Jan Urban selekcjonerem? 7 faktów o potencjalnym trenerze reprezentacji Polski, które mogą cię zaskoczyć
Czy to już pewne? Według Romana Kołtonia, Cezary Kulesza „konkretnie” rozmawia z Janem Urbanem. Choć oficjalnego ogłoszenia jeszcze nie ma, wszystko wskazuje na to, że to właśnie były trener Legii, Górnika czy Osasuny przejmie schedę po Michale Probierzu. Zanim jednak zaczniemy wyprzedzać fakty i oceniać ten wybór, warto poznać lepiej samego Urbana. Przedstawiamy siedem rzeczy, które mówią o nim znacznie więcej niż same nazwy klubów, w których grał lub które trenował.
Jan Urban trenerem kadry? Tego możesz o nim nie wiedzieć
Choć odpalona przez nasz sztuczna inteligencja wyżej oceniła szanse Jerzego Brzęczka, Nenada Bjelicy czy Marka Papszuna, decyzja prezesa Kuleszy zdaje się być podjęta.
Na podstawie świetnego wywiadu, którego Urban udzielił hiszpańskiemu serwisowi Relevo, wybraliśmy siedem rzeczy, które pokazują, kim naprawdę jest człowiek, który może lada chwila poprowadzić Biało-Czerwonych.
1. W Pampelunie był bogiem, ale i równym gościem jednocześnie
Urban w Osasunie to nie był po prostu piłkarz. To był idol, lider i – jak sam mówi – po prostu „jeden z nich”. „Ludzie traktowali mnie jak swojego. W soboty siadali w barze, pili piwo, a potem szli na stadion. Gdy strzelałem gola, robiłem to właśnie dla nich” – opowiadał Urban w rozmowie z Relevo. Strzelał Realowi Madryt, grał na najwyższym poziomie, a mimo to nigdy nie odleciał.
2. Mógł odejść do większego klubu. Został z lojalności
Zainteresowanie jego osobą wykazywały większe i znacznie bogatsze kluby z Hiszpanii. Urban? Odmówił. „Nie chciałem opuszczać Pampeluny. Czułem się tam potrzebny” – mówi. W dzisiejszych czasach, gdy lojalność w piłce to towar deficytowy, jego postawa musi budzić szacunek. Osasunie oddał 6 lat życia, 184 meczów i 58 bramek. Dla klubu to była epoka złota. Może powinien być bardziej samolubny? Może zagrałby w gigancie? Tego dziś już się nie dowiemy.
3. Przeprowadzka do Hiszpanii… rozwinęła go kulinarnie
Polak z czasów PRL, który nie znał języka i trafił do hiszpańskiego klubu? Brzmi jak przepis na szok kulturowy. Ale Urban chłonął nową rzeczywistość. Dostosował się, doskonale wtopił w tłum, dając się lubić nie tylko na boisku. „Pokochałem słodkie rzeczy, których w Polsce się unikało. Nauczyłem się też pić kawę. I to nie rozpuszczalną” – śmieje się Urban. To detale, ale pokazują, że był gotów się uczyć i dostosować. A to cecha także dobrego trenera.
4. Nie miał menadżera. A mimo to zrobił karierę
Dziś każdy nawet średnio utalentowany piłkarz ma agenta, sztab PR-owy i doradców. Wtedy Urban pojechał do Osasuny sam. Bez menadżera, bez „pleców”, bez znajomości. I wywalczył miejsce w pierwszym składzie. Jego historia to dowód na to, że można osiągnąć coś wielkiego mając tylko charakter, talent i ciężko pracując. Reprezentacja potrzebuje dziś kogoś, kto wie, czym to naprawdę smakuje.
5. Dla Hiszpanów Jan Urban wciąż jest legendą. A dla nas?
Gdy Urban pojawia się w Pampelunie, kibice nadal go rozpoznają. „Kiedy wracam, ludzie na ulicy wciąż się uśmiechają. Czuję, że tam zostawiłem coś więcej niż gole” – mówi w Relevo. Czy tam jest bardziej doceniany niż u nas? Bez przesady – w końcu w polskiej lidze wygrał wszystko, co tylko się dało. Zarówno jako piłkarz, jak i trener.
6. Przeżył piekło – był blisko śmierci w młodości
Urban wspomina też, że jako młody chłopak cudem uniknął śmierci. „Miałem 17 lat i omal nie zginąłem w wypadku. Auto wpadło w poślizg. Gdyby nie pasy, nie byłoby mnie tu” – opowiada. To doświadczenie ukształtowało jego charakter. „Od tamtej pory niczego się nie boję” – mówi. W kontekście presji związanej z prowadzeniem kadry brzmi to jak wiążąca deklaracja.
7. Jan Urban do dziś śledzi ligę hiszpańską… ale nie zapomina o Górniku
Urban nie zerwał kontaktów z Hiszpanią. Ogląda mecze La Liga, utrzymuje znajomości z dawnymi kolegami z Osasuny, a jednocześnie pozostaje wierny swoim polskim korzeniom. Górnik Zabrze? To jego klub – jako piłkarza i jako trenera. Reprezentacja Polski? To naturalny krok dalej.
Kto wie, może połączy doświadczenie z Navarry z górnośląskim uporem i stworzy coś, czego tej kadrze tak bardzo brakowało. Zadziorność. Charakter. I co najważniejsze – ducha drużyny, który za kadencji Michała Probierza ewidentnie z niej uleciał.