Cisza w Kotle Czarownic. Stadion Śląski na Polska – Nowa Zelandia wyglądał jak opuszczony
Jeśli ktoś przed towarzyskim meczu Polska – Nowa Zelandia spodziewał się święta futbolu, może być rozczarowany. W rzeczywistości był to jeden z najbardziej ponurych obrazków z kadrą w roli głównej ostatnich lat. Stadion Śląski, legendarny „Kocioł Czarownic”, który niegdyś kipiał od emocji, tym razem przypominał raczej chłodną, pustą halę. Deszcz, zimno i przeciętny rywal sprawiły, że nawet najwierniejsi kibice woleli zostać w domu.
Polska – Nowa Zelandia: mecz w przygnębiającej scenerii Stadionu Śląskiego
Na trybunach zasiadło oficjalnie 30 412 widzów, podczas gdy stadion może pomieścić ponad 54 tysiące. Górne sektory świeciły pustkami, a dolne zapełniły się tylko częściowo. W wielu miejscach widać było całe rzędy pustych krzesełek. Widok, do którego kibice kadry raczej nie są przyzwyczajeni.
„Na trybunach pustki, obiekt wygląda bardzo smutno. Trzeci mecz kadry w tym roku w Chorzowie i znów bez emocji. Trzeba było zagrać gdzieś indziej” – pisał na platformie X dziennikarz Robert Błoński. Z kolei Michał Pol dodał: „Myślałem, że Śląsk spragniony reprezentacji. Takich pustek na Śląskim nie pamiętam”.
Cisza zamiast dopingu, chłód zamiast ognia
Jedna z grup kibiców próbowała poderwać stadion do życia. Od czasu do czasu słychać było skandowane „Polska, Polska!”, ale echo tych okrzyków ginęło w betonowych przestrzeniach stadionu. Reszta trybun milczała. Mecz towarzyski z egzotycznym rywalem, który – w przeciwieństwie do nas – ma już awans na mundial, nie porwał ani atmosferą, ani poziomem gry.
Na murawie niewiele się działo. Biało-Czerwoni wygrali 1:0 po pięknym golu Piotra Zielińskiego w 49. minucie, ale spotkanie bardziej przypominało trening niż widowisko. Trener Jan Urban postawił na rezerwowych i testował ustawienia przed meczem eliminacyjnym z Litwą.
Stadion Śląski przez dekady był symbolem polskiego futbolu. Miejscem, gdzie rodziły się legendy i gdzie doping zagłuszał wszystko. Tym razem jednak w powietrzu unosiło się coś zupełnie innego – cisza, chłód i poczucie obojętności. To trzeci mecz reprezentacji w Chorzowie w tym roku, po spotkaniach z Mołdawią i Finlandią. Wtedy frekwencja była znacznie lepsza: 37 tysięcy z Mołdawią i prawie 50 tysięcy z Finami. Teraz? Około 30 tysięcy i atmosfera, która – jak pisali kibice – „bardziej pasowała do sparingu w Bełchatowie”.
Polska wygrała, ale trudno mówić o wielkiej radości. Stadion, który kiedyś był synonimem pasji i narodowej dumy, tym razem wyglądał jak pusty pomnik. I choć wynik poszedł w świat, to obraz półpustego Śląskiego zostanie w pamięci wielu dłużej niż sam mecz.