553 dni poza futbolem. Czy to moment, na który czekał Arkadiusz Milik?
Przez długi czas wyglądało to jak jedna z tych historii, które ciągną się bez końca. Arkadiusz Milik znikał z boisk, wracał na chwilę, znów wypadał i… znów zapadała cisza. Po 553 dniach od ostatniego występu znów pojawił się na murawie w Continassie. Na razie tylko częściowo, na razie bez fajerwerków, ale jednak już z piłką i z zespołem. Po miesiącach rehabilitacji, operacji, mikrourazów i kompletnie absurdalnego wypadku w siłowni, który znów wyhamował jego powrót, Polak otrzymał zielone światło od sztabu medycznego Juventusu.
Milik wraca do gry? To jeszcze nie jest comeback. To dopiero pierwszy krok
Lista problemów zdrowotnych Milika wygląda jak raport medyczny weterana wojennego, a nie 31-letniego napastnika. Kontuzja kolana, operacja łąkotki, problemy mięśniowe aż w końcu feralna kontuzja piszczeli po nieszczęśliwym incydencie w siłowni. Efekt? Ponad półtora roku poza grą, bez jednego oficjalnego meczu w barwach Juve.
W tym czasie Milik był widywany głównie na trybunach. Albo przy okazji zupełnie niezwiązanych z futbolem wydarzeń, jak spotkanie z Carlosem Alcarazem podczas ATP Finals w Turynie. Dla kibiców był raczej symbolem pecha niż realną opcją. Wszyscy już tak naprawdę o nim zapomnieli.
Spalletti zyskuje bezcennego jokera?
Luciano Spalletti doskonale wie, że nie może się spieszyć. W Turynie nikt nie mówi o wielkim powrocie, nikt nie pompuje balonika. Juventus planuje powolne wprowadzanie Milika, odbudowę fizyczną i dopiero potem ewentualny powrót do kadry meczowej.
Ale kontekst jest ważny. Kontuzja Dušana Vlahovicia otwiera przestrzeń. A Milik, jeśli tylko zdrowie pozwoli, może być doświadczoną alternatywą z ławki, może graczem na końcówki. Kimś, kto zna Serie A, zna presję i nie boi się odpowiedzialności.
W Juventusie panuje pełna ostrożność. Przez ostatnie 18 miesięcy Milik już kilka razy wracał, by po chwili znów zniknąć. Tym razem jednak coś się zmieniło. Jest zgoda lekarzy, są pierwsze treningi z zespołem i realna ścieżka powrotu. Czy to wystarczy, by jeszcze raz zobaczyć Milika w roli realnego napastnika Juve? Nikt nie daje gwarancji. Ale po 553 dniach ciszy jedno jest pewne: historia jeszcze się nie skończyła.
