Szokujący transfer do Ekstraklasy? Kiedyś kosztował 22 miliony euro!
Jeśli ktoś jakimś cudem ostatnie dwadzieścia lat nie interesował się polską piłką i dziś spojrzy na ruchy transferowe klubów Ekstraklasy – może spaść z krzesła. Nasze kluby wydają więcej niż kiedykolwiek. Tylko w letnim okienku transferowym za nowych piłkarzy zapłaciły już ponad 20 milionów euro. Ale to nie koniec. Na celowniku jednego z naszych klubów znalazł się bowiem piłkarz, który jeszcze kilka lat temu sam kosztował więcej. To Alirez Jahanbakhsh.
Jahanbakhsh w Ekstraklasie? Transfer bez wielkiego ryzyka, ale z potencjałem
Nie jest piłkarzem z czołówek gazet. Chyba, że chodzi o te w Iranie, bo tam jest niekwestionowaną gwiazdą. Dla reprezentacji rozegrał już 92 mecze i licznik dalej bije. Na wyobraźnię szczególnie działają jednak liczby. Siedem lat temu angielski Everton, sprowadzając go z Brighton, zapłacił za niego 22,5 miliona euro. Widzew Łódź, Lech Poznań czy Pogoń Szczecin, o których tutaj prawdopodobnie mowa, nie musieliby płacić za niego ani eurocenta. Jahanbakhsh, po odejściu z SC Heerenveen, od początku lipca jest bowiem wolnym zawodnikiem.
Wiadomo – skoro piłkarz tego pokroju przymierzany jest do polskiego klubu, to naturalne, że peak formy ma już za sobą. Nie wygląda jednak jak facet, który już w wieku 31 lat odcina kupony. W poprzednim sezonie trafił trzy razy i zaliczył dwie asysty w Eredivisie. Jeszcze dwa lata temu był jednak ważną postacią Feyenoordu Rotterdam. Wtedy na przykład, wchodząc z ławki jako joker, potrafił strzelić dwa gole PSV Eindhoven.
Ale Jahanbakhsh to nie tylko liczby, kluby i statystyki. To także – a może przede wszystkim – mental. Gdy w rozmowie z oficjalną stroną FIFA opowiada o swoim dzieciństwie w irańskim Dżirafcie, widać w nim coś więcej niż tylko skrzydłowego z solidnym CV.
„Dorastałem na południu Iranu, gdzie temperatura sięgała 50 stopni. Biegałem boso za piłką i marzyłem, żeby kiedyś reprezentować mój kraj” – wspomina. I to właśnie ta dziecięca zajawka, ta czysta miłość do gry, sprawiła, że w wieku 18 lat opuścił Iran i ruszył do Holandii, nie znając ani słowa po niderlandzku. Sam. Bez rodziny. Tylko z jedną walizką i głową pełną marzeń.
Transferowy hit czy tylko ładne nazwisko? Ekstraklasa już widziała jedno i drugie
Trudno sobie wyobrazić bardziej kontrastowe doświadczenie niż gra przeciwko Anglii czy Hiszpanii na mundialu i… mecz przy Piłsudskiego w Łodzi. Ale może właśnie to jest siłą Jahanbakhsha. Że nie szuka blasku fleszy, tylko nowych wyzwań. Że nie gra dla lajków, tylko dla wartości. Wciąż głodny, wciąż ambitny, wciąż gotowy dawać z siebie maksa.
Czy piłkarz tego pokroju odnalazłby się w Ekstraklasie? Odpowiedź nie jest zerojedynkowa. Były zagraniczne gwiazdy, które odpalały i podbijały ligę. Jak na przykład Danijel Ljuboja, który zachwycał w barwach Legii Warszawa, nawet grając na chodzonego. Ale byli i tacy, którzy z różnych powodów się odbijali, wyjeżdżali i tydzień później nikt o nich nie pamiętał.
Tak czy inaczej – to byłby interesujący smaczek. Każdy transfer piłkarza tego pokroju to mały plusik przy reputacji Ekstraklasy i jej klubów. A jeśli odpali? Trafi na podatny grunt? Złapie radość z gry? Wtedy może odpalić na poważnie i dać coś więcej niż tylko sprzedaż klubowych koszulek w Iranie. Bo jeśli ktoś w wieku 31 lat wciąż chce coś udowadniać, to już połowa sukcesu.