Ekstraklasa zaskakuje! Takich transferów dawno nie było. Czas zacząć doceniać naszą ligę?
Powtarzanie jak mantrę tego, że Ekstraklasa jest przerażająco słaba i szkoda czasu na jej oglądanie, należy włożyć między bajki. W rozgrywkach europejskich idzie nam różnie. Liga Mistrzów i Liga Europy to za wysokie progi, ale Liga Konferencji okazała się naszym drugim domem. W tym sezonie będziemy kibicować tam aż czterem naszym klubom. Fakty są takie, że polskie kluby wydają teraz najwięcej, grają najlepiej i przyciągają coraz większe nazwiska. Także te polskie.
Ekstraklasa – liga, której nie doceniamy?
Wyjazd za granicę dla polskiego piłkarza to wciąż spora zagwozdka. Znacznie mniejsza niż jeszcze dziesięć czy dwadzieścia lat temu, kiedy transfer do Włoch, Hiszpanii czy Anglii był jak przenosiny w inny wymiar, ale jednak. Nasi piłkarze jednak coraz częściej wyjeżdżają w młodym wieku, nawet poniżej pełnoletności. Szlifują umiejętności pod okiem lepszych trenerów, w lepszych warunkach, ale nie zawsze wszystko idzie tak, jakby sobie tego życzyli. Nie każdy jest Robertem Lewandowskim, Wojciechem Szczęsnym czy Łukaszem Fabiańskim, którzy z Polski wyjechali i raczej nie mają zamiaru tutaj wracać.
Piłkarzem, o którym najgłośniej mówi się w ostatnich godzinach, jest Kamil Jóźwiak. Skrzydłowy pięć lat temu opuszczał Lech Poznań jako jeden z największych polskich talentów i młody reprezentant. Wraca jako piłkarz bez klubu, w praktyce wypluty przez drugą ligę hiszpańską. Nie zrobił furory ani w angielskim Derby County, ani Charlotte FC (w USA wiodło mu się jednak najlepiej), ani w Granadzie, z którą spadł do Segunda Division. Teraz ma ponoć podpisać kontrakt z Jagiellonią Białystok. Powrotów – tych już przyklepanych – jest jednak więcej.
Chociażby jego kolega ze starych czasów w Lechu – Robert Gumny – który postanowił wrócić do Poznania. Jemu wiodło się lepiej niż Jóźwiakowi. Przez kilka lat regularnie grał dla występującego w niemieckiej bundeslidze Augsburga. W ostatnim sezonie ostatecznie wylądował w rezerwach i Lech mógł zgarnąć wychowanka za darmo.
Legia łowi najgłośniej
Prawdziwy połów wśród piłkarzy, którzy kiedyś wyjechali z Ekstraklasy na podbój rozmaitych lig, przeprowadziła jednak Legia Warszawa. Najgłośniejszym transferem jest ten ostatni. Na Łazienkowską nieoczekiwanie trafił Kacper Urbański. Jeden z najbardziej utalentowanych polskich piłkarzy, którego kariera z jakiegoś powodu znalazła się jednak na zakręcie.
W poprzednim sezonie nie przebił się ani w Bolonii, ani w Monzy, do której został wypożyczony. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się jednak, żeby do Ekstraklasy trafił 21-latek z dorobkiem kilkudziesięciu meczów w Serie A, po debiucie w Lidze Mistrzów i z jedenastoma występami dla reprezentacji Polski. W Ekstraklasie, w barwach Lechii Gdańsk, debiutował jako 15-latek. W Serie A jako 16-latek. Meldując się w stolicy ma wiele do udowodnienia, ale zdaje się jeszcze więcej do zaoferowania.
Kolejne nazwiska? Do Legii trafili też Kamil Piątkowski, Arkadiusz Reca i Damian Szymański. Każdy z nich osiągnął mniejszy lub większy sukces za granicą. Nazwisko każdego powinno mówić też coś choćby niedzielnemu kibicowi reprezentacji Polski.
Powroty, które zmieniają obraz ligi
Kolejnymi piłkarzami, którzy po długoletnich wojażach, z bagażem doświadczenia, wrócili do rodzimej ligi, są Marcin Kamiński i Mateusz Klich. Pierwszy, przez dziewięć lat grał w klubach niemieckich, kończąc jako kapitan potężnego niegdyś Schalke 04. Od wyjazdu tego drugiego minęło aż czternaście lat. Grał w Niemczech, Holandii i Anglii, a na ostatnie trzy lata zakotwiczył w Stanach Zjednoczonych.
Ekstraklasa przez lata była ligą, z której się uciekało. Dziś coraz częściej staje się miejscem, do którego się wraca – z bagażem doświadczeń, z nazwiskami, które robią różnicę i z ambicją, by jeszcze coś udowodnić. Jeśli ten trend się utrzyma, zamiast marudzić, że „nasza liga jest słaba”, zaczniemy wreszcie mówić, że wraca moda na granie w Polsce.