administracji sprawia, że każda nowa inicjatywa, technologia, napotyka na opory wprowadzenia jej przez urzędników. Aby to naprawić, wymagana jest pokoleniowa zmiana urzędnicza.

Podatki

Przed przystąpieniem do Unii Europejskiej gospodarka Malty opierała się na oferowaniu konkurencyjnych podatkowo rozwiązań, powiązanych z silnie rozwiniętą tajemnicą bankową. Unia Europejska w trakcie negocjacji akcesyjnych wymusiła jednak daleko idące zmiany, wskutek czego Malta z raju podatkowego stała się tylko krajem mającym przyjazne rozwiązania podatkowe. Od 2005 roku stopa podatku dochodowego od przedsiębiorstw wynosi 35%. Dzięki systemowi zwolnień część podatków jest zwracana, w wyniku czego efektywna stopa opodatkowania wynosi 5%. Ustawowo, urząd podatkowy posiada 14 dni na zwrot części podatku (30%), jednak ze względu na niewydolność administracji, aplikacje o zwrot rozpatrywane są z coraz większym opóźnieniem, sięgającym 10 miesięcy. Wyobraźmy sobie, że przedsiębiorca musi „zamrozić” na prawie 12 miesięcy 30% swoich dochodów, w oczekiwaniu na bliżej nieokreślony w czasie zwrot. Takie opóźnienia rzutują na płynność przedsiębiorstw i podważają zaufanie do niewydolnej administracji.

Sektor bankowy

Maltański sektor bankowy przez lata cieszył się bardzo dobrą reputacją jako stabilny i godny zaufania. Przystąpienie do Unii Europejskiej wymusiło na bankach dostosowanie się do reguł panujących we wspólnocie. Niestety ani one, ani Malta Financial Services Authority (MFSA), nadzór finansowy, odpowiednik polskiego KNF, nie potrafiły się dostosować do nowej rzeczywistości. Uważni obserwatorzy mówią wystąpieniu Muscata w ONZ jako o próbie przykrycia skandalu z bankiem Pilatus, oskarżonym o pranie brudnych pieniędzy i pomoc w omijaniu sankcji gospodarczych nałożonych na Iran. MFSA nie doprowadziła do upadku Banku Pilatus, ale z dnia na dzień zawiesiła licencję bankową dla tego podmiotu. Takie postępowanie nie powoduje konieczności wypłaty poszkodowanym środków z bankowego funduszu gwarancyjnego. Setki klientów banku pozostawione zostały więc bez rządowego wsparcia, gwarancji, skazane na wieloletnie procesy odszkodowawcze. Analogiczny manewr MFSA zastosowała w 2018 roku w stosunku do banku SataBank, zamrażając pod byle pretekstem rachunki bankowe wszystkich klientów, o czym pisaliśmy tutaj. Tymczasem lokalna administracja przekonywała, że sytuacje te nie będą miały wpływu na lokalną gospodarkę, gdyż klientami tych instytucji byli w większości obcokrajowcy. Okazuje się jednak, że ma i to destrukcyjny.

Usługi bankowe dla krypto

Jeżeli premier jakiegoś kraju ogłasza, że od określonej daty, kraj ten będzie witał z otwartymi rękami biznes krypto, to oczekuje się, że banki również pójdą zgodnie z trendem i zaczną świadczyć usługi bankowe dla branży krypto. Nic jednak takiego się nie. Rz stało. Komunikat okazał się nieskoordynowany z Bankami, które widząc napływ obcego kapitału, postanowiły jeszcze bardziej usztywnić swoje procedury. Skutkiem czego praktycznie niemożliwe okazało się korzystanie z usług bankowych nie tylko dla firm inwestujących w branży krypto, ale i dla większości przedsiębiorców.

Licencje

Malta dokonała sprytnej zagrywki PR-owej, w pierwszej kolejności ogłaszając nową legislację, a dopiero później zastanawiając się nad finalnym kształtem przepisów. Przerośnięta administracja musiała doprowadzić do przeregulowania i rozminięcia się przepisów z oczekiwaniami społeczności. Aparat państwowy nie radzi sobie z ilością aplikacji, które spłynęły w ramach postępowania licencyjnego. Wymyślając rygorystyczne kryteria, władze nie uwzględniły, że de facto z uwagi na brak jednolitych rozwiązań unijnych, będą one obowiązywały tylko w miejscu ich wydania, a jak wiemy, wewnętrzny rynek maltański nie należy do zbyt atrakcyjnych.

Jeżeli do tych wszystkich kwestii dodamy problemy reputacyjne związane z praniem brudnych pieniędzy – Panama Papers, w które są zaangażowane osoby z najbliższego otoczenia Premiera (choć krążą spekulację, że również sam Premier) oraz zabójstwo dziennikarki śledczej, to nie należy się dziwić, że Malta zyskuje status jurysdykcji niepewnej.

BitBay nie jest jedynym rozczarowanym podmiotem z branży kryptowalut, który musiał przemodelować sposób swojego działania. Z punktu widzenia podmiotów zajmujących się działalnością w branżach związanych z nowymi technologiami, poszukiwanie optymalnej jurysdykcji jest czymś zupełnie naturalnym w każdej raczkującej branży.

Materiał został opracowany we współpracy z partnerem Thompson&Stein.

Thompson&Stein to międzynarodowa kancelaria prawnicza specjalizująca się w doradztwie prawnym i podatkowym. Działalność firmy obejmuje m.in. doradztwo przy STO i ICO oraz pomoc w uzyskaniu licencji na obrót kryptowalutami.

BankiKryptowalutyMaltaPodatkiprawo maltańskieregulacjesektor bankowy
Komentarze (0)
Dodaj komentarz