„Zapora przeciw tyranii” na cenzurowanym. Rząd chce znieść 800-letnie zabezpieczenie przed nadużyciami władzy

„Zapora przeciw tyranii” na cenzurowanym. Rząd chce znieść 800-letnie zabezpieczenie przed nadużyciami władzy

Gabinet chce, by Wielka Brytania pozbyła się jednego z najstarszych elementów ustrojowych tego kraju, a zarazem jednego z nielicznych narzędzi, którym dysponuje szeroka publika do obrony przed arogancją, nadużyciami i samowolą rządu. Jak się wskazuje – dokładnie tych cech, które wielu Brytyjczyków przypisuje obecnemu rządowi Laburzystów. Przedstawiony przez brytyjski resort sprawiedliwości plan faktycznej eliminacji ław przysięgłych z brytyjskiego sądownictwa wywołał zatem publiczną burzę, falę sprzeciwu i festiwal oskarżeń.

Gdy 15 czerwca 1215 roku – osiem wieków temu, na łące Runnymede opodal zamku Windsor, zbuntowani angielscy baronowie zmusili króla Jana bez Ziemi do podpisania Wielkiej Karty Swobód, z pewnością nie zdawali sobie sprawy, że położyli ideowy fundament pod ustrój prawny nie tylko angielskiej monarchii, ale też większości dzisiejszych krajów pretendujących do miana państw prawa. Idea polityczna, w ramach której poddani nie są jedynie bezwolną własnością monarchów, lecz autonomicznymi, podmiotowymi jednostkami, okazała się mitem, na którym przez długi czas opierała się Wielka Brytania, i nie tylko ona.

I choć współczesne państwa demokratyczne rzadko traktują swoich obywateli z jakimś radykalnie większym marginesem podmiotowości niż średniowieczni władcy, to choćby udawanie, że tak się dzieje, stanowi podstawę legitymizacji ich funkcjonowania. W tym sensie Wielka Karta uchodzi za pierwszą europejską quasi-konstytucję. Dokument ten, jak wiadomo, przewidywał takie nowinki jak zakaz uznaniowego nakładania podatków, arbitralnych aresztów i wywłaszczeń czy prawo do sądu, z sądem rozumianym jako grono „równych sobie”. Z tego właśnie wzięły się ławy przysięgłych.

„Przed sądem równych sobie”

Ławy te, orzekając o winie lub niewinności, do dzisiaj są fundamentem systemu sądowniczego w krajach anglosaskich. Przez lata naturalnie instytucja ta ewoluowała, zaś zawodowi prawnicy zwykli patrzyć na ciało to, złożone ze zwykłych ludzi, z przymrużeniem oka. Pomimo wszelkich ograniczeń swej znajomości prawa, ławy przysięgłych stanowią „element społeczny” sądownictwa, niezbędny do prawomocnego skazania, i ograniczający w ten sposób wszechwładzę i samowolę sędziów. A co za tym idzie – państwa, którego sędziowie ci są w ten czy inny sposób nominatami.

Pomimo tej fundamentalnej funkcji, sądownictwo z udziałem przysięgłych – niegdyś powszechne, również i w Europie – do dziś zachowały głównie Wielka Brytania, USA i kilka krajów Commonwealthu. Znacznie większa liczba ławy zniosła (szczególnie gdy przejmowali tam władzę różnego rodzaju dyktatorzy – była to z reguły jedna z pierwszych decyzji, jakie podejmowali oni w celu podporządkowania sądownictwa swojej kontroli). Dla wszelkiego rodzaju rządów sądy przysięgłych są bowiem tak niewygodne, kłopotliwe i w dodatku drażnią ego – żeby władza miała się pytać obywateli o to, czy może kogoś skazać…?

