
Amerykanie uderzyli na Iran. Duchy z superciężkimi bombami, „Fordow już nie istnieje”
Dziś w nocy amerykańskie lotnictwo dokonało uderzenia na Iran. Poinformował o tym osobiście Donald Trump, poprzez swoje konta w mediach społecznościowych. Zbombardowano trzy kluczowe obiekty nuklearne – w Isfahanie, Natanz i (być może najważniejszy) Fordow. Ten ostatni uchodzi (uchodził?) za szczególnie trudny do skutecznego porażenia, znajdował się bowiem dziesiątki metrów pod ziemią, pod warstwą litych skał. Stąd też lotnictwo izraelskie nie było w stanie mu dotąd zagrozić.
Przeprowadzenie uderzenia na Iran tej nocy stanowić mogło pewne zaskoczenie. Jeszcze bowiem wczoraj po południu wiceprezydent J.D. Vance miał publicznie wypowiadać się w tonie krytykującym potencjalną interwencję (nader nieprawdopodobne, by uczynił to wbrew woli Trumpa), a nawet oskarżającym Izrael, że usiłuje wciągnąć Stany Zjednoczone w swoją wojnę. Sekretarz stanu Marco Rubio miał zaś informować europejskich odpowiedników, że Biały Dom preferuje rozwiązanie dyplomatyczne.
Trudno stwierdzić, czy wszystko to stanowiło element operacji dezinformacyjnej, czy też Trump prezentował odmienne stanowisko niż jego najbliżsi współpracownicy. Bardziej prawdopodobne wydaje się to pierwsze, biorąc pod uwagę fakt, że przygotowanie precyzyjnego ataku lotniczego na Iran wymagało stosownego odstępu czasowego. Wątpliwe zatem, że decyzja o jego przeprowadzeniu była produktem jedynie chimerycznego charakteru gospodarza Białego Domu.
Wedle mediów izraelskich, podobny charakter miały publicznie sygnalizowane różnice zdań pomiędzy przedstawicielami rządu amerykańskiego i izraelskiego.
Iran pod bombami „Duchów”
Atak tej nocy miały przeprowadzić bombowce B-2A Spirit. Już wcześniej wczoraj zauważono je w trakcie transkontynentalnego lotu. Spekulowano jednak, że może chodzić o wstępny etap, czyli przebazowanie na Bliski Wschód.
Jak się okazało, chodziło bynajmniej nie tylko o przebazowanie. Sześć takich maszyn przeprowadziło naloty na ośrodek w Fordow. Do ataku wykorzystano superciężkie bomby GBU-57, o masie 13 600 kg. Bombowce miały być osłaniane przez myśliwce F-22 i F-35 (wedle niektórych źródeł, także izraelskie F-35).
Dodatkowo, nalotowi towarzyszyło uderzenie pociskami manewrującymi BGM-108 Tomahawk, wystrzelonymi z okrętów podwodnych, na ośrodki w Isfahanie i Natanz. W odróżnieniu od Fordow, uważanego za najbezpieczniejszy obiekt nuklearny, jaki posiadał Iran, dwa ostatnie nie były ukryte w pomieszczeniach wykutych w górskim grzbiecie.
Reaktor w Natanz stał się już zresztą obiektem izraelskiego ataku tydzień temu, na samym początku obecnej wojny.
„Fordow is gone”
Wracając do budzącego największe zainteresowanie (również w Białym Domu) ośrodku w Fordow – wedle informacji amerykańskich, miał zostać całkowicie zniszczony.
Te irańskie są nieco bardziej chaotyczne. Iran sugeruje jednak, że nie doszło do faktycznej penetracji ośrodka przez amerykańskie bomby. Zniszczeniu, zdaniem tamtejszych źródeł, ulec miały przede wszystkim wejścia do kompleksu oraz budynki na powierzchni.

Wiarygodność tych twierdzeń, podobnie zresztą jak amerykańskich, na razie pozostaje kwestią spekulacji – przynajmniej do momentu ujawnienia nagrań ilustrujących efekty uderzenia na miejscu.
Podano także (co akurat potwierdziły źródła saudyjskie), że w Fordow nie odnotowano jakiegokolwiek wzrostu poziomu promieniowania. Iran miał przy tym zawczasu ewakuować i rozmieścić w rozproszonych lokalizacjach swoje zasoby materiału rozszczepialnego.
„Walka o pokój wymaga działań wojennych”
O przeprowadzeniu ataku, a także jego skutkach, poinformował w swoim stylu – tj. we wpisie na portalu Truth Social, który retwittował (re-ixował?) na X/Twitterze – Donald Trump. Według niego, najważniejszy cel ataku, w Fordow, miał zostać całkowicie zniszczony.
Dziś nad ranem (wieczorem czasu waszyngtońskiego) Trump podsumował poprzednie komunikaty w oficjalnym wystąpieniu. Twierdzi przy tym, że nalot miał charakter w założeniu jednorazowy. I choć założenie takie jest niewykluczone, to poczekać trzeba będzie, by zobaczyć, czy faktycznie doczeka się ono realizacji (wiele wojen w toku historii zaczęło się od incydentalnego i w założeniu jednorazowego starcia).
Wedle niepotwierdzonych informacji, Amerykanie poinformowali Iran o ataku tuż przed jego rozpoczęciem. Miał to być sygnał, że nalot nie stanowi próby zmiany reżimu w tym kraju. Trump ostrzegł Iran przed odwetem, grożąc znacząco silniejszym atakiem w takim przypadku. Nieoficjalnie wiadomo przy tym, że Iran jakoś zareagować musi – kwestia jednak skali.
Politycy izraelscy zareagowali entuzjazmem. Zarówno premier Benjamin Netanjahu, jak i ministrowie obrony, obecny – Israel Katz, i były – Jo’aw Gallant – złożyli gratulacje i podziękowania Trumpowi, twierdząc, że dzięki niemu perspektywa, w której Iran wchodzi w posiadanie broni jądrowej, oddaliła się.
W ten sam to uderzyli niektórzy co bardziej konfrontacyjnie nastawieni politycy amerykańscy, jak np. republikański senator Lindsey Graham. Inni jednak, jak też republikański kongresmen Thomas Massie, odnotowali, że działania prezydenta były niekonstytucyjne. Do wypowiedzenia wojny potrzebny jest bowiem akt Kongresu (wymóg ów w ostatnich dekadach ignorowali wszyscy prezydenci USA).
Jak się należało spodziewać, w samym Iranie reakcje były konfrontacyjne, jakkolwiek nieco przytłumione. Tamtejsze media kolportują mapy amerykańskich baz i instalacji w regionie, zaś przedstawiciele Pasdaranu twierdzą, że wszystkie one stały się akceptowalnym celem. Spekuluje się także, że Iran może rychło zablokować cieśninę Ormuz.