Zapytałem 13 kandydatów o ich poglądy. Aż 11 olało sprawę. Marne szanse, że po wyborach będzie lepiej
Za kilka dni wybory prezydenckie. W szranki stanęła szeroka grupa kandydatów. Niby różni ich bardzo wiele, ale czy rzeczywiście tak jest? Punkt wspólny stanowi chociażby awersja do dzielenia się poglądami z wyborcami. Przynajmniej w sposób rzetelny, bez robienia z tego przedstawienia. Kampania nie jest przecież po to, by pokazać się od strony merytorycznej…
Program? Nie mam czasu, bo robię cyrk. To znaczy kampanię
Kilka miesięcy temu wymyśliłem sobie, że odpytam kandydatów startujących w wyborach prezydenckich. Nie z ich upodobań filmowych, kulinarnych czy sportowych, ale w tematach istotnych: miejsca Polski na arenie międzynarodowej, bezpieczeństwa, demografii czy mieszkalnictwa. I kryptowalut oczywiście, bo tym zajmuje się przede wszystkim serwis.
Plan zacząłem urzeczywistniać w marcu. Do sztabów rozsyłałem ankiety z pytaniami. Kandydaci dostali identyczne zestawy. Na tamtym etapie nie liczyłem na to, że na moje pytania odpowiedzą wszyscy kandydaci. Ba, zdawałem sobie sprawę z tego, że ankiety przynajmniej kilku z nich wypełnią sztabowcy. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej brutalna. Po kilku tygodniach dobijania się do drzwi sztabów zrozumiałem, że w kampanii wyborczej w ogóle nie chodzi o merytoryczne odpowiadanie na pytania mediów. Wyborcy wolą jeżdżenie hulajnogą, palenie flag, prowadzenie taksówki, machanie kluczem francuskim, unikanie debat albo zapewnianie, że nie jesteśmy skazani na obecny układ polityczny. Tak przynajmniej myślą kandydaci i ich sztabowcy.
Poniżej krótkie opisy tego, jak wyglądało wyciąganie odpowiedzi od trzynastu osób ubiegających się o najwyższy urząd w kraju.
Krzysztof Jakub Stanowski
Zacznijmy od osoby, która swój start przedstawia jako żart. Ponoć chce pokazać Polakom, że mają marny wybór, a kampania to cyrk. Trudno się z nim nie zgodzić, ale nie wiem, czy do tej diagnozy ktoś był nam potrzebny.
Ze sztabem Stanowskiego próbowałem skontaktować się mailowo kilka razy. Bez powodzenia. I można oczywiście napisać, że taka jest konwencja, że w Latarniku Wyborczym też nie wziął udziału. Jego prawo. Ale trochę tego nie rozumiem. Skoro ma to być absurdalna kandydatura, można udzielić absurdalnych odpowiedzi. To jednak wymaga trochę wysiłku. Zdecydowanie bardziej opłacalne jest pokazywanie się w kolejnych debatach, które po prostu dają rozpoznawalność. I kliki. Nie o uświadamianie Polaków toczy się ta gra…
Marek Jakubiak
Jeden z ciekawszych przypadków z listy. Człowiek chce być prezydentem, ale nie jest w stanie ogarnąć strony internetowej dla swojej kandydatury. Po wejściu na nią użytkownik widzi zakładkę kontakt, ale… klikanie niewiele daje. Żyjemy jednak w czasach mediów społecznościowych, więc tam szukam namiarów na sztab posła. Idea była słuszna – na profilu polityka jest adres mailowy i numer telefonu. Ale pożytek z nich niewielki.
Problem polega na tym, że telefon jest wyłączony. Jeśli szczęście dopisze, można usłyszeć sygnał. Rozmówcy już nie. Skoro nie można bezpośrednio, spróbujmy przez pełnomocnika. Tę rolę pełni inny poseł – Jarosław Sachajko. Polityk ma swoją stronę, ma profil na fb. I podaje na nich np. adresy mailowe. Piszę. Odzewu brak. Dzwonię. Bingo! Poseł Sachajko dowiaduje się, o co chodzi i… prosi o maila. No dobrze, może się zapodział poprzedni – wyślę jeszcze raz. Efekt? Brak.
