Lewandowski i spółka robią swoje! Polska wygrywa 3:1 z Finlandią, walka o mundial nabiera rumieńców
Misja wykonana. Reprezentacja Polski wygrywa 3:1 z Finlandią i umacnia się na drugim miejscu w tabeli eliminacji mistrzostw świata. W tym momencie Biało-Czerwoni mają dziesięć punktów. Tyle samo, co prowadzący Holendrzy, jednak Oranje mają o jeden rozegrany mecz mniej. To nie było porywające widowisko, ale jakość, skuteczność i przede wszystkim wynik są po stronie kadry Jana Urbana, który zachowuje ciągłość i nie przegrywa drugiego meczu z rzędu.
Polska wygrywa z Finlandią. Lądujemy na drugim miejscu w grupie
Zapowiadaliśmy to spotkanie jako trudne. Ciężarem znacznie trudniejsze niż to ostatnie w Rotterdamie, kiedy sensacyjnie remisowaliśmy z Holandią. W Niderlandach mogliśmy, tutaj absolutnie musieliśmy wygrać, jeśli chcieliśmy na poważnie liczyć się w walce o mundial. Zadanie zostało wykonane na czwórkę z plusem. Byłaby piątka, gdyby nie końcówka i strata gola na 1:3, który niepotrzebnie zmącił nieco cały obraz tego widowiska.
Królowaliśmy we wszystkich statystykach ofensywnych. Wyglądało to tak, jak miało i powinno wyglądać w rywalizacji ze słabszym przeciwnikiem, za jakiego należy postrzegać Finów. W Helsinkach, kiedy przegrywaliśmy 1:2, potrafili nas zaskoczyć. Wydrzeć, wywalczyć. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie nasi piłkarze nie zostawili im zbyt dużego pola manewru. Może poza wspomnianą końcówką, kiedy na 1:3 najpierw trafił Benjamin Kalmann, a chwilę później o mały włos Finowie nie zdobyli bramki na 2:3. Rywal gola nie uznał, bo w tamtej sytuacji nieprzepisowo potraktowany został Paweł Wszołek.
Cash trafia w drugim meczu. Wraca normalność
Kolejnego gola, drugiego z rzędu w reprezentacji, dorzucił Matty Cash. Nie było to co prawda trafienie tak doskonałe, jak w rywalizacji z Holandią, ale liczba jest liczbą. I robi wrażenie. Piłka uderzona zza pola karnego, po delikatnym rykoszecie, wpadła do fińskiej siatki. W doliczonym czasie pierwszej połowy do bramki ponownie, po krótkiej przerwie w kadrze, trafił Robert Lewandowski. To napastnik Barcelony asystował też przy bramce numer trzy autorstwa Jakuba Kamińskiego.
W kuluarach, w mediach. Wszędzie przewija się przeważnie jedno słowo: normalność. To wynik, który nie jest bardzo zaskakujący, jeśli wszystko w reprezentacji jest tak, jak powinno. Zdaje się, że tego się właśnie doczekaliśmy. Normalności. Bez koncertów ani górnolotnych zapowiedzi. Tylko tyle i aż tyle.