Wenecja sprzedana Bezosowi? Protesty na ulicach, mieszkańcy mają dość!

Wenecja sprzedana Bezosowi? Protesty na ulicach, mieszkańcy mają dość!

Wenecja znów na ustach świata. Nie przez zalane kanały, nie przez tłumy turystów z selfie-stickami, ale przez… ślub. I to nie byle jaki. Chodzi o miliardera Jeffa Bezosa i jego wybrankę Lauren Sanchez. Gdy jedni wyczekują celebryckich fotek z gondoli, inni – z transparentami w dłoni – grzmią: „Dość!”. Dlaczego?

Bezos na lagunie, protesty na ulicach. Wenecja mówi: „Dość!”

„Każdy taki event to paraliż miasta. Znów wszystko podporządkowane pod najbogatszych” – mówi Marta Sottoriva, nauczycielka i aktywistka, która już wcześniej walczyła z wielkimi statkami wycieczkowymi czy wykupem mieszkań na Airbnb. Teraz jej głównym celem jest akcja „No space for Bezos”, czyli dosłownie: „Nie ma miejsca dla Bezosa”.

Co wywołało aż taką złość wśród wenecjan? Oficjalnie ślub nie jest jeszcze potwierdzony. Ale nieoficjalnie? Cała Italia już od miesięcy huczy, że w dniach 24–26 czerwca na wyspie San Giorgio odbędzie się najgłośniejsza ceremonia od czasów George’a Clooneya i Amal w 2014 roku. Tym razem jednak nie ma tej magii. Są za to Kim Kardashian, DiCaprio i hotelowe pokoje po 9 tysięcy euro za noc.

A według mieszkańców, rachunek za to płacą oni sami. Niedostępne dzielnice, wzrost cen, jeszcze więcej turystów i polityczne cwaniactwo. Jak mówi radny opozycji Giovanni Martini: „To się dzieje w chwili, gdy Wenecja ledwo zipie pod naporem niekontrolowanej turystyki. To wesele to symbol tej całej patologii”.

Bezos jak Clooney? Raczej jak okupant

Marta Sottoriva nie ma złudzeń. „To nie jest bajka. To sprzedaż miasta najbogatszym. Jakbyśmy byli tylko scenerią pod ich Instagramy”. W ramach protestu aktywiści zawiesili nawet baner „No Bezos” na wieży kościoła, gdzie – według plotek – ma się odbyć ceremonia. Do tego plakaty z głową Bezosa lecącą w kosmos i ulotki w każdej możliwej restrauracji.

Ratusz? Udaje, że nic się nie dzieje. Burmistrz Luigi Brugnaro mówi, że protesty są „haniebne”, a radny ds. turystyki Simone Venturini podkreśla, że „Wenecja już nie takie rzeczy widziała”. Ale mieszkańcy nie odpuszczają. Na dzień ślubu szykują dużą demonstrację.

„To nie problem, że ktoś się tu żeni. Problemem jest to, że nasze miasto znowu sprzedano najdrożej jak się da. I nikt nie pytał, czy chcemy być częścią tej farsy” – podsumowuje Sottoriva.

Bo o ile Wenecja naprawdę widziała już wszystko, od inwazji turystów po szczyt G7, to symboliczny ślub jednego z najbogatszych ludzi świata stał się kroplą, która przelała czarę.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.