W kolejnych dniach z rozmowami było gorzej – poseł Sachajko po prostu nie odbierał telefonu. Ale raz miałem szczęście. Polityk przepraszał i tłumaczył się obowiązkami. Co z ankietą? Ponoć kandydat się do niej przymierzał. Najwyraźniej jednak pytania przerosły Marka Jakubiaka, bo jej nie odesłał. Może nie były wystarczająco patriotyczne?
Grzegorz Michał Braun
Początkowo i ten sztab nie odpowiadał. W końcu udało się nawiązać kontakt, ale tylko po to, by dowiedzieć się, że kandydat nie weźmie udziału w ankiecie. Bo nie ma czasu. Jest to jakiś konkret. Ja to nawet rozumiem. Gdyby europoseł odpowiadał na pytania, nie mógłby jednocześnie np. palić flagi „eurokołchozu”. Albo uganiać się za flagą ukraińską…
Trzeba też pamiętać, że sztab tego kandydata został uszczuplony w kwietniu. Braun musiał usunąć jednego ze współpracowników, gdy ten wszedł w „relację romantyczną z osobą związaną sakramentem małżeństwa z kimś innym”, jak to ujął poseł Włodzimierz Skalik na platformie X. Niestety, kolejny raz konserwatywne wartości przegrały z femme fatale polskiej polityki.
Adrian Tadeusz Zandberg
Kolejny niepokorny, ale tym razem z lewicowymi hasłami na sztandarach. Poseł zapewnia w swoich wystąpieniach m.in., że nie jesteśmy skazani na POPiS, że inna jakość polityki jest możliwa. Sprawdzam. Na sztabową skrzynkę wysyłam kilka maili. Bez odpowiedzi. Ale od czego są partyjne struktury? Piszę do rzecznika prasowego Razem. Skutku to nie przynosi. Dodzwonić się do niego też trudno. W końcu jednak Mateusz Merta odbiera telefon, zapewnia, że sprawdzi, co się dzieje z kwestionariuszem i da mi znać. Od tego momentu kontakt się urwał – rzecznik już nie odbiera.
Nie można drzwiami, nie da się oknem, to może kominem? Cały czas wierzę w narrację Razem, że budujemy inną Polskę. Piszę na adres Biura Krajowego. I dzwonię do tegoż. Z rozmów niewiele wynika: pytania gdzieś są, może ktoś to ogarnia… A może nie. W końcu dowiaduję się, że odpowiedzi nie przyślą. Przychodzi też mail z sekretariatu partii. Dowiaduję się z niego, że: „kandydat reprezentuje partię Razem. Zachęcamy do znalezienia odpowiedzi w programie partii Razem”. Szach i mat.
Inna Polska może i jest możliwa. Ale czy w tym wydaniu?
Magdalena Agnieszka Biejat
Pozostajemy w politycznym planktonie. I to tym lewicowym. Kontakt mailowy ze sztabem efektów nie przyniósł. Na szczęście na facebookowym profilu kandydatki jest numer telefonu. Jednak podobnie jak w przypadku pana Jakubiaka, niewielki z tego pożytek, bo dodzwonicie się nigdzie. Nie można drzwiami i oknem? Spróbujmy ponownie kominem!
Sztab wyborczy Magdaleny Biejat okazał się odporny na pytania, ale pewnie ze strukturami partyjnymi będzie inaczej. Kontaktuję się z biurem prasowym i… pudło. To może pomocny okaże się rzecznik prasowy Lewicy, Łukasz Michnik? Początkowo nie wygląda to źle – zapewnia, że zajmie się sprawą i… tyle. Potem klasyczna taktyka unikania rozmowy.
Mógłbym załamywać ręce nad tym niepowodzeniem, ale ze strony internetowej kandydatki dowiaduję się np., że głosując na nią dam żółtą kartkę obecnej władzy. Najwyraźniej ktoś jej nie poinformował, że tworzy obóz rządzący. A skoro tam są problemy takiego kalibru, nie wymagam, by ktoś odpisywał na maile…
Maciej Maciak
Nie ukrywam, że na wypełniony kwestionariusz od tego kandydata czekałem najbardziej. Bo po prostu chciałem się dowiedzieć, jaki ma plan na swoją prezydenturę. Chociaż na papierze. W sieci próżno szukać jego programu. Dostępna ulotka zawiera same ogólniki. Ruch Dobrobytu i Pokoju, bo tak nazywa się ugrupowanie stojące za kandydatem, pyta w niej, czy chcę… dobrobytu i pokoju.
