Zamiast gangów – słuchawki. Deportowani z USA zaczynają życie na nowo… w call center
Dla wielu deportacja oznacza powrót do miejsca, którego nawet… nigdy nie znali. Tak było w przypadku Alberto Salagana. Wyleciał z USA w styczniu, a Meksyk zobaczył pierwszy raz od chwili, gdy miał sześć miesięcy. Urodzony w Acapulco, wychowany w Kalifornii, skończył w gangach, potem w więzieniu, a w końcu na granicy w Tijuanie, z niczym. Bez rodziny, bez pieniędzy, bez pomysłu, jak przetrwać w zupełnie nowym otoczeniu.
EZ Call Center: miejsce, gdzie nie pytają o przeszłość, tylko dają szansę
Ale znał angielski. I to uratowało mu życie. Dzięki organizacji wspierającej deportowanych trafił do EZ Call Center – firmy stworzonej przez innych deportowanych, gdzie prawie każdy pracownik to były mieszkaniec USA. Praca? Telefoniczne kampanie sprzedażowe i windykacyjne dla klientów ze Stanów. Stawka nie powala, ale są prowizje i, co ważniejsze, stabilność.
Założyciel EZ Call Center, Daniel Ruiz, przeszedł przez podobną historię. W Meksyku się urodził, w USA wychował. Po wyroku za narkotyki został deportowany i sam musiał zaczynać od zera. Wiedział, co to znaczy zderzyć się z rzeczywistością kraju, którego się nie zna. Dlatego stworzył firmę i fundację, Borderline Crisis Center, która daje jedzenie, dach nad głową i nowy start.
ASC i Voxcentrix jako ratunek dla byłych więźniów i deportowanych
Podobne podejście ma większy gracz w Tijuanie – ASC (American Survey Company) i jej siostrzana firma Voxcentrix. Mają ponad 550 stanowisk i ludzi jak Luis Luna, który po odsiedzeniu wyroku dożywocia w Kalifornii trafił prosto do Meksyku. Dziś, w wieku 50 lat, z tatuażami po dawnych gangach, mówi wprost: „Gdyby nie ta praca, byłbym dziś na ulicy”.
W ASC nikt nie pyta o przeszłość. Liczy się angielski, zaangażowanie i chęć, by wrócić na właściwe tory.
Choć masowe deportacje zapowiadane przez administrację Trumpa nie osiągnęły jeszcze pełnej skali, to tempo może wzrosnąć. A wtedy to właśnie takie miejsca, jak call center w Tijuanie, będą dla wielu jedyną szansą, by nie wrócić tam, skąd próbowali się wyrwać: do świata bez wyborów.
To historia o drugim życiu i cichym heroizmie. Bez fleszy, ale z headsetem na głowie. O tym, że nawet po upadku, na „obcym” terenie, można stanąć na nogi, jeśli ktoś poda ci pomocną dłoń.