Niestety, wygląda na to, że grono państw, które ów wynalazek cywilizacyjny zachowują, ponownie się uszczupli. I to, co szczególnie rażące, ma do dotyczyć samego jego źródła i wynalazcy, Zjednoczonego Królestwa. Tego bowiem chce tamtejszy laburzystowski rząd, przez większość Brytyjczyków uważany za nieudolny, a przy tym mocno lewicowy i przejawiający agresywne zapędy kontrolne. Twarzą tych postulatów jest minister sprawiedliwości (lord kanclerz), David Lammy. Jak twierdzi – najpewniej bezwiednie powtarzając argumenty historycznych autokratów – że „usprawniłoby” to sądownictwo.

Wielka Brytania odcina przeszłość?

Wedle przedstawionego przezeń planu, w brytyjskich sądach (Crown Courts) stworzono by odrębne wydziały orzecznicze (Bench Divisions), w których przysięgli zostaliby wyeliminowani, zaś pełnię władzy przejęliby sędziowie. Wyjątki zarezerwowano by jedynie dla najcięższych zbrodni, a także procesów uznanych za „w interesie publicznym”. Oczywiście o tym, które w istocie takie są, decydowałaby uznaniowo władze, tym samym sprowadzając mechanizm zabezpieczający przed samowolą sądową do zupełnego absurdu. A w praktyce – zupełnie go eliminując.

Jak się można było spodziewać, postulat, by zniszczyć liczący osiem wieków mechanizm konstytucyjny, wywołał furię publiki i wielu polityków. Plan określano jako „haniebny”, „absolutnie szaleństwo”, „paliwo tyranii”, „kradzież wolności obywatelskich” etc. Wielu przyznaje, że faktycznie brytyjskie sądy są zawalone zaległymi sprawami – dodając jednak jadowicie, że nie byłoby tak, gdyby rząd zapychał ich dziesiątkami tysięcy prób cenzurowania wyrażania opinii politycznych, jednocześnie z chorobliwą pobłażliwością traktując sprawców faktycznych przestępstw – szybko wypuszczanych i zaraz popełniających kolejne..

W coraz liczniejszych opiniach komentatorów dzisiejsza Wielka Brytania coraz bardziej przypomina bowiem Koreę Północną. I choć jest w tym naturalnie ogrom przesady – choćby dlatego, że w KRLD za dowolną krytykę władzy trafia się do łagru lub celi egzekucyjnej, tymczasem w Zjednoczonym Królestwie za „mowę nienawiści”, w postaci „urażenia” którejś z faworyzowanych mniejszości, otrzymuje się zaledwie wyroki więzienia i grzywny – to degeneracja wolności osobistych oraz wysokich standardów politycznych, z których niegdyś słynął ten kraj, jest w ostatnich latach olbrzymia i wprost katastrofalna.

Żadnej demokracji dla wrogów demokracji

Dzisiejsza Wielka Brytania to kraj, który dosłownie dziesiątkami tysięcy skazuje ludzi za wpisy twitterowe (i to nie tylko te wulgarne, ale nawet zupełnie kulturalne – ale „niewrażliwe”). Albo za wywieszenie brytyjskiej flagi (podczas gdy władze wywieszają przed urzędami np. pakistańskie). To kraj otwarcie rasistowski wobec białych i programowo dyskryminujący rodzimych, anglosaskich mieszkańców na korzyść czarnych i muzułmanów. W którym ci ostatni otwarcie i bez żadnych konsekwencji okupują ulice na islamskie modlitwy, podczas gdy za publiczne cytowanie Biblii policja grozi aresztowaniem.

To także kraj, który oferuje zupełną bezkarność niektórym sprawcom łamania prawa, o ile maja oni „odpowiednie” poglądy lub kolor skóry. W tym kontekście pomysł, aby usunąć z brytyjskiego systemu także ławy przysięgłych – skazując tym samym Brytyjczyków na niczym nieograniczoną samowolę nominowanych przez władze sędziów – nie bez racji postrzegany jest jako ogromny krok, który uczynić może porównanie do Korei Północnej znacząco mniej przesadzonym – i znacznie bardziej realistycznym. Nic dziwnego, że wywołał furię – ale także nic dziwnego, że rząd by tego pragnął.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!