Kontaktuję się ze wspomnianym Ruchem i stosunkowo szybko uzyskuję odpowiedź. Wygląda na to, że kwestionariusz uda się wypełnić. Dni jednak mijają, mail nie nadchodzi, więc próbuję podkręcić tempo. Tym razem w odpowiedzi dostaję numer telefonu samego kandydata – to z nim najlepiej ogarnąć sprawę. Człowiek bliski ludu – trzeba szanować.
Dzwonię. A Maciej Maciak szybko odbiera. Przedstawiam sprawę, kandydat stwierdza, że nie jestem jedynym, który przysyła takie rzeczy. Wierzę. Żeby bardziej mi to zobrazować, stwierdza, że ankiety ślą nawet świstaki. Odnoszę wrażenie, że jestem jednym z nich. Ostatecznie kandydat wyjaśnia, że nie ma czasu na wypełnianie kwestionariusza. Ale mogę z nim przeprowadzić wywiad. Niby nie taka była konwencja, jednak na bezrybiu… Pytam zatem, kiedy możemy się umówić na wywiad. A kandydat bez namysłu odpowiada, że z nim nie można się umówić. Jego można „łapać”. Pozwoliłem innym świstakom wybadać drogę do dobrobytu.
Marek Marian Woch
Kolejny kandydat „mniej kojarzony”. Nazwa popierającej go organizacji wskazuje, że jest bezpartyjny. Początkowo wydaje się też, że jest bezsztabowy, bo maile trafiają w próżnię. Na szczęście udaje się nawiązać kontakt z Natalią Kruczek, która działa w owym sztabie. Wyjaśniam sprawę i dowiaduję się, że kandydat z pewnością odniesie się do naszej sprawy.
Mijały dni, a Marek Woch się nie odnosił. Kolejna seria przypominajek i wymuszajek. Dostaję zapewnienie, że już zaraz, już za chwilę, wieczorem poznam konkretny termin, gdy ankieta trafi do mych rąk. Potem klasyka: cisza w eterze. Co poszło nie tak? Trudno stwierdzić. Może ktoś akurat potrzebował wsparcia hydraulika? Bez ironii napiszę, że wymiana pękniętej rury w jednym mieszkaniu może przynieść więcej pożytku niż wymiana instalacji w państwie…
Sławomir Jerzy Mentzen
Kandydat na swojej stronie wyborczej przekonuje, że niemożliwe nie istnieje. Powtarzałem to sobie za każdym razem, gdy próbowałem skontaktować się z jego sztabem. A nie było to proste zadanie. Kilka adresów mailowych i wszystkie oferują to samo: nic.
Na szczęście strona zawiera też numery telefonów lokalnych koordynatorów. Wybrałem jeden z nich, zadzwoniłem, wyjaśniłem, kim jestem i poprosiłem o przekierowanie do kogoś, kto zajmuje się kampanią na szczeblu centralnym. Miły pan szybko pomógł. Dalej było już gorzej. Bo na maile wskazany sztabowiec nie odpowiadał. A telefonów nie odbierał. Nie wykluczam, że poszedł w ślady swojego lidera, wskoczył na elektryczną hulajnogę i… do teraz się nie zatrzymał. Nie można przecież jechać i trzymać telefonu w dłoni – to niebezpieczne. Chociaż z drugiej strony, to wolnościowcy – lepiej nie mieszać się w ich życie…
Szymon Franciszek Hołownia
Kontakt mailowy ze sztabem tego kandydata nie wyróżniał się na tle większości konkurentów. Ale dowiedziałem się np., że adres zawierający słowo „media” jest przeznaczony… wyłącznie dla mediów. Bogatszy o tę wiedzę przedstawiłem swoją sprawę i ostatecznie otrzymałem zapewnienie, że kandydat wypełni ankietę. Możliwe, że pomogło dobijanie się telefoniczne do osób zaangażowanych w kampanię. To znaczy wtedy tak myślałem. Bo finalnie odpowiedzi nie dostałem. Kontakt zamarł.
