Zainwestował ćwierć miliona dolarów w coś, co inni wyrzucają z portfela. O co chodzi?
W czasach Bitcoina, złota, ETF-ów, akcji i obligacji, pewien Amerykanin postanowił pójść pod prąd. Zgromadził pięć milionów nikli o zawrotnej wartości ćwierć miliona dolarów. Twierdzi, że to „ostatni prawdziwy hedge przeciw inflacji”. Eksperci pukają się w głowę, ale czy na pewno słusznie? On sam twierdzi, że to inwestycja doskonała pod każdym względem. ’
25 ton monet i „Nickel Standard”. Nowa filozofia inwestowania
Niejaki Kyle Mitchell ogłosił na X’ie, że zainwestował 250 tysięcy dolarów w fizyczne nikle. Mówiąc wprost: kupił morze amerykańskich monet o nominale pięciu centów. W sumie zebrał ich pięć milionów sztuk, czyli prawie 25 ton metalu, które trzyma w bankowym depozycie.
Mitchell uważa, że w każdej monecie kryje się wartość, której większość ludzi nie dostrzega. Każda z nich zawiera 75% miedzi i 25% niklu, co oznacza, że wartość metalu użytego do ich produkcji stanowi nawet 95% wartości nominalnej. Kiedy rząd USA zmieni skład monet i wycofa je z obiegu, wtedy do gry – cały na biało – wkroczy Mitchell.
„Znikną z obiegu z dnia na dzień, tak jak monety ze srebra próby 90% po 1964 roku. Posiadacze tych monet odnotowali 10–15-krotny wzrost nominalny w ciągu kolejnych dekad, ponieważ wartość wytopu przewyższała inflację.” – napisał.
„Najgorszy scenariusz? Mam 250 tys. dolarów w legalnym środku płatniczym” – mówi. W USA już teraz nie wolno topić ani eksportować nikli i centów. Za złamanie przepisu grozi do 5 lat więzienia i 10 tys. dolarów grzywny. Mitchell nazywa swój pomysł „Nickel Standard”. Z uporem maniaka przekonuje też, że monety to „ostatni prawdziwy hedge przeciw inflacji”.
„Monety? Spóźniłeś się o pół wieku”
W swoich wpisach często przypomina, że podatki w USA można zapłacić w niklach, a więc – jak twierdzi – to „prawdziwe, dotykalne pieniądze”, których wartość opiera się na realnym surowcu, a nie cyfrowych obietnicach. Nie wszyscy w środowisku podzielają jego entuzjazm. Legendarny trader Peter Brandt skomentował ironicznie: „Spóźniłeś się o 50 lat. W latach 70. handlowałem kontraktami terminowymi na worki srebrnych monet. Wówczas nie było Cię jeszcze w planach.”
Dla jednych Mitchell to ekscentryk z przedziwną obsesją na punkcie monet. Dla innych wizjoner, który widzi wartość tam, gdzie inni widzą drobne. „To nie krypto, nie akcje, nie srebro. To 5 milionów małych roszczeń wobec surowca przemysłowego, który rząd przypadkiem dotuje” – podsumowuje. I nawet jeśli jego inwestycja wygląda jak żart, to chyba lepiej inwestować w pięciocentówki niż… w nic.

gdzie są komentarze disqus?