Szymon Hołownia przekonuje na swojej stronie, że ma spore doświadczenie w „realizowaniu marzeń, które wielu uznawało za niemożliwe do realizacji”. Może gdybym napisał w mailu, że wypełnienie tej ankiety przez marszałka Sejmu jest moim marzeniem, że inni uznają je za niewykonalne, to kandydat przyjechałby do mnie osobiście swoją taksówką?
Karol Tadeusz Nawrocki
Przechodzimy do wagi ciężkiej tych zawodów. Zapewne niewiele osób zaskoczę informacją, że kontakt mailowy ze sztabem zaprowadził mnie… no nigdzie. Całe szczęście jest infolinia. Dzwonię (pominę już kwestię początkowych niepowodzeń w tym zakresie), przedstawiam sprawę i słyszę, że sprawa trafi do sztabowców. Super.
Efektów na swojej skrzynce mailowej jednak nie widzę, więc dzwonię ponownie. Dowiaduję się, że sztabowcy znają temat i rozprawiają, co z nim zrobić. Pani przy telefonie bardziej pomóc mi już nie może. Jeśli zapadnie decyzja, że ankieta ma być wypełniona, to ją otrzymam. A jak nie, to nie.
Nie muszę pewnie dodawać, że mail nie przyszedł. A im bliżej było wyborów, tym bardziej malały na to szanse – kandydat zamiast pytaniami o program wyborczy, musiał się zajmować tłumaczeniem, jak wszedł w posiadanie mieszkania pewnego seniora. Startowanie w wyborach prezydenckich w Polsce to nie są proste rzeczy…
Rafał Kazimierz Trzaskowski
Kandydaci Trzaskowski i Nawrocki próbują przekonać nas (i siebie), że dzieli ich niemal wszystko. Ale sztaby obu panów działają podobnie. Kiepsko. Mailowo u prezydenta Warszawy niewiele wskórałem. A z infolinii dowiedziałem się, że pani nie może mi pomóc w kwestiach komunikacji elektronicznej. Bo to nie jej działka. Najlepiej, żebym w sprawie maila… napisał maila. Niezrażony wyjaśniłem, że to nie działa. Pani się zlitowała i zapewniła, iż przekaże kolegom, że do nich pisałem.
Po jakimś czasie zadzwoniłem ponownie. Inna pani wyjaśniła mi, że niewiele w tej kwestii może zrobić, bo to sprawa sztabu. Sztab wie o ankiecie, ale najwyraźniej podjęto decyzję, by jej nie odsyłać. To ma w sumie sens – przecież kandydat musiałby w odpowiedziach podzielić się swoimi poglądami. A w przypadku tego kandydata jest z tym problem…
Joanna Senyszyn i Artur Bartoszewicz
Na koniec dwoje kandydatów, którzy udzielili odpowiedzi. Nie napiszę, że poszło bezproblemowo i wypełnione ankiety miałem po kilku godzinach w skrzynce mailowej. Konieczne było powtarzanie maili oraz telefonów, wręcz narzucanie się. Ale przyniosło to efekt. I za to jestem obojgu wdzięczny – Joanna Senyszyn i Artur Bartoszewicz uszanowali czyjąś pracę.
Wybory prezydenckie 2025. Kampania to chaos
Czy pomysł sprzed kilku miesięcy okazał się totalną stratą czasu? Niekoniecznie. Te starania otworzyły mi oczy. Jeszcze niedawno żyłem w przeświadczeniu, że sztaby wyborcze w Polsce to starannie wyselekcjonowane zbiory specjalistów. Niczym w amerykańskich filmach. Nic bardziej mylnego. Kiedy podzieliłem się tym spostrzeżeniem z jednym ze sztabowców (tak, z niektórymi miałem dłuższe pogadanki), w odpowiedzi usłyszałem gromki śmiech. Rozmówca stwierdził, że cechą wspólną i nadrzędną jest chaos. A im większym budżetem dysponuje komitet, tym jest gorzej. Może i jest filmowo, ale raczej nie należy sobie wyobrażać thrillera politycznego. To bardziej Benny Hill.